... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Miło, że się spotkaliśnc Przyjęcie na jego cześć odbyło się w Klubie Profesorskim. Ta wiedział, że jest to rodzaj towarzyskiego czyśćca, przez któr: musi przejść, by przypomnieć się starym przyjaciołom i przekfl nać tych, którzy go kiedyś odrzucili, że jest czarujący, uczon i koleżeński. Rok spędzony w Oksfordzie poprawił chyba jeg status, a już na pewno nauczył go biegłości w prowadzer towarzyskich pogawędek. Późnym wieczorem Norris Carpenter, czołowy łacinnik, p stanowił zabawić się nieco kosztem kandydata. - Proszę mi powiedzieć, profesorze Lambros - zapyti ze szczwanym uśmieszkiem - co pan sądzi o książce dokto James? - Ma pan na myśli F.K. James, autorkę książki o Propercjuszu' - Nie, nie. Mówię o książce na temat Kallimacha, pióra byte pani Lambros. ;i - Cóż, nie czytałem jej jeszcze, profesorze Carpenter. Zdaj się, że jest dostępna dopiero w odbitkach szczotkowych, nieprawdaż! - O, tak - ciągnął bezlitośnie łacinnik. - Ale tak poważu dzieło musiało wymagać długoletnich badań. Sądzę, że został rozpoczęte pod pańskim kierunkiem. W każdym razie, autora rzuca fascynujące, nowe światło na związki pomiędzy greek poezją hellenistyczną a wczesną poezją łacińską. - Z przyjemnością przeczytam - powiedział uprzejmi Ted, skręcając się w duchu od sadystycznych słów Carpentera.'.,, Przez cały następny dzień spacerował bez celu po Cambridge. Zabetonowany plac zmienił się do niepoznaki od jego studenckich czasów. Tylko dziedziniec wydzielał wciąż tę samą, magiczną aurę. O czwartej Cedric zadzwonił do niego, do domu rodziców. Bez wstępów przeszedł do sedna sprawy. - Sara wygrała. - Och - zająknął się Ted, a krew stężała mu w żyłach. - Czy ta jej książka jest naprawdę taka dobra? - Tak - przyznał Cedric - to wspaniałe dzieło. Poza tym, co równie ważne, ona jest odpowiednią osobą w odpowiednim czasie. - Dlatego, że jest kobietą? - Posłuchaj, Ted - wyjaśnił mu starszy kolega - założę się, że dziekanat za żadne skarby nie chce narazić się nowym przepisom o równych szansach. Ale, szczerze mówiąc, tym razem trzeba było ocenić zasługi dwojga równie utalentowanych ludzi i... - Proszę cię, Cedric - błagał Ted - nie musisz mi nic wyjaśniać. Liczy się tylko to, że ona jest na wozie, a ja pod wozem. - Przykro mi, Ted. Rozumiem, że to dla ciebie cios - powiedział cicho Whitman i odłożył słuchawkę. Naprawdę, Cedric? Rozumiesz, co to znaczy harować jak wół przez czterdzieści lat życia dla jednego celu? Co to znaczy wyrzec się wszystkiego, opierać wszelkim ludzkim pokusom, które mogłyby cię odwieść od pracy? Rozumiesz, co znaczy poświęcić swoją młodość dla jakiejś sprawy i przegrać? Potrafisz sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który od dziecka czekał, aż bramy Harvardu otworzą się przed nim, a teraz zdaje sobie nagle sprawę, że nigdy to nie nastąpi? Na razie Ted pragnął upić się do nieprzytomności. Usiadł sam w kącie Maratonu i kazał jednemu z kelnerów ciągle dolewać sobie do kieliszka. Co jakiś czas jego brat Alex podchodził do niego z wymówką: - Daj spokój, Teddie, rozchorujesz się, jeśli nie zjesz czegoś. - O to właśnie chodzi, Lexi. Chcę się rozchorować. Chcę, żeby moje ciało znalazło się w tym samym stanie co dusza. Około dziewiątej, kiedy był już zdrowo wstawiony Jego smętne pijaństwo przerwał jakiś głos. - Mogę usiąść, Ted? :. Była to ostatnia osoba na świecie, którą chciał teraz spotkać! - Sara. - O, moje gratulacje z powodu nowej posady, pani doktor.; A więc wygrał najlepszy, co? Usiadła i odparła cicho: i - Wytrzeźwiej na chwilę i posłuchaj mnie, Ted. - UrwałaS na chwilę. - Nie chcę tej profesury. - Co takiego? - Właśnie dzwoniłam do dyrektora instytutu i powiedziałam mu, że po zastanowieniu nie mogę przyjąć ich propozycji. - Ale dlaczego, Sarą? - spytał Ted, gestykulując gwałtow nie. - To sam szczyt akademickiego świata - sam koniuszek! szczytu. - Może dla ciebie - odpowiedziała spokojnym głosem. --Ted, kiedy zeszłego wieczoru zobaczyłam cię na wykładzie, zrozumiałam, że dla ciebie to znaczy więcej niż raj. Nie potrafiłabym! ci tego zabrać. - Albo zwariowałaś, albo bawisz się ze mną w jakąś okrutnej grę. Nie odrzuca się profesury w katedrze Eliota na Harvardzie. - A ja właśnie to zrobiłam - odparła, wciąż nie podnoszą głosu. ;j - To po co w ogóle narażałaś się na koszty biletu, jeśli ci n tym naprawdę nie zależało? - Szczerze mówiąc, sama zadawałam sobie to pytanie przez cały dzień. ; - I do czego doszłaś? : - Myślę, że chyba chciałam udowodnić sobie, że jestem cdi warta jako naukowiec. Chciałam się przekonać, czy uda mi si< wejść do ścisłej czołówki. 3 - No i udało ci się, choć - wybacz aluzję - po moim trupiejj Nadal nie rozumiem, dlaczego teraz oddajesz swoje trofeum. i - Bo kiedy ochłonęłam po pierwszym wrażeniu, zrozumia łam, że robię coś niedobrego. Widzisz, kańera nie jest dla mnil treścią i celem życia. Chcę znów zostać matką. Biblioteki czynne do dziesiątej, a życie w małżeństwie toczy się całą dobę. Zwłaszcza w udanym małżeństwie. Nie odpowiedział nic. W każdym razie nie od razu. W pijanym widzie usiłował odgadnąć znaczenie jej słów. - No, Lambros, głowa do góry - szepnęła serdecznie. - Jestem pewna, że teraz twoja kolej. Spojrzał w oczy swojej byłej żony. - Wiesz, naprawdę wierzę, że będziesz zadowolona z mojego sukcesu. Biorąc pod uwagę to, jakim okazałem się łajdakiem, zupełnie cię nie rozumiem. - Już tego prawie nie pamiętam - powiedziała cicho. - Przecież spędziliśmy razem kilka szczęśliwych lat. Ted odparł ze ściśniętą krtanią: - To były najszczęśliwsze lata mojego życia. Kiwnęła głową we wspólnej, smętnej zadumie. Zupełnie jakby opłakiwali zmarłego przyjaciela. Siedzieli w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu Sara wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia. - Późno się robi. Powinnam już iść... - Zaczekaj jeszcze chwilkę - poprosił, pokazując ręką krzesło. Miał coś ważnego do powiedzenia. Jeśli nie powie jej tego teraz, być może nigdy nie będzie miał już drugiej takiej okazji. - Sara, strasznie żałuję tego, co zrobiłem