... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Piękny jeszcze dzień jesienny i trochę słońca wpadającego przez okno do sypialni wprawiły chorego w dobry humor, który u niego był rzadkim. Przywitał Romana pytaniami, na które szybko odpowiedzieć było potrzeba i kategorycznie. – Cóżeś robił? – Postąpiłem podług rozkazu. – Jakiż termin? – Baronówna na naznaczony się zgadza. – Doskonale! jak to, bezwarunkowo? – To jest z prośbą tylko, aby, jeśli to być może, niezbyt się spieszyć, gdyż wiele rzeczy niezbędnych jeszcze nie dokończonych. – Ale najniezbędniejsze to wesele, póki ja żyję, bo potem za nic nie ręczę. Znam dobrze Lolę – dodał stary – wychowywała się pod moim okiem, będzie umiała zastosować się do konieczności, do położenia, to pewna, jest dobra, ma wielkie przymioty, lecz boję się fantazyjek w jej głowie. Roman uśmiechnął się. – Czego się ty śmiejesz? – spytał stryj. – Bo stryj jak zawsze ma słuszność. Zdaje mi się, że byłem już świadkiem jednej fantazyjki. – A? cóż takiego? co to takiego? – podchwycił ciekawie stary – mów mi, a jasno! – Właśnie w czasie mojego tam pobytu przyjechał jakiś synowiec pani Nieczujskiej. – Gdzie? skąd? co za jeden? nigdy o nim nie słyszałem. – A bo i ona go nie znała i nie wiedziała o nim, śmieszny młody człowiek, rodzaj demagoga, podobno właściciel garbarni w Poznańskiem. Prosty człowiek, dziwnie prosty. Proszę kochanego stryja, zaproszono go do salonu, po- 144 i l e s t p a r f a i t ! (fr.) - Jest wspaniały! 69 dała mu rękę do stołu i słowo daję, tak była dla niego, jakby dla człowieka naszego świata. Dała mu pleść, co chciał... to mnie oburzyło. – Zmiłuj się, przecie krewny, to prosta grzeczność, nie bądźże zawczasu zazdrosnym – odezwał się stary po cichu – zazdrość jest rzeczą śmieszną, bardzo śmieszną. Muszę cię przestrzec, nigdy ona na nic się nie przydała, często jeszcze przeciwne wywiera skutki, a człowieka czyni pośmiewiskiem. Skandalu popełnić żonie nie powinien mąż dozwolić, ale proszę cię, małe słabostki... trochę zalotności i chęci podobania się, czasem i coś więcej dla świętego spokoju ścierpieć potrzeba i patrzeć przez palce. W tym świecie, w którym ci żyć przeznaczono, mój Romanie, galanteria jest rzeczą przyjętą, dozwoloną, niemal nieuchronną. Roman spuścił oczy słuchając tych nauk. – Ale ja wyrzucałbym sobie – podchwycił – gdybym się do tego stopnia poniżył, żebym o takiego tam jakiegoś jegomości miał być zazdrosnym. Tylko mnie ta zbytnia poufałość, której Lola dopuściła, raziła. Zdawała się w dziwacznej jego rozmowie znajdować przyjemność. – Prosta grzeczność. Długo on tam zabawi? – zapytał stryj. – Nie wiem, sądzę, że ledwie parę dni. Il est assommant145. – Jak wygląda? – Czerstwy i zdrowy, przystojny parobek. – Nieokrzesany? – Niby jakiejś pedanckiej instrukcji trochę tam widać – rzekł Roman – ale widać głowę przewróconą, demokratyczne zasady... Prawił od rzeczy. – Jak to? tak otwarcie? – O! wcale się nie żenował! Stary hrabia ruszył ramionami. – Bończa się też tam do domu pod jakimś pozorem wkręcił! – O! – ręką machając odezwał się hrabia Filip – o tego obawy nie mam. Znają go nadto wszędzie. Zawsze jednak to napływanie przypadkowe młodzieży nie jest dobre. Należy ślub przyspieszyć. Westchnął. – Gdybym żył – dodał – byłbym za tym, ażebyście, wedle zwyczaju, puścili się zaraz w podróż. Jest to najlepszy sposób zbliżenia się, poznajomienia, połamania pierwszych lodów. Hrabia, który nie śmiał wprzódy powtórzyć warunków, jakie mu narzuciła panna, nie chcąc stryja martwić nimi, począł się namyślać, czyby dla porady teraz wszystkiego wyznać nie wypadało. – Co ty się tam zamyślasz! – przerwał hrabia Filip, którego oka żaden ruch i najmniejsza zmiana fizjognomii synowca nie uchodziła. – Mów... co myślisz? Ja potrzebuję wiedzieć wszystko. – Przyznam się – nieśmiało rzekł Roman – że z pierwszej mojej bytności i rozmowy z panną niezupełną zdałem stryjowi sprawę. Jużciż nie mogę zaprzeczyć, że mnie przyjęto dobrze. W podobnym położeniu trudno było wymagać więcej, ale baronówna dosyć surowe nałożyła warunki. – No! to coś nowego! warunki? jakie? 145 I l e s t a s s o m m a n t (fr.) - Jest nudny 70 Zawahał się synowiec, lecz już trzeba się było spowiadać szczerze. Jął więc dobrze zapamiętaną rozmowę powtarzać wiernie, a stryj, którego czoło się parę razy zmarszczyło, słuchał z uwagą natężoną. Gdy skończył, poruszył tylko głową. – To są dzieciństwa – odezwał się – naturalnie będziesz musiał faire sa conquete146, ale gdybyś też, mając w pomoc kontrakt ślubny, nie potrafił tych ceregieli wprędce zakończyć, to by było śmiesznym