... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Na widok jego twarzy Rapsodii znowu zaparło dech. Z drugiego końca izby nie widziała dziwnych źrenic, tylko metaliczny połysk włosów. Chyba spostrzegł; że się w niego wpatruje, bo mina mu zrzedła, – Więc jesteś Cymrianką? – zapytał niepewnym tonem. – Ty pierwszy. – Tak. – Ja też. – A Achmed i Grunthor? – Nie mogę odpowiedzieć bez ich zgody – odparła z żalem. – Musisz sam się domyślić. Ashe skinął głową. – Z której generacji? – Uśmiechnął się na widok jej znaczącego spojrzenia. – Ze strony ojca z trzeciej, ze strony matki – nawet nie warto liczyć. – Wyjaśnij mi wszystko jeszcze raz – poprosiła. – Pierwsza generacja Cymrian to mieszkańcy Wyspy, drugą są ich dzieci, urodzone już w nowym kraju? – Tak. – A jeśli ktoś mieszkał na Serendair, lecz nie przypłynął tutaj statkiem? Ashe, który uważnie ją obserwował, zamrugał zdziwiony. – I przeżył kataklizm? – Inaczej nie byłoby o czym rozmawiać, prawda? – Oczywiście. Ależ jestem głupi. Z moich badań historycznych wynika, że tak się potoczyły losy mnóstwa ludzi. Nie wszyscy chcieli ewakuować się z Gwylliamem. Wielu uznało go za szaleńca, inni wystraszyli się podróży, zwłaszcza z ras nie przepadających za żeglowaniem po morzu. Jeszcze przed odpłynięciem trzech flot uciekli na lądy sąsiadujące z wyspą. – Czy powinno się ich zatem uważać za Cymrian? Pionowe szparki w płonących niebieskich oczach rozszerzyły się w półmroku izby. – Tak – powiedział Ashe po chwili namysłu. – Uważam, że rodowitych Serenów, którzy opuścili Serendair przed kataklizmem, trzeba uznać za Cymrian, choć nie witali tubylców słowami Gwylliama. Druga flota też tego nie robiła. Wylądowała w Manosse albo na Gaematrii. Na tym kontynencie uchodźcy z drugiej fali zjawili się wiele pokoleń później, kiedy zwołano pierwszą Radę Cymriańską. Są Cymrianami, bo sercem odebrali wezwanie na Radę i przybyli do Zgromadzenia. Tak, myślę, że każdy, kto kiedyś mieszkał na Serendair i wyjechał przed jej zagładą, należy do pierwszej generacji Cymrian. Rapsodia powiesiła swój płaszcz na kołku przy drzwiach, wygładziła jego fałdy, strzepnęła kurz. – To znaczy, że jestem Cymrianką z pierwszej generacji – powiedziała i wreszcie odwróciła się do Ashego. Przyjrzała mu się badawczo, ale w jego oczach nie dostrzegła triumfalnego błysku, tylko cień uśmiechu. – Jak się uratowałaś? Dokąd popłynęłaś? Skoro nie statkiem, to łodzią albo promem, a wiec gdzieś niedaleko. Jak znalazłaś się tutaj, po drugiej stronie świata? – O dwa pytania za dużo – stwierdziła Rapsodia, odpędzając wspomnienia niekończącej się podróży przez trzewia ziemi, wzdłuż Axis Mundi. – Poza tym chyba uzgodniliśmy, że będziemy unikać rozmów o przeszłości. – Wybacz – powiedział Ashe szybko. – Oczywiście masz racje. Dziękuję, że zaspokoiłaś moją ciekawość. Zmierzyła go spojrzeniem. – Cała przyjemność po mojej stronie. Nie ma za co. A ponieważ już wyciągnąłeś ze mnie odpowiedź, co zamierzasz dziś robić? Ashe wstał z łóżka. – Wykąpać się. Rapsodia wytrzeszczyła oczy. – I to wszystko? Zamęczałeś mnie pytaniami przez całą podróż, a teraz tak po prostu idziesz się wykąpać? Parsknął śmiechem. – Tak. Nie wiem, czy zauważyłaś, że podczas gdy ty korzystałaś z każdej okazji, by się umyć i popływać w rzeczkach lub stawach, ja musiałem ograniczać się do mgły z mojego płaszcza. To niesprawiedliwe i z pewnością niewskazane, skoro mamy tej nocy spać w jednym pokoju. Wybacz więc, że cię na chwilę opuszczę. Wziął z podłogi szmatę, która w lepszych czasach mogła być ręcznikiem, i wyszedł z chaty, pogwizdując. Bajarka odprowadziła go zdumionym wzrokiem. Właśnie zawiązywał spodnie, kiedy drzwi się otworzyły i wyfrunęły przez nie śmieci i kurz. Podczas jego kąpieli Rapsodia znalazła dużą gałąź i używając jej jako miotły, zaczęła sprzątać izbę z furią, która śmiało dorównałaby huraganowi. Wychynąwszy na chwile z domu, spojrzała na niego i gwałtownie zaczerpnęła tchu. Jego tors od pępka do lewego barku przecinała potworna blizna czy też raczej nie zagojona cięta rana, otwarta i ropiejąca. Pod osmaloną skórą widać było czerwone ciało pokryte bąblami. Niebieskie żyły tworzyły nad sercem wzór podobny do gwiazdy. Na ten widok do oczu Rapsodii napłynęły łzy. Zwykle wyrywam serce winnemu, ale zdaje się, że już wcześniej ktoś ci to zrobił. Ashe odwrócił się szybko i naciągnął koszulę przez głowę. Kiedy spojrzał na drzwi, już jej nie było. Na próżno czekał, aż znowu się pojawi