... masz przeĹźywaÄ Ĺźycie, a nie je opisywaÄ.
To znaczy, że Elliot użył komputera innej firmy. Przypomniała sobie wieczór, kiedy pisarze rozmawiali o swoich komputerach. Elliot miał Epsona, Niektóre z komputerów sš kompatybilne, pod warunkiem że dysponuje się odpowiednim oprogramowaniem. Widocznie miała nieodpowiednie oprogramowanie albo też nieodpowiedni komputer. Elliot musiał o tym wiedzieć. Dlatego wysłał jej dyskietkę i zjadliwy licik. Droga Annie, Wydaje mi się, że jedynie tobie sporód członków Cotygodniowego Klubu Niedzielnego mogę zaufać, że nie zniszczysz tego materiału. Tak więc okaż się dobrš duszš i przechowaj dla mnie ty dyskietkę przez kilka dni. Twoja nudna uczciwoć z pewnociš jest rezultatem prowincjonalnego wychowania. Czy naprawdę nie dostrzegasz, że grzech bywa o wiele bardziej opłacalny? Na dyskietce znajdujš się informacje dotyczšce was wszystkich. Podzielę się tym z wami w niedzielę wieczorem. Twój wsadzajšcy wszędzie nos Elliot Oczywicie Elliot był zbyt zadufany w sobie, by przypuszczać, że kto go zamorduje, ale chyba czuł się trochę niepewnie. Jakiż miałby inny powód, aby przysyłać jej tę dyskietkę? Czyżby w ten sposób chciał się zabezpieczyć, mówišc wszystkim, że kto dysponuje kopiš zebranych przez niego materiałów? Co zawiera dyskietka? Próbujšc nie zwracać uwagi na szuranie nóg i głosy dochodzšce z księgami, zaczęła rozpakowywać ksišżki kupione na aukcji w Teksasie. Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna pójć i pomóc Ingrid, w końcu jednak postanowiła, że nie będzie dostarczała ciekawskim kolejnej porcji rozrywki. Wycišgnęła pierwsze wydanie siódmej z kolei powieci Phoebe Atwood Taylor. Co u licha ma poczšć z tš nieszczęsnš dyskietkš? Max już by szalał z niecierpliwoci. Nie dawał jej spokoju, chciał wycišgać od niej informacje na temat członków Klubu. Dyskietka z pewnociš zawierała wszystkie brudy, jakie Elliotowi udało się zebrać na ich temat. Kto zamordował Elliota, aby przeszkodzić mu w rozpowszechnianiu tych informacji. Dyskietka bezwzględnie powinna znaleć się w rękach policji. Z drugiej strony jednak nie mogła być pewna, że Elliota zamordował który z pisarzy. Owszem, było to doć logiczne przypuszczenie, ale tylne drzwi księgarni z całš pewnociš były otwarte tamtego wieczoru. Rzucenie wszystkich na żer Saulterowi byłoby doprawdy nieludzkie. Nie może tego zrobić, przynajmniej dopóki nie dowie się, co naprawdę zawiera dyskietka. Max nie wahałby się ani przez moment. Przecież aż się palił do tego ledztwa. Ona sama najchętniej nie miałaby z tym nic wspólnego. Niestety, w jej rękach znalazła się teraz ta cholerna dyskietka. Czy jeszcze kto na wyspie ma Epsona? Zaczęta się zastanawiać. Wszyscy pisarze przechwalali się swoimi komputerami i każdy był przekonany, że jego model jest najlepszy. Nie, na wyspie tylko Elliot miał Epsona. Zatem jedynym sposobem na odczytanie dyskietki jest użycie komputera Elliota. I tu nasuwa się bardzo interesujšce pytanie. Czy dom Elliota jest pilnowany przez policję? Zmarszczyła czoło. Prawdopodobnie nie. W końcu Saulter ma do dyspozycji zaledwie dwóch policjantów. Dom pewnie będzie zamknięty, ale Elliot także zajmował dom na drzewie, Max za dowiódł nie dalej jak wczoraj, jak łatwo można się tam dostać. Na wyspie nikt się specjalnie nie przejmował zabezpieczaniem mieszkań; przynajmniej tak było do tej pory. Drzwi na zaplecze zaczęły się otwierać. Serce Annie podskoczyło radonie. To już prawie pora lunchu. Lunch z Maxem. Na przekór ponurym rozważaniom umiechnęła się. Dlaczego na myl o Maxie serce biło jej żywiej? Gdyby tylko... - Panno Laurance. Umiech zamarł Annie na wargach. To nie był Max. Na twarzy sierżanta Saultera nie było ani odrobiny serdecznoci. Stał oddalony zaledwie o stopę od jej biurka. Teraz wydawał jej się znacznie wyższy niż przy poprzednim spotkaniu. Wczoraj w nocy nie była pewna, co wyrażało jego spojrzenie. Obecnie nie miała już żadnych wštpliwoci: w oczach sierżanta malowała się otwarta wrogoć. Saulter miał kocistš, pobrużdżonš zmarszczkami twarz, wyblakłe, piwne oczy, żółtawš cerę i wšskie, skrzywione usta. Z bolesnym przestrachem Annie uwiadomiła sobie, że sierżant ma rewolwer w zwisajšcym u biodra futerale z czarnej skóry. Ta broń jeszcze bardziej podkrelała władzę, symbolizowanš przez bluzę i spodnie brunatnego uniformu. Poczuła, że jej zdenerwowanie ronie, ale zmusiła się do uprzejmego powitania. - Dzień dobry, panie sierżancie. Saulter nie bawił się w uprzejmoci. Wycišgnšł z kieszeni notes, , przekartkował go i spojrzał na Annie oczami nieruchomymi jak agaty. - Przesłuchuję wszystkich, którzy byli tu obecni poprzedniego wieczoru. - Rozejrzał się dookoła. - Czy można tu przynieć ze dwa krzesła? Pomógł jej przynieć krzesła z barku. Klienci, ostentacyjnie poszukujšcy odpowiedniej lektury, oderwali wzrok od obrysowanego kredš kształtu na podłodze i przyglšdali się im ze skrywanš satysfakcjš. Zamykajšc drzwi, Annie zdšżyła jeszcze posłyszeć słowa jakiej kobiety: "Podobno już niebawem ma nastšpić aresztowanie..." Zimne oczy Saultera przewiercały jš na wylot, głos jednak pozostawał zupełnie monotonny. - Ostrzegam paniš, panno Laurance, że jest pani podejrzana o morderstwo. Pragnę paniš poinformować o przysługujšcych jej prawach. Wolno pani nie odpowiadać na pytania i domagać się obecnoci adwokata podczas przesłuchań. Może też pani zrezygnować z tych praw. Czy będzie pani milczeć, czy też zgadza się pani odpowiadać na moje pytania? Miranda, formuła wygłaszana przez amerykańskš policję, tym razem wypowiedziana była specjalnie dla niej. - Nie mam nic do ukrycia - powiedziała zapalczywie. - Zwracam pani uwagę, że w każdej chwili może pani odmówić odpowiedzi na dalsze pytania albo zażšdać obecnoci prawnika. - Rozumiem. - Ton jej głosu był wojowniczy. Czyżby go to trochę zdziwiło? W każdym razie postanowiła, że nie pozwoli mu sobš komenderować. - W porzšdku, panno Laurance. Proszę powiedzieć mi co o sobie. To najwyraniej niewinne pytanie zbiło Annie z tropu. Wydawało jej się zupełnie nie zwišzane z tematem, jednak głos Saultera był zimny i miertelnie poważny. - Co pan przez to rozumie? - Skšd pani pochodzi, kim byli pani rodzice, gdzie pani skończyła szkołę, po co pani tu przyjechała? To okazało się łatwiejsze, niż przypuszczała. W końcu w ostatnich latach tyle razy pisała swój życiorys. - Urodziłam się w Amarillo. Moja matka nazywała się Claudia Bailey Laurance. Rozwiodła się z ojcem, gdy miałam trzy lata, więc nawet go nie pamiętam. Matka zmarła na raka, gdy zaczynałam college