... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

A w ciężkich chwilach stawiała go na nogi, spisana przez jego rodaka Petera ?????'?, złota myśl psa Zucha: 47 ŻYCIE JEST NIESPRAWIEDLIWE, I BARDZO DOBRZE. Uzbrojony w tę dewizę, Gary Smith był szczęśliwym człowiekiem, mimo iż przez jakiś czas naprawdę głęboko ubolewał nad swoim nieudanym małżeństwem, chociaż, jak zawsze twierdził, nikt inny, tylko on popełnił niewybaczalny błąd, którym okaleczył ten związek. Gary, mianowicie, jako urodzony pedagog, od pierwszych dni małżeństwa zaczął wychowywać swoją żonę, która, niestety, już od lat była wychowana. Gary jednak nie wiedział wtedy, chociaż był zupełnie dorosły, że ludzie powinni dopasowywać się do siebie przed ślubem, a nie po nim, co, serdecznie proszę, żeby było przez Was dokładnie zapamiętane. Los jednak zrządził, że jego siostrzenica Michelle żywiła do JJony trwały sentyment, i na nic się zdały wysiłki Garego, żeby chociaż trochę dotarło do niej, jak bardzo nieustępliwa, nietoleran-cyjna, nieugięta i nie do zniesienia bywała Ilona w ich trudnym, krótkim związku. To jednak od niej Michelle dostała pierwszą w życiu higieniczną wkładkę, kiedy kobieca dolegliwość zaskoczyła ją, przerażoną i niechętną nagłej dorosłości, właśnie w czasie wizyty u Garego i Ilony. Tego faktu Michelle nie mogła i nie chciała zapomnieć, nie mogła również i nie chciała zapomnieć, że Ilona tuliła ją wtedy do siebie, pocieszała i mówiła słowa, które Michelle obiecała sobie pamiętać przez całe życie: może to jest trochę przykre, Michelle, ale w ogóle byćkobietą jest cudownie. Cóż o tym wszystkim mógł wiedzieć Gary Smith? Nic, doprawdy. Starał się jednak, trzeba mu to przyznać, przełamać własną niechęć do dawnej żony i nie stawiał najmniejszego sprzeciwu, gdy Michelle biegała do niej, będąc w Warszawie. Nie do opisania było zdumienie Michelle i Wiktorii, kiedy okazało się, że ortodontką, która ma zakładać gwiazdki na skomplikowany zgryz Wiktorii, jest właśnie Bona. Poszły więc razem do jej gabinetu na dawno już umówioną przez Wiktorię godzinę, ale ona kogoś miała na fotelu, a jeszcze jedna osoba siedziała w poczekalni. Wiktoria oniemiała, widząc, że tą osobą jest Agata. - Ty? Do ortodonty? Ze swoimi pięknymi zębami? Nie wierzę! - zawołała, kiedy ochłonęła z wrażenia. 48 Tak właśnie zawołała zdumiona tym faktem Wiktoria, zupełnie zapominając, że w przekonaniu Agaty to ona jest osobą, która odbiła jej chłopaka, powinny zatem być wobec siebie nadęte, obrażone i nieufne. Wiktoria i Michelle usiadły naprzeciwko Agary, której wyraźnie pochlebiła życzliwa uwaga na temat jej zębów, bo otworzyła szeroko usta i pokazała dziewczynom swoją odrobinę skrzywioną, lewą, górną czwórkę. - Nie będę przecież z takim zębem zdawać do Akademii Teatralnej, został mi rok na jego wyprostowanie. - To tam zaglądają w zęby? - zdziwiła się Michelle. Agata wzruszyła ramionami, oparła głowę o ścianę, którą miała za sobą, i zapatrzyła się w sufit. - Chłopak, który był przede mną, siedzi tam już pół godziny - odezwała się wreszcie, spoglądając na zegarek. - Mogłaby ta okropna baba lepiej planować czas. - Ta okropna baba jest moją rodziną - powiedziała Michelle. - O, sorry... - mruknęła Agata, odrobinę speszona. - A to jest bliskie pokrewieństwo? - Bliskie - wyjaśniła za Michelle Wiktoria. - Pani doktor była żoną wuja Michelle. - To żadne pokrewieństwo, zwłaszcza że jeżeli była, to znaczy, że nie jest - słusznie zauważyła Agata. - Michelle jest siostrzenicą naszego pana od angielskiego - uzupełniła ich koligacje rodzinne Wiktoria. - Nie mów! - Tak, moja mama jest siostrą Garego Smitha - powiedziała Michelle. Nie wiedziała, czy być siostrzenicą Garego Smitha to według Agaty dobrze czy źle, wykazała się więc pewną odwagą. - Świetnie mówisz po polsku - pochwaliła ją jednak Agata. - Mam akcent i niedobre er, wiem o tym. - To nie przeszkadza. Szykuje ci się nowa cioteńka, znasz ją? - Nie... - powiedziała Michelle zaskoczona. - A ty skąd o tym wiesz? - zdziwiła się Wiktoria. Agata była zadowolona z wrażenia, jakie wywarła na dziewczynach ta wiadomość, chociaż za bardzo nie była jej pewna. - Wiem! - powiedziała krótko. 49 Widziała ich. Widziała kiedyś Emmę P. wchodzącą z Garym do domu, w którym on mieszka. Emma P. szła tanecznym krokiem, a Gary wlókł się obok, dźwigając w ręku tysiąc toreb z zakupami, i jeszcze jedną, wielką, zawieszoną na szyi. Wyglądał głupio. Nie on, tylko Emma nacisnęła kod domofonu, musiała więc go znać. Agata widziała wszystko tak, jak teraz widzi przed sobą Michelle i Wiktorię, bo akurat wtedy wchodziła do sklepu Szuflada, w którym zamierzała kupić jakiś miły drobiazg swojej matce na urodziny. - Czy wiesz także, kim ona jest? - zapytała Wiktoria, widząc ponurą minę Michelle. Agata uśmiechnęła się tajemniczo. - Oczywiście. Michelle milczała, wpatrzona w mgliste sylwetki widoczne za zmatowioną szybą drzwi do gabinetu Ilony. Ponieważ nie pytały, Agata sama powiedziała po chwili: - To Emma P. Wiktoria była tylko zdumiona, ale Michelle aż podskoczyła, kiedy usłyszała imię swojej przyszłej ciotki, bo właśnie z Emmą, o której Gary mówił: moja koleżanka, która uczy biologii w naszej szkole, w jakąś sobotę miała zjeść kolację w zabawnym lokalu Fret@Porter, tuż obok domu, w którym na trzecim piętrze bez windy mieszka Gary Smith. Przyszedł mail od Kasi, w którym pisała, że najlepiej będzie, jeżeli polecą z Warszawy do Kopenhagi, a potem z Kopenhagi do Bergen. Szymon natychmiast poszedł do małego Biura Podróży na Świętojańskiej, żeby tam zabukować miejsca na te loty. Ogarnęło go dziwne uczucie, kiedy dyktował dane Matyldy i swoje. Zawsze uważał, że są parą, ale jak zobaczył ich dwa nazwiska na jednym blankiecie, nie mógł oderwać wzroku od tego kawałka papieru. Matylda i ja. Ja i Matylda. To my lecimy do Kopenhagi. To my z Kopenhagi lecimy do Bergen. My. Matylda i ja. Gwizdał cicho, idąc szybkim krokiem przez Zapiecek. Wyjął z kieszeni komórkę i nawet nie zatrzymując się, wysłał do 50 Matyldy SMS-a. Załatwione. Warszawa - Kopenhaga. Kopenhaga - Bergen