... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A jednak ku zdumieniu pana F. wystarczyło lekko tylko ruszyć ziemię, by odsłoniła się włoska szkatułka wykładana macicą perłową, sprawiająca wrażenie osiemnastowiecznego przedmiotu. W tym momencie pan F. mógł powziąć niegodne podejrzenie co do dobrych intencji małżonki: czy to ona przypadkiem nie zakopała szkatułki, żeby uwiarygodnić swe szalone halucynacje? Ale ta nieprzystojna hipoteza nie zgadzała się z wielką uczciwością pani F. i z zawartością znaleziska: szkatułka kryła w sobie maleńką siatkę na włosy z pereł, niezbyt starą, ze skarabeuszem, niewątpliwie służącym za skrytkę, i czerwone puzderko z kości słoniowej, rzeźbione w niezliczoną ilość swastyk, zawierające zbiór odważników ze złota i medale wykonane ze srebra albo metalu tak spatynowanego i zużytego, że bez wątpienia liczne generacje musiały je nosić na piersi. Już przy pierwszej ekspertyzie okazało się, że niektóre z tych medali, najstarsze, pochodziły z XV wieku. Dość ryzykowne byłoby, jak się wydaje, podejrzewanie kogokolwiek o umyślne ukrycie kuferka w świeżo poruszonej ziemi, ale fakt taki okazał się całkowicie niemożliwy, kiedy w jakimś zagłębieniu piwnicy, w pobliżu pierwszego znaleziska, państwo F. odkryli dwa miedziane etui, bardzo zaśniedziałe, zawierające siedem wspaniałych pieczęci, z których największa miała wielkość dłoni, a wszystkie pokryte były grawerowanymi znakami kabalistycznymi, templaryjskimi, masońskimi, hebrajskimi, arabskimi, czerwonokrzyskimi1 i innymi, bardzo trudno rozpoznawalnymi. Te pieczęcie są najprawdopodobniej znakami lub płytkami rozpoznawczymi - „markami" - i bardzo możliwe, że nigdy nie służyły do uwiarygodnienia żadnego dokumentu pisanego, dotyczyły natomiast z pewnością jakiejś osobistości, jej obecności, w każdym razie w niezbity sposób i dla niejasnych powodów, ale być może uzasadnionych, przypominały siedem pieczęci z Księgi Apokalipsy. Pieczęcie czy płytki z piwnicy oświetlonej promieniami niebieskawego światła, spatynowane, o niezwykłych kształtach zębatych kół, sześcioboków czy prostokątów, z tajemniczymi rycinami, wśród nich gdzieniegdzie rysunek rozkwitającej róży, stanowią najbardziej podniecający, otoczony najbardziej zdumiewającą tajemnicą i okultyzmem skarb, jaki kiedykolwiek oglądano. Niestety! Niewielu ludzi będzie miało przywilej podziwiania ich. Z odkryciem związanych jest tyle niezwykłych zbiegów okoliczności, że pani F. nie zamierza wystawiać tajemniczych płytek na bezmyślną ciekawość profanów. Chodzi bowiem niewątpliwie o tajemny skarb i tajemnicze stowarzyszenie, na którego temat aż do dziś ani znawcy symbolizmu, ani specjaliści od kryptografii, ani znający się na Dalekim Wschodzie czy Wielkiej Loży Francji nie zdołali dostarczyć wyczerpującego wyjaśnienia. Bilans tej przygody, który sporządzono analizując krytycznie i bez niedomówień fakty, odrzucając szarlatanerię zamawiaczy, ale otwierając się uczciwie na wszelkie przypuszczenia i oczywistości, jest następujący: - Rycerze Czerwonego Krzyża - inna nazwa zakonu templariuszy. karb został znaleziony przez panią F. w wyniku nie dającego się zaprzeczyć widzenia, wyprzedzającego o kilka miesięcy samo odkrycie. - Nie może być mowy o oszustwie, ponieważ było materialnie niemożliwe stworzenie fałszywego skarbu, składającego się z przedmiotów tak cennych i tak rzadkich, jakich nie posiada żadne muzeum ani kolekcjoner. - Skarb składający się z pieczęci, plakietek i medali, których nie są w stanie zidentyfikować specjaliści symbolizmu, jest prawdopodobnie legatem jakiegoś tajemniczego stowarzyszenia, ukrytym przypuszczalnie przez ostatniego jego członka (posiadacza wszystkich znaków rozpoznawczych poprzedników) przed śmiercią, która nastąpiła pewnie w dramatycznych okolicznościach, takich na przykład jak wojna 1914-1918 roku, a może w jakichś określonych taje- mniczych celach. - Niezwykłe okoliczności odkrycia zawierają w sobie następstwo, ciągłość okultystyczną, która wydaje się oczywista i konieczna. Pani F. stała się więc legatariuszką jakiejś nieokreślonej misji, mającej na celu, jak przypuszczamy, odrodzenie tajemniczego stowarzyszenia. Plakietki ze względu na kształt, wygrawerowane znaki i bezsporną „obecność" naświetlają, poruszają, przemawiają konkretnym, choć jeszcze nie znanym językiem. Jasny jest jedynie ogólny sens: tajne stowarzyszenie! Teraz pozostaje tylko czekać albo sprowokować ciąg dalszy tej tajemniczej historii, która po nadejściu właściwego czasu, jak się wydaje, chce się ujawnić i odżyć. Wszelako uwagę zwraca i inna historia