... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Madame powie jej to, oui? Ona musi wybierać sobie ofiary z większą ostrożnością. Sidonie z trudem przełknęła ślinę i spojrzała Jean-Claude'owi prosto w oczy. - Być może popełniła błąd - przyznała. - Ostrzegę ją. - Oui, madame, koniecznie. Sidonie uśmiechnęła się kwaśno. - Zaufaj mi, Jean-Claude, ona zadba o to, by nigdy więcej nie zobaczyć lorda Devellyna. Potem, z chłodnym uśmiechem i eleganckim ukłonem, młody mężczyzna ucałował jej dłoń i ruszył w swoją stronę. Sidonie patrzyła za odchodzącym Jean-Claude'em i lekki dreszczyk zaniepokojenia przebiegł jej po plecach. Zmusiła się do odczekania dziesięciu minut, po czym pozbierała myśli i pospiesznie wyszła za nim. Dzięki Bogu, mieszkała tuż obok, gdyż za dziesięć minut panna Hannaday miała przybyć na Bedford Place na swoją lekcję. Dzisiaj Sidonie i panna Hannaday miały powtórzyć porządek hierarchii wśród arystokracji, a potem nauczyć się, jak przygotowywać plan usadowienia gości podczas oficjalnego obiadu. Takie lekcje były dla nich obu dobrym rozwiązaniem, gdyż Sidonie potrzebowała pieniędzy, a biedna panna Hannaday powinna przyswoić sobie wszelkie towarzyskie niuanse, jeżeli miała zamiar poślubić lorda Bodleya. Dla Sidonie takie towarzyskie umiejętności były niemal drugą naturą. Jej matka była jedną z najrzadszych istot: piękną, dobrze wychowaną kurtyzaną z nieskazitelnym pochodzeniem i naturalnym wdziękiem. Dziadkowie Sidonie należeli do pomniejszej arystokracji w ciężkich czasach rewolucji francuskiej. Wychowywali swą jedyną córkę w dystyngowanym ubóstwie, wykształcili ją w szkole klasztornej i wysłali na drugą stronę Kanału w nadziei, że jej wdzięk i uroda przyciągną uwagę jakiegoś zamożnego Anglika. Plan zadziałał, przynajmniej po części. Claire Bauchet przyciągnęła uwagę księcia Gravenela, brzuchatego mężczyzny w średnim wieku, którego córce udzielała lekcji francuskiego. Gravenel nie był jednak księciem z bajki, a ich związek daleki był od marzeń. Wpędził młodą nauczycielkę francuskiego w ciążę, po czym stał z założonymi rękoma, kiedy jego żona wyrzuciła ją na ulicę. Wtedy, i tylko wtedy, Gravenel złożył Claire propozycję. Mogła zostać jego kochanką. Albo mogła głodować. Wybór należał tylko do niej. Claire nie należała do kobiet, które by głodowały. Jako kochanka zamożnego Gravenela, Claire Bauchet w końcu stała się sławna dzięki swoim bogatym przyjęciom i eleganckim spotkaniom przy obiedzie. Zaczęła rozkoszować się swoją władzą i zawracała w głowie mężczyznom młodszym i znaczniejszym niż jej protektor. Wielu najbardziej wpływowych angielskich arystokratów jadało przy stole madame Bauchet, wśród nich sam książę regent. Ale angielskie arystokratki to zupełnie inna sprawa. Damy z towarzystwa "nie znały" kobiet takich jak Claire, pomimo tego, że ona i jej dwoje dzieci mieszkali przy ekskluzywnej Clarges Street w Mayfair, o niecały rzut kamieniem od kochanki księcia Clarence i ich licznego potomstwa. Sidonie i George'a trudno było nazwać licznym potomstwem, ale i tak przyciągali mnóstwo natarczywych spojrzeń i szeptów. Sidonie była jeszcze prawie brzdącem, kiedy George wreszcie wziął ją na bok i wytłumaczył, jak ten świat jest urządzony i dlaczego ich ojciec z nimi nie mieszka. Dla Sidonie był to prawdziwy kres niewinności. Z pewnością nie pragnęła kresu niewinności dla panny Hannaday, ale przy diable takim jak Bodley taki właśnie los czekał to biedne dziecko. Być może należało coś zrobić? Coś bardziej drastycznego, niż tylko znaleźć ukochanemu sprzedawcy panny Hannaday posadę? Pogrążona w takich rozmyślaniach Sidonie pospiesznie skręciła w Bedford Place, ledwie patrząc, dokąd idzie. Jak zwykle, dwa czy trzy powozy stały zaparkowane na ulicy. Niemądrze nie zwróciła na nie uwagi, nawet na najbliższy, który stał dokładnie naprzeciwko jej domu. Właściwie prawie biegła, kiedy go mijała. Nagle coś ciemnego i ciężkiego palnęło ją w czoło. Sidonie zwaliła się na chodnik niczym worek zaprawy, dosłownie widząc gwiazdy przed oczyma. Następną rzeczą, jaka do niej dotarła, było to, że ktoś klęka obok niej i próbuje pomóc jej wstać. - Dobry Boże, nie widziałem pani! - zawołał mężczyzna, wsuwając rękę pod jej ramiona