... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Przesunął językiem po suchych wargach; był spragniony. Wstał, podszedł do studni i zajrzał do jej wnętrza. Lustro wody było zbyt głęboko, by mógł do niej sięgnąć bezpośrednio. Była tam co prawda lina, ale bez wiadra. Nie było sposobu na zaczerpnięcie wody, chyba że skoczyłby do studni — co nie byłoby zbyt mądre, jako że nie mógł się z niej wydostać o własnych siłach (pragnienie kontra przetrwanie). Zrezygnowany, wrócił ponownie na murek i usiadł ciężko. Słońce stojące prawie w zenicie paliło niemiłosiernie. Jezus siedział samotnie, z opuszczonymi oczyma, dotykając od czasu do czasu językiem spękanych warg. — Uczniowie udali się do miasteczka, by kupić żywność — wyjaśnił Therion. Pojawiła się jakaś kobieta z dzbanem na wodę: dużym, glinianym naczyniem z wygiętymi uchami, uformowanym na modłę archaiczną. Była młoda i zarysem linii ciała przypominała swój dzban. Miała na sobie wypłowiałą niebieską spódnicę i brązowy szal, związany z przodu, podtrzymujący jej pełne piersi jak stanik, na głowie zaś chustę opadającą na jedno ramię. Delikatne stopy chroniła sandałami, złożonymi z pasków skóry zakrywających zaledwie pięty i podeszwy. Możliwe, że była niewiastą o nie najlepszej reputacji, lecz niewątpliwie urodziwą. Naturalnie, brzydkiej kobiecie o wiele łatwiej zachować dobrą reputację; nie jest ona bowiem narażona na stałe pokusy. — Amaranta — wyszeptał brat Paweł. Sceny w animacji różniły się od siebie w sposób zasadniczy, jednak podstawowa obsada postaci była stała. Ale przecież Amaranta nie będzie mogła rozkoszować się tutaj swą zwykłą rolą uwodzicielki! Kobieta zeszła po kamiennych schodkach kołyszącym się krokiem, rzuciła przelotne spojrzenie na Jezusa i całkowicie zignorowała jego obecność. Zatrzymała się przy studni, wzięła do ręki luźno zwisającą linę, przełożyła jej koniec przez uchwyt dzbana i ostrożnie opuściła dzban w głąb studni. Rozległ się donośny bulgot, kiedy bańki powietrza zaczęły wypływać na powierzchnię. Jezus ocknął się z zamyślenia. — Daj mi się napić — powiedział. Zaskoczona kobieta popatrzyła na niego. — Czyż nie jesteś Żydem? Z Galilei? — Akcent i ubiór ułatwiał identyfikację każdego, zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym. Jezus skinął głową. — Żydzi również cierpią pragnienie, nawet ci z Galilei. — Ty, Żyd, prosisz Samarytankę, by dała ci się napić? Przecież Żydzi i Samarytanie unikają się nawzajem. Czując się jednak dziwnie usatysfakcjonowana, napełniła dzban i podała mu go. Częstowanie wodą było bowiem czymś fundamentalnym w tym pustynnym kraju. Jezus pił długo. Wreszcie zwrócił jej dzban i otarł rękawem krople płynu z brody. — O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić” — prosiłabyś go wówczas, a dałby ci wody żywej. — Cóż za przynęta — zauważył Therion z aprobatą. — Z łatwością pobudził jej ciekawość. Byłby świetnym naganiaczem w wesołym miasteczku. Brat Paweł powściągnął swą naturalną reakcję, wiedząc, że to prowokacja ze strony Theriona. Kobieta uśmiechała się z pobłażaniem, opuszczając dzban, by napełnić go ponownie. — Nie masz czerpaka ani studni, skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy sądzisz, że jesteś większy od Jakuba, który dał nam tę studnię? Jezus, odświeżony odpoczynkiem i wodą, uśmiechnął się do niej. — Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki. Kobieta zestawiła pełny dzban na ziemię i odwiązała linę. — W porządku, Żydzie, dam ci się nabrać: daj mi tej wody żywej. Jezus opuścił dłoń w okolice łona, pokazując to, co uniosło się pod płótnem. — A co na to powie twój mąż? Źrenice kobiety rozszerzyły się, kiedy pojęła znaczenie jego oferty. — Nie mam męża. — Dobrze powiedziane — przyznał Jezus, ujmując jej łokieć i przyciągając do siebie. — Miałaś bowiem wielu mężów, a każdego tylko na jedną noc. Teraz możesz mieć męża na cały dzień. — Widzę, że jesteś prorokiem. — Uniosła twarz do pocałunku