... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ligger skłonił głowę, a potem lekko nią potrząsnął. - Lepiej, żeby panienka nie była sama, panienko Victorio - powiedział cicho, głosem niezdradzającym emocji, i podążył w tym samym kierunku co baron. Victoria otworzyła oczy i otrząsnęła się. Walc się skończył, a orkiestra zaczęła grać taniec ludowy. Nie jestem bezbronna, pomyślała. Muszę działać. Nie mogę pozwolić, by to się działo dalej. Odepchnęła się od ściany i poszła w stronę swojej sypialni. Wiedziała, że jest tylko jedno wyjście. Szybko upchnęła ubrania i bieliznę do swojej solidnej walizki, z którą przyjechała tu przed pięcioma laty. Nagle zamarła. Nie ma pieniędzy. Nie przeżyje nawet dnia bez pieniędzy. Pomyślała o gabinecie Damiena, przestronnym i widnym pokoju, wypełnionym hiszpańskimi skórzanymi meblami. Pokój ten byl jego prywatną kryjówką w rezydencji Drago. Nawet Elaine nie wchodziła tam bez jego pozwolenia. Tam pewnie będzie sejf, w dużym mahoniowym biurku. Ale gdzie zatrzymać się tej nocy? Gdzie może się przed nim bezpiecznie skryć? Uśmiechnęła się. Prześpi się w pokoju dziecinnym. Obok Damie, z nianią Black tuż obok, za cieniutkim przepierzeniem i z nieodstępną Biblią przy łóżku. I wymknie się jutro przed wschodem słońca. Tylko dokąd? Victoria wyprostowała się nad walizką. Zdecydowała, że przemyśli to przed zaśnięciem. Zaniosła walizkę i pelerynę do pokoju dziecinnego. Nikt jej nie widział. Jeśli Damien przyjdzie do jej sypialni tej nocy, a zrobi tak na pewno, dowie się, że znikła. Jak się zachowa? Przypuszczała, że nie będzie próbował wyciągnąć jej siłą z pokoju dziecinnego, jeśli odkryje, że ona tam jest. Nawet baron Drago nie posunąłby się tak daleko. Owinęła się w pelerynę i oparła o brzeg małego łóżeczka Damie. Równy oddech dziecka uspokoił ją. Spała, budząc się co chwilę, aż wreszcie wstała o czwartej rano. Pierwsza myśl po przebudzeniu: Damien. Co zrobił, kiedy dowiedział się o jej zniknięciu? Przebiegł przez nią dreszcz. Było zimno i wilgotno. Pocałowała miękki policzek Damie, otuliła ją w kokon kocyków i wyszła z pokoju dziecinnego. Zeszła cicho po schodach, wymacując przed sobą drogę, ponieważ było zupełnie ciemno. Zapaliła świecę dopiero kiedy dokładnie zamknęła drzwi do gabinetu Damiena. W dolnej szufladzie jego biurka znalazła sejf. Nie miała żadnych skrupułów, żeby otworzyć zamek spinką do włosów. Udało się i Victoria spokojnie odliczyła dwadzieścia funtów. Tak naprawdę nie kradła; w końcu była opiekunką do dziecka, od kiedy urodziła się Damaris. Zwróci pieniądze, kiedy dostanie pracę. Cicho i uważnie włożyła sejf z powrotem do szuflady. Nagłe zauważyła plik listów związanych czarną wstążką. Ten na wierzchu nie był dobrze złożony i dostrzegła swoje nazwisko, Victoria Abermarle, w zdaniu napisanym czarnym tuszem ścisłym charakterem pisma. Zmarszczyła brwi i wyciągnęła list, rozprostowując go na biurku. Usiadła w fotelu Damiena i zbliżyła świecę. Był to list do Damiena od notariusza, pana Abnera Westovera. Przeczytała go powoli, a potem jeszcze raz ze wzrastającym poczuciem nierzeczywistości. Po trzecim czytaniu wetknęła zgrabnie list w plik pozostałych. Mój Boże, pomyślała, to niesamowite. Przynajmniej wiedziała już dokładnie, dokąd się uda. Do Londynu. Do pana Abnera Westovera. Zdała sobie sprawę, że jej ręka się trzęsie, nie ze strachu, ale z czystej wściekłości. Co za szubrawiec. Rafael wsiadł na swojego nowego ogiera, Gadfly'a, gniadego o białych skarpetkach, którego zakupił wczoraj od wicehrabiego Newtona, i popędził go delikatnie. Ogier był silny, wysoki na dobre szesnaście dłoni i o łagodnym usposobieniu. Rafael nie wiedział, czy dałby sobie radę z koniem o diabelskim temperamencie, i nie był na tyle głupi, żeby tego próbować. Jego nogi były przyzwyczajone do kołysania pokładu „Morskiej Wiedźmy”, a nie do obejmowania końskiego brzucha. - Jedziemy - powiedział w okolicy drgającego ucha Gadfly'a. Wcześniej pożegnał się z załogą i ze swoim wybawcą, wyliniałym kocurem Bohaterem. - Jedziemy do Londynu. - Uważaj na siebie - powiedział Rollo. - Koniec z brandy - dodał Flash, próbując pogłaskać wyrywającego się Bohatera. Rafael tylko się uśmiechnął. - Kontynuujcie naprawy. Odezwę się, jak tylko będę mógł. - W zamyśleniu potarł szyję kocura. - Uważajcie na tego amanta. Nie chcę, żeby zabawił się z nim jakiś pies. - Ha - powiedział Flash. - Współczuję każdemu zwierzęciu, które chciałoby się z nim zmierzyć