... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Oczywiście ów głupiec wtedy jeszcze nie zmądrzał. Zraniony, zaszyłem się na zamku w Riedberg, skłócony z sobą i całym światem. Moja dusza była pełna goryczy. Długo nie mogłem przyjść do siebie. Może pan sobie wyobra- zić, hrabio, jak po tym przeżyciu podziałała na mnie czysta, szczera Pia. Była dla mnie pokrzepieniem. Przed żadną kobietą z wyższych sfer nie mógłbym już z pełnym zaufaniem otworzyć serca. Nie pozwoliłby mi na to brak wiary w szczerość jej intencji. Tylko hrabiance Pii mógłbym zawierzyć, dla jej niepowtarzalnego, szlachetnego usposobienia, nieskalanej duszy. Bez obaw pozwolę jej nosić moje nazwisko. Tylko ona nie splami jego honoru. Zamilkł z westchnieniem. Hrabia Buchenau słuchał go z nieruchomą twarzą. Tylko w jego oczach tliły się niekiedy ponure ogniki. Teraz przetarł je, jakby chcąc coś ukryć. — Tak, tego rodzaj rozczarowania mogą człowiekowi zatruć życie! Kiedy kocha się z całego serca i nagle człowiek pojmuje, że to wszystko było złudzeniem, że padł ofiarą podstępnego oszustwa... Tak, młody przyja- cielu... o jakże dobrze cię rozumiem, zbyt dobrze! Przez chwilę milczeli patrząc na siebie. Potem także hrabia Buchenau zdobył się na opowieść o wydarzeniach, które złamały mu życie. Swoją drugą żonę poznał w czasie podróży. Towarzyszyła swej mrukli- wej ciotce. Z radością przyjęła oświadczyny hrabiego, dostojnego zalotnika. Obłudnie udawała wielką miłość i oddanie. Ta komedia trwała także po ślubie przez cały długi rok. Do chwili, kiedy hrabia przyłapał swoją małżonkę w ramionach owego byłego oficera austriackiego, lekkoducha, o którym nikt dokładnie nie wiedział, skąd pochodzi ani z czego żyje. Rozpustnik sprytnie zapewnił sobie wstęp na zamek Buchenau, podając się za przyjaciela pana domu. Przyłapanie na gorącym uczynku pary kochanków pociągnęło za sobą pojedynek. Przeciwnik hrabiego dostał tylko lekkie draśnięcie w ramię, podczas gdy zdradzonego męża odniesiono z miejsca walki z rozstrzas- kanym kolanem. Hrabina musiała natychmiast opuścić zamek. Szybko przeprowadzono rozwód. Odebrano jej tytuł i nazwisko męża. Prawdopodobnie wyszła potem za swojego kochanka. Hrabia wspaniałomyślnie przyznał jej sto tysięcy marek, gdyż nie miała żadnego majątku. Nie chciał też, aby stoczyła się jeszcze niżej. Od tego czasu nic więcej już o niej nie słyszał. — Wcale zresztą tego nie pragnąłem — zakończył hrabia ponuro. — Liana von Lankow to dla mnie zamknięty rozdział. Hans von Ried podskoczył na krześle i spojrzał osłupiały na gościa. — Jak ona się nazywała? — spytał podnieconym głosem. Hrabia popatrzył na niego smutno. — Liana. Liana von Lankow. To jej panieńskie nazwisko. — A... jak nazywał się ten kochanek, oficer? — wykrztusił Hans blednąc coraz bardziej. — Justus von Brenken. Ale co panu jest? Młody mężczyzna dopadł biurka i pogrzebał w listach przeznaczonych do spalenia. Drżącymi rękoma wyjął z jednej z kopert fotografię. Pokazał ją hrabiemu. — Czy to ta? To pańska była żona? Zapytany wpatrywał się z grymasem na twarzy w cudownie piękną dziewczęcą buzię o słodkim uśmiechu. — Tak, to ona... —wybełkotał przez zaciśnięte zęby, Hans von Ried opadł bez sił na fotel. — Zaiste... dziwny zbieg okoliczności. To także bohaterka mojego smutnego romansu — powiedział ochrypłym głosem. Patrzyli na swoje blade twarze, nic nie mówiąc. Pomiędzy nimi na dywanie leżało zdjęcie pięknej kobiety. Pierwszy ocknął się hrabia i rzekł ironicznie: — No to siedzimy sobie tu, dwaj głupcy, ofiary tej samej kobiety. Tak nisko upadła, tak nisko... ta, którą kiedyś tak szanowałem. Aferzystka, oszustka, na dodatek żona człowieka, który jednym strzałem uczynił ze mnie kalekę. Doprawdy, życie czasami przypomina mi sztuczki kuglarskie. Hans von Ried spojrzał na niego zatroskany. 79 78 — Nie powinniśmy już tego roztrząsać, hrabio. Nie może się pan już zadręczać, pozwolić, żeby to panem zawładnęło. To było dla mnie zbyt wielkie zaskoczenie. Chyba byłoby lepiej, gdybym zaoszczędził panu tej ostatniej rewelacji. Starszy mężczyzna gwałtownie potrząsnął głową. — Nie, nie. Dobrze, że tak się stało. Jakkolwiek gorzka jest ta informacja, to jednak uwalnia mnie ona od myśli, która przez wiele lat nie dawała mi spokoju. — Czy mogę wiedzieć, co to była za myśl? — Tak. Przed panem nie mam już żadnych tajemnic. Otóż sądziłem, że zbyt ostro ją wtedy potraktowałem. Niekiedy wmawiałem sobie, że po prostu padła ofiarą słabości czy chwilowego oszołomienia. Dopiero teraz zrozumiałem, że była z gruntu zła, że miała doszczętnie zepsute serce. Jedynie kobieta bez sumienia potrafi tak igrać z najświętszymi uczuciami ludzkimi. Tak nisko może upaść tylko ktoś, kto nie jest już zdolny do jakichkolwiek szlachetnych odruchów. Świadomość ta uwalnia mnie od rozterek. Mimo wszystko pokazanie przez pana tej fotografii jest dla mnie zbawienne. Hans von Ried powoli podniósł podobiznę uśmiechniętej kobiety i wrzucił ją do kominka. Płomień buchnął i pochłonął ją łapczywie. — Obcując z tym typem von Brenkenem na pewno nie stała się lepsza. Z tego co wówczas podsłuchałem wynika, że używał jej jako przynęty na łatwowiernych pajaców, by wyłudzać od nich pieniądze. W ten sposób zara- biał na swoje utrzymanie, a był bardzo rozrzutny. Prawdopodobnie działali we wszystkich najwytworniejszych kurortach. On również był najpierw w St. Moritz, ale trzymał się od niej z daleka, by nie wzbudzać podejrzeń. W St. Moritz przedstawiała się jako pani von Lankow. Hrabia patrzył błędnym wzrokiem przed siebie. — Jakież to wszystko ohydne, jak bardzo ohydne..