... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zamilkły na chwilę jękliwe krzyki czajek, nawet żaby przestały kumkać a pieśń niosła się wraz z biegiem rzeki, ginąc za jej zakrętem. Nagle śpiew urwał się. Młodzieniec podniósł się energicznie z kamienia, podszedł do leżącej w wodzie podrywki i szarpnął nią w górę. — Dosyć tego... —mruknął półgłosem do siebie. Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz głos uwiązł mu w krtani, zobaczył zaplątaną w sieć nimfę wodną. W świetle zachodzącego słońca jej czarne, długie włosy 326 przybrały odcień purpury. Od pereł i drogich kamieni, którymi była przystrojona, bił tak silny blask, że rybak musiał zmrużyć oczy. — O, niedobry młodzieńcze — przemówiła nimfa — zwabiłeś mnie, władczynię tej rzeki, podstępnie swoim śpiewem w zdradziecką sieć. Zwróć mi wolność, a nie pożałujesz tego. Uczynię cię szczęśliwym, obdarzę bogactwem... Stał chwilę rybak i patrzył na niecodzienne zjawisko. Otrząsnąwszy się w końcu ze zdziwienia, przemówił cicho: — Chyba śnię... Powiedz, jesteś tu naprawdę, czy tylko tak mi się jawisz? Chcesz mi dać szczęście... Moim największym skarbem jest Małgosia, córka bogatego kupca, Wojciecha Wańtuły. Cóż z tego, że się kochamy? Jej ojciec nigdy mi jej nie odda. Ale bądź przynajmniej ty szczęśliwa. Wracaj do swoich sióstr — i zanurzył podryw-kę w wodne odmęty. — Dzięki ci młodzieńcze, za twoją szlachetność — zaśpiewała woda. — Nawet nie chciałeś zapłaty, ale i tak ją otrzymasz. Wiem, czym zmiękczyć kamienne serce chciwych kupców. Małgosia będzie twoja. Chcę jednak coś więcej zrobić dla ciebie, twego miasta i twoich potomków. Będę ich chronić przed złym losem, a gdy nie zdołam odwrócić od was nieszczęścia, ostrzegę was przed nim. Słuchaj uważnie: jeśli zobaczycie mnie stojącą na wierzchołku wieży katedralnej, wtedy strzeżcie się, będzie to bowiem znak, że zbliża się coś złego. Rybak patrzył na drobne fale Odry, w której zniknęła piękna nimfa. Potem schylił się po sieć ciągle jeszcze zanurzoną w wodzie. — Czas wracać do domu, czekają pewnie na mnie z wieczerzą. Sieć była ciężka, jakby naładowana kamieniami. Bardzo go to dziwiło, bo nawet największy połów nie stwarzał takich trudności przy wyciąganiu. Kiedy wreszcie wydobył sieć na brzeg, znalazł w niej tyle złota i drogich kamieni, że stał się najbogatszym człowiekiem w całym Głogowie. I tak dzięki nimfie Małgosia została żoną Staszka. Skąpy kupiec już teraz nie wzbraniał, lecz bardzo zachęcał młodych do małżeństwa. Nimfa dotrzymała również i drugiego przyrzeczenia. Kiedy widziano jej postać na wierzchołku wieży katedralnej, było pewne, że nadchodzi zły czas: zaraza, pożoga lub wojna. Z czasem mieszkańcy miasta zaczęli się bać nimfy, uważali, że to ona przynosi nieszczęście. 327 Zapomniano bowiem, że nimfa odrzańska tylko uprzedzała ludzi — z przyjaźni do nich i do miasta. Przez długie wieki dotrzymywała słowa, danego ongiś młodemu rybakowi. Pewnego dnia runęła z trzaskiem wieża katedry głogowskiej. Od tego czasu nimfa odrzańska nie pojawiła się więcej. Niektórzy powiadają, że ukryła się na zawsze w głębinie rzeki, inni, że odpłynęła ¦ . - . . ¦ , ¦ .'»" " •¦ ¦' . ¦' ;i ' ' "j . >.,¦¦•'¦.!• \,.i I- :-,;¦-• : l-'. DANKOWSKI SKARB . . . .. JEZIORZE Dankowskim, kryjącym w sobie dziwne tajemnice, oraz o szańcu znajdującym się nie opodal opowiadano sobie od lat dziwne historie. Szaniec zwłaszcza był miejscem groźnym, gdzie licho nie spało. Nawet w dzień bez pilnej potrzeby ludzie woleli się doń nie zbliżać. Czasem jednak pojawiali się tacy śmiałkowie, którzy drapaH się tam w ciemne noce. Cóż ich ciągnęło na szaniec? Opowieść głosi, że leżał tam w ziemi bezcenny skarb, zakopany przez dawnych władców Dankowa. Strzegły go tajemnicze moce. Ten skarb ściągał śmiałków nawet z dalekich, obcych stron. 0 jednym odważnym i nadzwyczaj zuchwałym młodzieńcu opowiadano sobie przez długie lata. Na imię mu było Rudolf. Przybył z ziem leżących nad Łabą, bo i tam dotarła już wieść o skarbie. Z bojaźnią patrzono w osadzie na jego przygotowania do wyprawy. Gdy Rudolf wywiedział się o wszystkich szczegółach związanych ze skarbem, zdecydował przedsięwziąć wyprawę w najbliższą księżycową noc. Uzbrojony w łopatę i kilof, zaszedł po drodze do karczmy, by wychylić miarkę wódki dla dodania sobie odwagi. Ścigały go ciekawe spojrzenia chłopów popijających piwo. — Strach go obleciał — szeptali między sobą. 329 Było już dosyć późno i karczma powoli pustoszała. Rudolf wysączył resztę wódki, otarł usta rękawem i zarzuciwszy na ramię narzędzia, ruszył w kierunku szańca. Szedł wolno, bo do północy było jeszcze daleko. Pod konarami drzew hukały sowy. Mocno niósł się zapach jagód, które okrywały ziemię czarnym kobiercem. Daleko za sobą pozostawił zabudowania wsi, twardo śpiącej po trudach całego dnia. Od strony jeziora dolatywało kumkanie żab i cichy plusk wody uderzającej o brzeg. Od czasu do czasu przelatywały nad jego głową nietoperze. Księżyc piął się coraz wyżej i coraz szczodrzej rozsiewał swoje blaski na polnej drożynie... Tuż przed północą Rudolf znalazł się w pobliżu szańca. Wydało mu się, że za krzewami mignęła jakaś sylwetka... — Zapewne przywidzenie—uspokajał siebie. Naraz usłyszał szelest. Ktoś się jednak skradał. Wytężył wzrok. Ujrzał jakąś postać. Gdy postąpił o krok w jej stronę, zjawa nie ruszyła się z miejsca. Rudolf czuł, że nogi wrastają mu w ziemię. Widział przyglądające mu się dziwnie jarzące się oczy. Przebiegły go dreszcze. Oczy zjawy płonęły coraz bardziej, mglista sylwetka stawała się bardziej wyrazista. Rudolf czuł, że coś dusi go w gardle. Ogarnął go paniczny lęk. Chciał uciekać, lecz nie mógł ruszyć się z miejsca. Wreszcie podskoczył w rozpaczliwym odruchu do przodu, potknął się o coś a bez pamięci runąi na ziemię. Nie wiadomo, jak długo leżał. Chłodny powiew wiatru powoli przywracał mu świadomość. Czuł silny ból głowy. Próbując wstać, powiódł wzrokiem dookoła. Zjawa zniknęła. Na tym miejscu czerniały tylko krzewy