... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Raz i drugi. Wrzeszczała jak opętana, jak szalona kapłanka wudu. Podbiegła do Thomasa, wysoko unosząc dzbanek. Ryder obudził się i spostrzegł nad sobą błysk noża. Przez jego głowę przemknęło echo niedawnego wrzasku. Jezu! Przetoczył się na przeciwną stronę łóżka, lecz zaplątał się w moskitierę. Thomas obiegł łóżko. Dyszał ciężko. Nie zwracał uwagi na Sophie, chciał dopaść Rydera. - Thomas! Odwrócił się w jej stronę. Twarz miał pełną nienawiści. - Thomas, to ja cię postrzeliłam, nie Ryder! No, co? Boisz się mnie? Ty nędzny łajdaku, boisz się mnie”; dziewczyny o połowę od ciebie mniejszej? Tchórz, podły, zasmarkany tchórz! Dlaczego zabiłeś mego wuja? Oszukał cię? Thomas wpadł w szał. Dygotał i wymachiwał nożem. - Wiem, że ty mnie postrzeliłaś, przeklęta dziwko! Zabiję Rydera i zajmę się tobą. Najpierw trochę sobie podokazujemy, a potem pozwolę ci się błagać, żebym cię nie zabijał. Będziesz mnie błagała na kolanach, mała zdziro. - Zapomniał o Ryderze i zbliżał się do Sophie. Nie miała czasu się zastanawiać. Jeżeli Ryder nie wypłacze się z moskitiery, będą w kłopocie. Podbiegła do wiklinowego fotela i pchnęła go w kierunku Thomasa. Czuła każdy nerw w ciele. Czuła przerażenie, ale co dziwniejsze, niebezpieczeństwo ją podniecało. Spojrzała na Thomasa błyszczącymi oczami. - Ty nędzny tchórzu! - wrzasnęła pogardliwie. A potem wskoczyła na fotel, spojrzała ponad Thomasem i krzyknęła: - Tak, Ryder, zabij go teraz! Thomas odwrócił się, aby stawić czoła atakującemu, który jako mężczyzna stanowił większe zagrożenie. I to był jego błąd. Sophie ruszyła na niego i wyrżnęła w głowę ciężkim, glinianym dzbankiem. Naczynie rozbiło się na czaszce Thomasa, a on jęknął i osunął się na podłogę. Nóż wypadł mu z ręki, długie ostrze lśniło w bladym świetle sypialni. Ryder wreszcie zdarł z siebie moskitierę i wstał. Podszedł do Thomasa, uklęknął i wziął go za nadgarstek. Żył, ale puls był słaby. - Nieźle mu przyłożyłaś - powiedział przyglądając się Thomasowi. - A przedtem go postrzeliłaś. Tutaj, w żebra. Wciąż musi go boleć. Ryder uniósł głowę i spojrzał na Sophie. Stała nieruchoma i milcząca jak głaz, z rozsypanymi na ramionach włosami, ubrana w jedną ze swoich obszernych koszul nocnych, biała jak koronkowy kołnierz wokół jej twarzy. W ręce trzymała resztkę potłuczonego dzbanka, jakby to był cenny amulet. - Dziękuję ci, Sophie - powiedział, wstając powoli. Wciągnęła powietrze. Ryder był nagi i nie zdawał sobie z tego sprawy. Podszedł do lampy i ją zapalił. Odwrócił się przodem do Sophie i w tej samej chwili do pokoju wpadli Samuel, Mary, Emil, Coco, James i jeszcze kilku niewolników. Coco natychmiast zemdlała. Emil na szczęście zdążył ją złapać i położył na łóżku Rydera. - Jest w ciąży - powiedział i wzruszył ramionami. Ryder uśmiechnął się i podniósł rękę. - Wszystko w porządku - powiedział. - Na podłodze leży Thomas. Przyszedł tu, żeby mnie zabić. W każdym razie ja byłem pierwszy na jego liście. Sophie uratowała mi życie. - Ryder - powiedział Emil, tłumiąc śmiech. - Cieszę się, że już po wszystkim i nic się wam nie stało. Sophie uratowała ci życie? Zawsze była porywczą dziewczyną i każdy, kto usiłował skrzywdzić drogą jej osobę, ściągał na siebie atak furii. Pozwól jednak, mój drogi, że ci zwrócę uwagę na fakt, że jesteś całkiem goły. Zdarza ci się to już po raz drugi. - Rzeczywiście - powiedział Ryder, zupełnie ogłupiały. - Ale jest tak diabelnie gorąco. Sophie, nic ci nie jest? - Sophie! Do pokoju wpadł Jeremy. Utorował sobie drogę wśród obecnych i niezdarnie podbiegł do siostry. Sophie otrząsnęła się i przytuliła brata. Gładziła jego zmierzwione włosy. - Nic mi nie jest, kochanie - powiedziała bardzo czule i łagodnie. - I Ryderowi także. Thomas jednak ucierpiał. Czyż to nie wspaniale, Jeremy? Nie skrzywdzi nas już żaden podlec