... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wiedziała również, że mężczyźni mogli więcej zdziałać w walce na miecze. A jednak... Ciszę przerwało głośne pukanie, po czym rozległ się zdyszany głos Acevedo. - Ktoś chce się z wami widzieć. Fen otworzyła drzwi i ujrzała przed sobą czerwoną z oburzenia Ifryn. - A więc was również zostawili! - krzyknęła cesarzo- wa. - Ach ci mężczyźni! - Na placu bitwy nie ma miejsca dla kobiet. - Acevedo próbował załagodzić jej rozdrażnienie. Fen popatrzyła na niego przeciągle. 455 - Tak sądzisz? - spytała, wymieniając spojrzenie z lf- ryn. - Acevedo, zostań tu z Gaye. Masz się nią opiekować, rozumiesz? Gaye nie odezwała się ani słowem i instynktownie sięg- nęła po wisiorek. - Czekajcie! - zawołał przewodnik. - Gdzie idziecie? - Po moje dziecko - oświadczyła Ifryn z determinacją w głosie. W starej świątyni zaszły niespodziewane zmiany. Nikt jeszcze o tym nie wiedział, lecz Gaye, która właśnie ścisnęła mocno swój bursztyn, usłyszała głosy i przeraziła się. Złamałeś odwieczne prawa, oświadczyła Zidon. Teraz twój błąd obraca się przeciwko tobie i musisz zapłacić odpowiednią cenę. Postępowałem zgodnie z prawami, sprzeciwił się Meyu. Gdyby kość nie upadła tak... To był zakład, przerwała bogini. Nie możesz oszukać ognia Eleara. Twoja dłoń jest teraz skażona. Gar powróci. Niepotrzebnie się wtrącałeś. Wkrótce będziesz musiał ponow- nie stawić mu czoło. Przysłuchując się tej rozmowie, Gaye przekonała się po raz pierwszy, że nawet bóg może odczuwać lęk. Verkho zażyczył sobie, żeby wieść o aresztowaniu Sout- hana rozeszła się lotem błyskawicy, co okazało się jednak poważnym uchybieniem w taktyce kanclerza. Trzymał on w garści całą armię, szczególnie oddziały stacjonujące w Dziedzinie. Kerrellowi natomiast udało się pozyskać sporo ochotników gotowych do obrony Imperium. Niewie- lu mieszkańców chciało się dostać pod rządy Yerkho 456 i rozpaczliwe wezwanie generała okrzykniętego niedawno zdrajcą odniosło zaskakująco pomyślny efekt. Kerrell zdawał sobie sprawę, że będzie w stanie odeprzeć tylko część sił wysłanych przeciwko niemu i jedyną szansę upatrywał w zmasowanym ataku na samego Verkho. Zabi- cie kanclerza mogło oznaczać odwrót i kapitulację jego ludzi. Niestety poczyniono już pierwsze, pochopne kroki i gene- rał nie mógł powstrzymać swoich ludzi od walki, która praktycznie trwała od jakiegoś czasu. Armia Kerrella nie była jednolita. Składała się z wiernych mu oficerów, prze- ciwników Verkho i kilku arystokratów, których ambicje przerastały wyobraźnię. Również spora część mieszkańców miasta opowiedziała się po stronie generała. Kiedy walki ogarnęły swym zasięgiem bogate dzielnice Kręgu, trzeba było chronić wszelki dobytek przed ludźmi bardziej zainte- resowanymi zgarnianiem łupów niż przyszłością Imperium. Sytuację komplikowały oddziały wojska rozstawione w pobliżu Wielkich Wrót i dookoła zewnętrznych murów miasta. Początkowo większość żołnierzy stanęła po stronie Verkho. Później jednak, wyczuwając ogólne nastroje, część oddziałów zbuntowała się przeciwko kanclerzowi. Wydawało się, że wojna nie dotarła jedynie do Poziomów. Większość mieszkańców ukryła się w swoich domach, starannie zamykając okiennice. Tutaj niewiele osób rozumia- ło przyczyny konfliktu i nikt nie miał pojęcia, kogo popierać. W ciągu jednej nocy atmosferę ogólnego świętowania i radości zakłóciły przerażające realia wojny. Po wyjściu z karczmy Ifryn zdecydowanym krokiem poprowadziła Fen ulicami swego miasta. Obie kobiety często zastanawiały się, dlaczego darzą siebie tak bez- 457 granicznym zaufaniem i ciepłymi uczuciami. Fen zależało na uwolnieniu Azariego niemal w równym stopniu co Ifryn, która ze swej strony pragnęła w miarę swoich możliwości pomóc wyspiarzom. - Dokąd idziemy? - spytała Fen. - Musimy odszukać Grongara. Ma przy sobie trzy psy