... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Byliby zbyt zakłopotani, by przyznać, że naprawdę się lubią, toteż zamiast tego opowiadają sobie nawzajem szalone historie. - Zrozumiałaś go, Xanetio? - Sephrenia uśmiechnęła się. - Azali rozsądkiem obdarzona osoba pojąć zdoła, jak i dlaczego mężowie miłość swą wyrażają, siostro? - Słowo miłość wywołuje u nas zakłopotanie - oznajmił Sparhawk. - Zwłaszcza jeśli odnosi się do innego mężczyzny. - Ale to przecież miłość, prawda, Sparhawku? - spytała Sephrenia. - No cóż, chyba tak. Niemniej dalej czujemy się z nią nieswojo. - Pomówić z tobą pragnęłam, Anarae - odezwała się Betuana, nieświadomie uciekając się do starożytnej mowy. - Chętnie słów twych wysłucham, królowo Atanu. - Młodzież atańska z dawien dawna próbuje Delphaeus znaleźć po to, by zniszczyć dom wasz i wybić lud cały. Przykro mi bardzo, że na to pozwoliłam. Xanetia uśmiechnęła się. - Drobnostka to, królowo Atanów, li tylko nadmiar zapału młodości. Przyznaję szczerze, iż nasze niedorostki zabawiają się, waszych zwodząc na manowce i z drogi sprowadzając najprostszymi zaklęciami. Rzec by można, iż oba ludy nasze pozwalają dzieciom swym wyszumieć się nieco, te bowiem, za przyczyną swej młodości, braku doświadczenia i niezdolności do samodzielnej zabawy, skarżą się stale, iż zajęć im braknie, a przynajmniej zajęć wartych talentów ich ogromnych, które same sobie przypisują. Betuana zaśmiała się. - Azali wasze dzieci takoż niepokój trawi, Anarae? - Wszystkie dzieci bez przerwy narzekają - zapewniła ją Sephrenia. - To jeden z powodów, dla których rodzice tak szybko się starzeją. - Dobrze powiedziane - zgodził się Sparhawk. Ani on, ani czarodziejka nie patrzyli przy tym na Flecika. * * * Po dwóch dniach dotarli do Lebas w północnym Tamulu. Sparhawk przemówił do armii, kładąc zwłaszcza nacisk na ogromną moc Bhelliomu, gdy wyjaśniał, jak zdołają szybko pokonać ogromne odległości. W rzeczywistości jednak Bhelliom nie miał z tym nic wspólnego. Podczas tej wyprawy wszystkim zawiadywała Flecik. W Lebas czekał na nich kolejny atański posłaniec, z jeszcze jedną wiadomością od Khalada - zdecydowanie obraźliwym listem, sugerującym, iż biegacz został przysłany po to, by poprowadzić ich na plażę, gdzie czekają Kring i Engessa ze swoimi wojskami. Gdyby bowiem rycerze sami mieli znaleźć drogę w lesie, niewątpliwie natychmiast by zabłądzili. Klasowe przesądy Khalada najwyraźniej jeszcze nie osłabły. * * * Z Lebas nie prowadziła na północ żadna prawdziwa droga, z łatwością jednak dawało się dostrzec ślady dawnej ścieżki. Wkrótce dotarli na południowy skraj ogromnej puszczy, porastającej północno-wschodnią część kontynentu, i setka jadących przodem Peloich, których Kring przywiódł ze sobą z Eosii, dołączyła do głównej kawalkady. Zachodni Peloi, sprowadzeni z równin, czuli się w lasach bardzo niepewnie. - Myślę, że ma to coś wspólnego z niebem - wyjaśnił Tynian. - Kiedy wejdzie się głęboko w las, ledwie je widać, Tynia-nie - zaprotestował Kalten. - Właśnie o to mi chodziło - odparł Deiranin o okrągłej twa-. rży. - Zachodni Peloi przywykli do nieba nad głowami. Kiedy gałęzie drzew je przesłaniają, zaczynają się niepokoić. Nigdy nie zdołali ustalić, czy próba zamachu była czysto przypadkowa, czy też Betuana od początku stanowiła główny cel. Kolumna wojsk dotarła sto lig w głąb lasu i rozbiła właśnie obóz na noc. Namiot dam - Betuany, Sephrenii, Xanetii i Flecika - ustawiono nieco na uboczu, zapewniając im odrobinę prywatności. x Zabójcy ukryli się dobrze. Było ich czterech. Wyskoczyli z gęstwiny z dobytymi mieczami, w chwili gdy Betuana i Xa-netia wychodziły właśnie z namiotu. Betuana zareagowała natychmiast. Błyskawicznie dobyła własnego miecza i wbiła go w brzuch jednego z napastników. Wyrywając go z ciała, zanurkowała ku ziemi, przeturlała się i wymierzyła obiema stopami cios w twarz kolejnego mężczyzny. Słysząc krzyk Sephrenii, Sparhawk i pozostali rzucili się w stronę namiotu, jednakże wyglądało na to, że królowa Atanów świetnie sobie radzi. Odparowała pospieszny cios i rozpłatała czaszkę niezręcznego napastnika, który go zadał. Następnie zajęła się ostatnim z mężczyzn. - Uważaj! - krzyknął Berit, biegnąc ku niej. Mężczyzna, którego powaliła stopami, z trudem podnosił się z ziemi, krwawiąc z nosa. W dłoni trzymał sztylet. Stał tuż za plecami królowej Atanu. Zawsze dotąd, gdy Xanetia odrzucała swe przebranie, zmiana następowała powoli, stopniowo. Tym razem rozbłysła natychmiast, a jej światło nie było zwykłym blaskiem. Płonęła niczym słońce w zenicie. Krwawiący napastnik mógłby uciec, gdyby w pełni panował nad sobą, jednakże kopniak wymierzony w twarz wstrząsnął nim i pozbawił rozsądku. Zdążył jednak krzyknąć - tuż przedtem, nim dotknęła go dłoń Xanetii. Wówczas jego wrzask urwał się, przechodząc w krótki szorstki bulgot. Z otwartymi ustami i wybałuszonymi ze zgrozy oczyma przyglądał się jaśniejącej postaci tej, która właśnie go zabiła - ale tylko przez chwilę. Potem nie dało się już rozpoznać wyrazu jego twarzy. Skóra i mięśnie zapadły się i zaczęły spływać w dół, przemienione straszliwym dotknięciem w cuchnącą ciecz. Usta mężczyzny zdawały się rozwierać coraz szerzej, a jego policzki ściekały z czaszki na ziemię. Próbował jeszcze krzyknąć, lecz rozkład dotarł już do gardła, toteż z ust pozbawionych warg dobył się tylko cichy gulgot. Sztylet wypadł z pozbawionej ciała dłoni. Napastnik opadł na kolana. Z jego ubrania wyciekały śluzowate resztki skóry, nerwów i ścięgien. A potem gnijący trup padł wolno naprzód i legł na zasłanej liśćmi ziemi - nieruchomy, lecz nadal rozkładający się pod wpływem złowrogiej klątwy Xanetii. Ogień Anarae przygasł. Delficzka ukryła lśniącą twarz w błyszczących dłoniach i zapłakała. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY W Esos padał deszcz - zimny, ulewny deszcz, każdej jesieni przynoszony z wiatrem z Zemochu. W żadnej mierze nie zaszkodził on jednak obchodom Święta Plonów, ponieważ większość uczestników zabaw była zbyt pijana, by przejmować się pogodą. Stolg natomiast był zupełnie trzeźwy. Tego wieczoru pracował, a zawsze żywił głęboką pogardę dla ludzi, którzy piją w pracy. Był niepozornym, bezbarwnym mężczyzną ubranym w prosty strój. Miał krótko ostrzyżone włosy i wielkie, silne dłonie. Dyskretnie przemykał się przez rozbawiony tłum, zmierzając w stronę bogatszej dzielnicy miasta. , Tego ranka pokłócił się ze swą żoną Rutą, co zawsze wpra-wiało go w zły humor. W istocie Ruta nie ma wielu powodów do narzekań - pomyślał, przepuszczając grupkę młodych, pijanych arystokratów