... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Z tego punktu wyjścia wynika jeszcze coś dalszego. Prymat tego, co otrzymywane, zawiera w sobie chrześcijańską pozytywność i dowodzi jej wewnętrznej konieczności. Stwierdziliśmy, że tego, co istotne, człowiek nie wydobywa sam z siebie; musi mu to być dane jako coś, czego sam nie dokonał, co nie jest jego wytworem, tylko drugą wolną osobą, która mu się daje. Skoro jednak tak sprawy się mają, znaczy to również, że nasz stosunek do Boga nie może ostatecznie polegać na tym, co sami wymyślimy, na jakimś spekulatywnym poznaniu, tylko żąda pozytywności tego, wobec czego stoimy, co się do nas zbliża jako coś pozytywnego, coś do przyjęcia. Wydaje mi się, że opierając się na tym, dałoby się rozwiązać tak zwaną kwadraturę koła teologii, mianowicie wykazać wewnętrzną konieczność pozornej przypadkowości historycznej chrześcijaństwa, konieczność uderzającej nas jego pozytywności jako z zewnątrz przychodzącego zdarzenia. Sprzeczność tak dobitnie podkreślona przez Lessinga, jaka istnieje między verite de faił (niekonieczna prawda faktu) a verite de raison (konieczna prawda rozumu), da się teraz przezwyciężyć. To, co przypadkowe, zewnętrzne, jest dla człowieka konieczne; tylko w tym, co przychodzi do niego z zewnątrz, otwiera się jego wnętrze. Anonimowość Boga jako człowieka w historii "musi" istnieć - z koniecznością wolności. 7. Streszczenie: istota chrześcijaństwa Streszczając to wszystko możemy powiedzieć, że sześć zasad, które staraliśmy się naszkicować, można by nazwać strukturą egzystencji chrześcijańskiej, a zarazem sformułowaniem tego, co w chrześcijaństwie istotne, "istoty chrześcijaństwa". Zasady te mogłyby także wytłumaczyć to, co określamy przy pomocy wyrażenia wzbudzającego liczne nieporozumienia jako chrześcijańskie roszczenie do wyłączności. To, co przez to rozumiemy, występuje przede wszystkim w zasadzie "jednostki", w zasadzie "dla", w zasadzie "definitywności" i w zasadzie "pozytywności". W tych podstawowych wypowiedziach wyrażają się w szczególny sposób roszczenia, jakie wiara chrześcijańska podnosi wobec historii religii i jakie podnosić musi, jeśli ma pozostać wierna sobie samej. Pozostaje jednak jeszcze jedno zagadnienie. Jeśli sobie zdajemy sprawę z owych sześciu zasad, tak jak je rozważyliśmy, możemy się znaleźć w położeniu fizyków, którzy szukali pramaterii bytu i najpierw sądzili, że znaleźli ją w tzw. pierwiastkach. Lecz im dalej postępowały badania, tym więcej poznawano tych pierwiastków, dziś znaleziono ich już ponad setkę. A więc nie mogły one być czymś ostatecznym, co z kolei sądzono tak do niedawna o atomach. I one jednak okazały się złożone z cząsteczek elementarnych, których, jak wiemy, istnieje tak wiele, że nie można na nich się zatrzymać, tylko trzeba na nowo rozpocząć szukanie pramaterii. W sześciu zasadach poznaliśmy także elementarne cząstki chrześcijaństwa, ale czy poza tym nie istnieje z konieczności jakiś jeden, prosty, centralny punkt chrześcijaństwa? Owszem, istnieje, i sądzę, że po tym wszystkim, co powiedzieliśmy, możemy teraz twierdzić bez obawy, że będzie to tylko sentymentalnym frazesem, iż te wszystkie zasady ostatecznie spotykają się w jednej - w zasadzie miłości. Powiedzmy to całkiem po prostu, może nawet narażając się na nieporozumienie: nie ten, kto wyznaje tę samą wiarę, jest prawdziwym chrześcijaninem, tylko ten, kto przez to, iż jest chrześcijaninem, stał się naprawdę człowiekiem. Nie ten, kto zachowuje pewien system norm, niewolniczo i z nastawieniem na siebie, tylko ten, kto zdobył wolność, pozwalającą mu oddać się prostej ludzkiej dobroci. Zasada miłości, jeżeli jest prawdziwa, zawiera oczywiście wiarę. Tylko przez nią pozostaje tym, czym być powinna. Bez wiary bowiem, którą nauczyliśmy się rozumieć jako coś, co człowiek ostatecznie musi przyjąć wobec niewystarczalności własnych wysiłków, staje się miłością samowolną. Wywyższa się i chce wymierzać sobie sprawiedliwość; wiara i miłość warunkują się i domagają się siebie nawzajem. Tak samo trzeba powiedzieć, że w zasadzie miłości współobecna jest zasada nadziei, która przekraczając chwilę obecną i jej rozdrobnienie, ma na oku całość. I tak rozważanie nasze doprowadza na koniec do słów, które św. Paweł nazwał filarami podtrzymującymi chrześcijaństwo: "Teraz trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: z nich największa jest miłość" (1 Kor 13, 13). V. Rozwój wyznania wiary w chrystusa w chrystologicznych artykułach wiary 1. "KTÓRY SIĘ POCZĄŁ Z DUCHA ŚWIĘTEGO, NARODZIŁ SIĘ Z MARII PANNY" Pochodzenie Jezusa jest tajemnicą. Wprawdzie, według Ewangelii św. Jana, mieszkańcy Jerozolimy sprzeciwiają się mesjańskiemu posłannictwu Jezusa, twierdząc: "my jednak wiemy, skąd on pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest" (J 7, 27). Ale natychmiast słowa Jezusa wyjawiają, jak niedostateczna jest ta rzekoma wiedza o pochodzeniu Jezusa: "Ja nie przyszedłem we własnym imieniu; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który mnie posłał, którego wy nie znacie" (7, 28). Oczywiście, Jezus pochodził z Nazaretu. Lecz cóż się wie o tym, skąd jest naprawdę, gdy można podać tylko miejsce geograficzne, z którego pochodził? Ewangelia św. Jana podkreśla nieustannie, że prawdziwym pochodzeniem Jezusa jest "Ojciec", że pochodzi On od Niego całkowicie i inaczej niż poprzedni wysłańcy Boga. To tajemnicze pochodzenie Jezusa od Boga, "którego nikt nie zna", opisują tak zwane historie dzieciństwa Jezusa Ewangelii Mateusza i Łukasza, nie po to, by je wyjaśnić, tylko by potwierdzić jego tajemnicę