... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Niemniej, nie przeszkadzało mu to. Miał już dosyć patrolowania wy brzeża. Działania wojenne toczyły się teraz na północy, w okolicy Monte Cassino. Thomas doskonale wiedział, że ra zem z grupką mężczyzn nie ma najmniejszych szans w star ciu z lokalnymi bandytami. Korupcja była wtopiona w kul turę tej części Włoch równie głęboko jak pojęcie macha. Zerknął na profil Yalentiny i postanowił, że niezależnie od wszystkiego postara się jak najdłużej zostać w Incantellarii. Immacolata zaprosiła ich do stołu i wspólnej modlitwy. Zaplotła palce wokół wiszącego na szyi krzyża i cichym, po ważnym głosem podziękowała Bogu za posiłek. - Padre nostro, figlio de Dio... Kiedy skończyła, Thomas podsunął krzesło Valentinie. i opatrzyła na niego łagodnymi, brązowymi oczami i uśmiechnęła się. Pragnął usłyszeć jej głos, ale gospodyni zajęła już miejsce przy stole i dobre wychowanie nakazywa ło, aby poszli w jej ślady. - Mój syn Falco był w oddziale partyzanckim, signor Arbuckle - zaczęła Immacolata. - Teraz walki już ustały, w każdym razie w naszej okolicy. Mam czterech synów, więc chyba nic dziwnego, że w naszej rodzinie można zna leźć prawie wszystkie frakcje. Bogu dzięki, że nie trafił mi się żaden komunista, bo tego bym nie zniosła! - Napełniła szklaneczki marsalą, słodkim winem o dość wysokiej zawar tości alkoholu, i wzniosła swoją w toaście. - Za wasze zdro wie, panowie, i za pokój! Oby Bóg w swojej dobroci w koń cu obdarzył nas pokojem... Thomas i Jack powtórzyli jej gest. - Za pokój i pani zdrowie, signora Fiorelli - dodał Tho mas. - Dziękujemy za ten wspaniały posiłek i pani gościn ność... - Nie mam dużo, ale znam życie - odparła. - Jestem już stara i widziałam więcej, niż wy kiedykolwiek zobaczycie... Co was tu sprowadza, panowie? - Nic poważnego, wiadomość o broni, porzuconej przez wycofujące się wojska niemieckie. Niedużo tego zostało, ale musimy ją zabezpieczyć. Immacolata z powagą pokiwała głową. - Większość rozdrapali bandyci. Są wszędzie, ale nie ma ją odwagi, żeby mnie zaatakować. Nawet wszechmocny Lu po Bianco miałby kłopoty ze zdobyciem mojej małej twier dzy, tak, nawet on... - Mam nadzieję, że rzeczywiście nic tu pani nie grozi, si gnora. Ma pani piękną córkę... Thomas poczuł, że rumieniec zalewa mu policzki na samą wzmiankę o Valentinie. Nagle jej dobro i bezpieczeństwo stało się dla niego najważniejsze na świecie. Valentina spu ściła oczy. Immacolata sprawiała wrażenie zadowolonej z tej uwagi i jej twarz rozjaśnił pierwszy w ich obecności uśmiech. - Bóg jest dla nas dobry, signor Arbuckle, ale w czasie wojny uroda bywa przekleństwem. Robię, co mogę, żeby ją chronić. Na szczęście teraz, w towarzystwie brytyjskich ofi cerów, nie mamy się czego obawiać... - Sięgnęła po koszyk z chlebem. - Jedzcie, proszę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znowu usiądziecie do stołu... Thomas wziął kawałek ciemnego chleba i zanurzył go w oliwie. Chleb był nieco gliniasty, ale bardzo smaczny. Im macolata jadła z apetytem. Anglicy docenili wysiłek, jaki włożyła w przygotowanie makaronu z sosem rybnym i z za pałem chwalili jej kunszt. W okolicy na pewno trudno było zdobyć wiele produktów, lecz signora Fiorelli poczęstowa ła ich iście przedwojennym posiłkiem, podobnie jak rano w trattorii. Jakby zainspirowana smakowitym daniem, za częła opowiadać im o historii swojej rodziny. - Kiedyś Włochy były kolebką wielkiej kultury. Staram się zachować ślady tej cywilizacji w naszym domu, niezależ nie od tego, co dzieje się w kraju. Robię to dla córki. Szczegółowo streściła dzieje jednego ze swoich przod ków, który był hrabią. - Walczył razem z Caraciolo w wojnie przeciwko Nelso nowi i Burbonom. Thomas słuchał jej tylko jednym uchem, ponieważ cała je go uwaga i wszystkie zmysły skupione były na milczącej Valentinie. - Jak długo planujecie tu zostać? - zagadnęła Immacolata po kolacji, kiedy siedzieli nieco ociężali od jedzenia i wina. - Dopóki nie przeniesiemy niemieckiej broni na pokład statku - odparł Thomas. - W okolicy jest znacznie więcej porzuconej broni - po wiedziała gospodyni. - W wielu miejscach można natknąć się na stosy karabinów i ręcznych granatów. Powinniście za dbać, żeby nie dostały się w niepowołane ręce, prawda? - Oczywiście... - Thomas lekko zmarszczył brwi. - W takim razie będziecie musieli przedłużyć swój pobyt. Ta zatoka wygląda uroczo, ale zło czai się tu na każdym kro ku. Ludzie nie mają nic, dosłownie nic, i są gotowi zabić za kęs jedzenia. Życie straciło wszelką wartość... - Zostaniemy tak długo, jak długo będziemy potrzebni - zapewnił ją Thomas, chociaż świetnie wiedział, że niewiele są w stanie zrobić, aby zlikwidować zło, o jakim mówiła. Zachodzące słońce zabarwiło niebo na różowo, a oni wciąż rozmawiali na cienistym tarasie. Immacolata zapaliła świece, wokół których natychmiast skupiły się ćmy i koma ry, niebezpiecznie zbliżając skrzydełka do śmiercionośnego płomienia. Thomas i Jack palili papierosy, boleśnie świado mi obecności Valentiny. Gdy dziewczyna się odzywała, obaj słuchali uważnie. Nawet Jack, który bardzo słabo znał wło ski, z przyjemnością pozwalał, aby jej miękki głos o pięknej, melodyjnej artykulacji pieścił go niczym dotyk ciepłych kro pli gęstego syropu na skórze. W rozmowie uczestniczył głównie Thomas, którego włoski był znacznie lepszy, lecz Jack miał przecież swoją żywą maskotkę i kiedy poczuł, że blednie razem z zachodzącym słońcem, wypuścił Brendana z kieszeni i posadził go sobie na ramieniu. Zgodnie z jego przewidywaniami, wiewiórka natychmiast skupiła na sobie uwagę dziewczyny. - Ah, che bello\ - zawołała, wyciągając rękę. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że nie ma zamiaru zjeść uroczego zwierzątka. Thomas obserwował, jak jej smuk łe brązowe palce pieszczą rude futerko, i zaczął sobie wyobra żać, jak gładziłyby jego skórę. Unikał wzroku Jacka, ponieważ bał się, że przyjaciel znacząco uniesie brew, ale Jack także był pod wrażeniem urody Valentiny i chyba wyczuł, że przy tym stole nie powinien pozwalać sobie na lubieżne żarty. Koło dziesiątej trzydzieści na skraju drogi zatrzymał się zakurzony samochód. - To Lattarullo - powiedział Thomas. Bardzo żałował, że nie miał okazji zamienić kilku słów z Valentina, lecz Immacolata całkowicie zdominowała roz mowę. Dziewczyna najwyraźniej wcale nie miała tego mat ce za złe - wychowana wśród tylu braci, pewnie przywykła, że zawsze usuwano ją w cień. Na tarasie pojawił się Lattarullo. Czoło miał mokre, beżo wą koszulę wilgotną od potu