... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Usłyszał jakieś podejrzane skrobanie w okno. Pochylił się ku niemu i zobaczył, że ociera się o nie gałąź drzewa. Roześmiał się i na nowo przytulił głowę do poduszki. W chwilę potem wyskoczył jednak spod kołdry i popędził do okna. Przypomniał sobie, że w pobliżu nie rośnie przecież żadne drzewo! Zobaczył Jupitera i Boba, zadzierających głowy w szarym świetle poranka i zapamiętale dających mu znaki, aby zszedł na dół. Podwórko sąsiada będzie musiało poczekać, przeleciało mu przez głowę. Błyskawicznie wskoczył w dżinsy, naciągnął w biegu koszulę i na czubkach palców zszedł po schodach, tak aby nie usłyszeli go rodzice, siedzący w kuchni przy śniadaniu. Na dworze, w porannej mgiełce, czekali obok swych rowerów Jupiter i Bob. - O co chodzi, chłopaki? - Jupiter uważa, że coś się musiało przydarzyć kapitanowi Joyowi i Jeremy’emu - powiedział Bob. - Co się im przytrafiło? - wykrzyknął Pete jeszcze niezupełnie przytomny. - Wsiadaj na rower i jedź z nami - powiedział z chmurnym wyrazem twarzy Jupiter. - Będziemy mogli pogadać w czasie jazdy do Zatoki Piratów. Jednak dopiero po wyjeździe z miasta, kiedy już zdrowo pędzili drogą prowadzącą ku północy, Jupiter podjął wyjaśnienia: - Nie wiem dokładnie, co mogło się przytrafić kapitanowi i Jeremy’emu. Próbowałem dzwonić do nich dziś rano i nikt nie podnosił słuchawki w ich przyczepie. Wykręciłem więc numer Evansa, ale także z wieży nikt mi nie odpowiedział. - A policjant, pozostawiony tam na straży? - zapytał Pete. - Już go nie ma. Dzwoniłem do biura komendanta Reynoldsa, gdzie powiedzieli mi, że Huberta zatrzymano dziś wczesnym rankiem o jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów na północ od Rocky Beach. Karnes, Carl i Santos siedzą nadal w areszcie, więc ten strażnik z wieży został odwołany. - Ale jeżeli cały gang Karnesa siedzi w pace - spytał z chmurną miną Pete - to kto mógł zrobić coś złego kapitanowi, Jeremy’emu czy panu Evansowi? - Wiesz, Pete, podejrzewam mocno, że jeszcze nie cały gang Karnesa znalazł się za kratkami! Dojechawszy do pirackiego półwyspu, chłopcy zatrzymali się koło połamanej bramy. Poprzedniej nocy rozpędzony samochód prowadzony przez Huberta całkowicie zniszczył obie jej połowy. - Bob, zajmiesz się przyczepą kapitana. Ja i Pete idziemy do wieży - powiedział Jupiter, zamykając swój rower na klucz przy szczątkach bramy. Drzwi do wieży stały otworem. Pete’a i Jupitera powitała w środku głucha cisza! - Panie Evans! - Panie kapitanie! Jeremy! Nie było żadnej odpowiedzi. Pete wdrapał się po drabinie, aby sprawdzić wyższe piętra, Jupiter przeszukał parter i zbiegł do piwnicy. Żaden z nich nie spotkał nikogo, nigdzie nie było też śladu po szkatule ze skarbem. Do wieży wpadł zdyszany Bob, a tuż za nim wbiegł Sam “Solniczka”. - Szefie, w przyczepie nie ma ani kapitana, ani Jeremy’ego! Pan Davis mówi, że nie widział ich tego ranka. Ale samochód kapitana stoi tam, gdzie zawsze! Sama gnębiło mnóstwo wyrzutów sumienia. - To moja wina! Gdybym powiedział o odkryciu tego tunelu i nie próbował samemu położyć łapy na tym, czego oni szukali, wszystko by było cacy! - Sam, niech się pan tak nie obwinia - powiedział Jupiter, próbując pocieszyć byłego marynarza. - Problem polega w tej chwili na ustaleniu, gdzie oni są, i co robi pan Evans. - Evans? - powtórzył Sam. - To co innego. Widziałem, jak odjeżdżał z pół godziny temu, albo mniej. - Odjeżdżał? - krzyknął Jupiter. - Czy zabrał coś ze sobą? Sam “Solniczka” pokręcił smutno głową. - Nie wiem na pewno, widziałem go, jak siedział już w samochodzie. Zdaje się, miał na tylnym siedzeniu parę walizek. - Skarb! - wykrzyknął Jupiter. - Nie miał zamiaru dzielić się z nikim. Uciekł, koledzy! Spóźniliśmy się! Mam tylko nadzieję, że zdążyliśmy na czas, żeby pomóc kapitanowi i Jeremy’emu. Musimy ich znaleźć! - Pan Evans? Skarb? - Pete spojrzał na Jupitera z wielce zaintrygowaną miną. - Jupe, dlaczego Evans miałby uciekać ze skarbem? Przecież i tak należał on do niego. - Rzecz w tym, Pete, że ten skarb przez cały czas znajdował się w jego ręku. Dlatego właśnie ludzie Karnesa obserwowali wieżę na okrągło i chcieli dostać się do niej nie zauważeni przez nikogo. Joshua Evans nabrał nas wszystkich! - Uciekł z takim pośpiechem, że nie zabrał nawet swojego kota - powiedział Sam “Solniczka”. - Słyszycie, jak popłakuje to biedne stworzenie? Chłopcy zajrzeli do kuchni, skąd dochodziło miauczenie i skrobanie do drzwi. Czarny kot Evansa żałośnie kulił się pod zamkniętym wejściem do pomieszczenia z drabiną, prowadzącą na pierwsze piętro. - Dlaczego on chce się tam dostać? - zdziwił się Pete. - Na górze nikogo nie ma, a taki zwierzak chyba nie potrafi chodzić po drabinie? Jupiter zwęził w zamyśleniu oczy. - Bob, otwórz te drzwi i pozwól mu tam wejść. Bob otworzył drzwi do mrocznego szybu. Czarny kot pobiegł prosto do przeciwległej ściany pomieszczenia i zaczął miauczeć i drapać ją pazurami, a potem ocierać się o nią, oglądając się bezustannie na chłopców i Sama. Wyglądało to tak, jakby ich prosił o pomoc w przedostaniu się na drugą stronę muru. - Szefie! - powiedział Bob. - Może tam jest jakieś tajemne pomieszczenie? - Rozejrzyjmy się za żelaznym krążkiem! - wykrzyknął Jupiter. - I obluzowanym kamieniem, za którym powinna być dźwignia, taka sama, jak w tamtym wejściu do tunelu! W chwilę potem Pete znalazł krążek, sprytnie ulokowany w taki sposób, że wyglądał jak część starego występu, do którego kiedyś mocowano oliwne lampy. Znajdujący się za nim kamień bez trudu dał się wysunąć ze ściany. Ukryta w ścianie dźwignia poruszała się lekko i było jasne, że ktoś musiał ją niedawno naoliwić. Niemal bezgłośnie odchyliła się ściana, o którą ocierał się miauczący bez przerwy kociak. Chłopcy i Sam wśliznęli się za nim do niewielkiej komnaty, pełnej szaf z książkami i skórzanych foteli. Pod ścianą, na skórzanej kanapce siedzieli ze związanymi rękami i nogami kapitan Joy i Jeremy. Na ustach mieli plastry z samoprzylepnej taśmy! - Panie kapitanie! - krzyknął Sam. - Jeremy! - zawtórowali mu Pete i Bob. - Co się tu wydarzyło? - zapytał Jupiter. - Ommmmmmmmm! - jęknął kapitan Joy, dając oczami wymowne znaki, które mogły mówić tylko jedno: - Uwolnijcie nas, zanim zaczniecie zadawać pytania! Pete wyciągnął z kieszeni scyzoryk i zabrał się do przecinania sznurów, podczas gdy Bob najostrożniej, jak tylko się dało, odkleił taśmę z ust obu więźniów