... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Po godzinie emir począł nerwowo skubać brodę. Po dwóch grymas zawodu wypłynął na dostojne oblicze. Dla ludzi obserwujących uważnie zmagania nie było już tajemnicą, że władca piekł się na ogniu, który sam rozniecił. Ile czasu trwał pojedynek filozofa z rutyną i zarozumialstwem? Cztery, sześć, a może i więcej godzin? Rozstrzygnięcie padło w momencie najbardziej stosownym. Słońce piegowate po raz ostatni zdążyło musnąć pocałunkiem grubą tykę minaretu Kaljan, gdy w sali zadźwięczało pierwsze słowo wypchnięte spoza warg grającego: mat! Po dalszych kilkunastu minutach słowo to zabrzmiało ponownie. Obydwa pojedynki zakończyły się matem i... i pięknym sukcesem ulubieńca prostych bucharczyków. Hodża Nasreddin przegrał co prawda walkę z Persem, za to Egipcjaninowi przykroił tak wspaniałego mata, jakiego w Bucharze nie oglądali najstarsi dziadkowie. - Pot płynie z twego czoła, Hodżo. Zmęczonyś walką? - zauważył emir z pewną satysfakcją. Tylko cóż to była za satysfakcja? Marny okruch i drobinka w porównaniu z tą, jaka by go oczekiwała, gdyby się wszystko powiodło. - Trudno przejść przez strumień i nóg nie zamoczyć, o szlamy - odpowiedział Hodża Nasreddin ocierając zroszone oblicze - Bardziej zmęczyłem się nieustanną bieganiną od jednego przeciwnika do drugiego niźli samą grą. Wydaje mi się, panie i chętny, że ci wielcy mistrzowie w istocie są nieco niższego i ostu. A sława ich wydęta ponad miarę. Chyba niepotrzebnie, skoro umysł zwykłego człowieka potrafi uporać się bez zbytniego trudu z umiejętnościami cudzoziemców, sławionych w wielu krajach muzułmańskiego świata. Czy zgadzasz się ze mną, o prześwietny? - Sądzę... sądzę... - zająknął się władca, szukając pospiesznie ścieżynki honorowego odwrotu - iż z obydwu pojedynków płynie jedna dla wszystkich nauka. Mianowicie: mieszkańcy bucharskiego emiratu są znacznie bardziej utalentowani do gier szachowych niźli osławieni Arabowie czy Persowie. Można tak mniemać, skoro Hodża, nie najlepszy przecież w Bucharze szachista, potrafił wygrać z wielkim mistrzem tej gry, sławnym Muchammadem z Egiptu, a z Selimem z Bagdadu przegrał dopiero - co wszyscy widzieli - w niezwykle wyrównanym pojedynku. Jemu tedy słusznie należy się nagroda. Przyjmij, Hodżo, komplet szachów srebrno-złocistych i niechaj służy ci długie lata, przysparzając chwały emiratowi Buchary. Wieść o wygranej Hodży Nasreddina rozbiegła się lotem błyskawicy po całym kraju. Radowali się ludzie prości z nauczki, jakiej mędrzec udzielił wielkiemu emirowi i jego dostojnym gościom. Od lepianki do lepianki, od kiszłaka do kiszłaka, od koczowiska do koczowiska niosły się słowa: mądry jest nasz afandi, który pięknego mata ofiarował zarozumiałemu Muchammadowi,, mistrzowi sprowadzonemu za wiele sztuk złota przez władcę na dwór bucharski. Tymczasem niedawni przeciwnicy Hodży Nasreddina obdarowani kosztownościami przez emira ruszyli w drogę powrotną, unosząc w zanadrzu przekonanie, że Hodża jest mądrym człowiekiem i niezwykle utalentowanym graczem. Jeśli przeto dojdzie kiedykolwiek także i do waszych uszu, o czcigodni, wieść o sławie niezrównanego szachisty bucharskiego, Hodży Nasreddina, wiedzcie, iż roznieśli ją po świecie cudzoziemscy mistrzowie, niepokonany Selim al Karim z Bagdadu i Muchammad ibn Abdullach z Egiptu, który po raz pierwszy od lat blisko czterdziestu zaznał smaku porażki z rąk Nasreddinowych. Po opuszczeniu pałacu Hodża wdrapał się na grzbiet wiernego kłapoucha i ruszył w kierunku Szir-Garan, wrót miejskich wiodących w pustynię. Do domu nie miał co spieszyć, uprzedził wszakże małżonkę, ukochaną Guldżachon, że z dala od niej będzie musiał przetrawić tydzień na załatwianiu spraw nie cierpiących zwłoki. W pewnej chwili zerknął na niebo. "Zanim słońce uda się na spoczynek, powinienem dotrzeć do kiszłaka Koksaj. Ucieszy się Bazarbaj, uradują się jego przemiłe basałyki, Firuza i Said. Dawno obiecałem im tę wizytę" - pomyślał i ponaglił iszaka do żwawszego truchtu. Niedaleko poza linią murów obronnych grodu na zasapanym osiołku dopędził Hodżę Nasreddina Bababułła. Piekarz bucharski od dawna zaprzyjaźniony z mędrcem. - Afandi, nie boisz się o życie? - zagadnął zaniepokojony zaraz po wymianie słów powitalnych. - Podobno znowu utarłeś nosa emirowi? Czy nie byłoby lepiej, gdybyś na pewien czas zniknął z oczu władcy i zawistnych wielmożów? Igrasz z ogniem codziennie, a to wcześniej czy później może się bardzo źle skończyć, Hodża Nasreddin położył dłoń na ramieniu druha. Odpowiedział spokojnie: - Dzięki za troskę o moją głowę, Bababułło. Ale nie przejmuj de zbytnio. Dopóki żyje obecny władca, najmniejszy włos z głowy mi nie spadnie. O to postarał się mój serdeczny przyjaciel, Muchammad Astrolog. Przed kilku laty wmówił emirowi, że w siedemnaście dni po mojej śmierci władca opuści tron, na zawsze przenosząc się w świat, z którego nikomu jeszcze nie udało się powrócić na ziemię. W interesie emira jest więc, abym żył jak najdłużej. Piekarz odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko. Ale zaraz potem pomarkotniał. Robak niepokoju znów mu myśli mącił. Wreszcie rzekł półgłosem: - No dobrze, afandi, a co zrobisz, jeśli wszechmogący Allach, nie licząc się zupełnie z przepowiedniami nadwornego wróżbity, któregoś dnia naprawdę wezwie władcę emiratu przed swój tron niebieski? - Raczej szejtan porwie go na samo dno piekieł, Bababułło. Piekło pełne jest emirów, wielmożów i bogaczy. Ciężar grzechów ciągnie przecież w dół, a nie do góry - objaśnił Hodża Nasreddin. - Jeśli tylko dowiem się, że emir wyzionął ducha, natychmiast zniknę z Buchary. Bo rzeczywiście, następca na tronie może okazać się mniej przesądny od obecnego szakala w złocistym chałacie. Bababułła rozejrzał się niespokojnie dokoła. - Pssst, afandi - szepnął. - Nie mów na głos rzeczy, o których w Bucharze myśleć nawet za głośno