... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Pozostawał jeszcze nasz własny król, Jerzy Piąty. Po burzliwej dyskusji postanowiliśmy jednak go wyłączyć. Znajdował się za blisko naszego własnego podwórka, żebyśmy mogli czuć się całkowicie bezpieczni, a poza tym, jak się Państwo za chwilę przekonają, zamierzałem wykorzystać tego dżentelmena w całkiem inny sposób. Zdecydowaliśmy się jednak wpisać na naszą listę Edwarda, księcia Walii, jako dodatkowego kandydata. Yasmin za pomocą proszku z chrząszczy rzuciłaby go sobie do stóp w dowolnej chwili. Co więcej, nie mogła się tego doczekać. Trudniej było ustalić listę wielkich ludzi i geniuszy. Kilku kandydatów, jak Puccini, Joseph Conrad, Ryszard Strauss, nie podlegało dyskusji. Podobnie Renoir i Monet, dwóch wiekowych malarzy, którym niewątpliwie już wkrótce należało złożyć wizytę. Ale sprawa nie była taka prosta. Musieliśmy się zdecydować, którzy ze współcześnie żyjących (był rok 1919) wielkich i sławnych mężczyzn zachowają wielkość i sławę po upływie dziesięciu, dwudziestu, a nawet pięćdziesięciu lat. Jeszcze więcej trudności mieliśmy z młodszymi wiekiem, cieszącymi się w tej chwili tylko umiarkowaną sławą, ale rokującymi nadzieję, że w przyszłości staną się wielcy i sławni. Ta strona przedsięwzięcia była kwestią szczęścia. Także kwestią dobrego nosa i trafnego osądu. Na przykład, czy młody James Joyce, mający podówczas trzydzieści siedem lat, zostanie uznany za geniusza przez przyszłe pokolenia? Ja głosowałem, że tak. Tak samo Woresley. Yasmin w ogóle o nim nie słyszała. Stosunkiem głosów dwa do jednego zdecydowaliśmy o wpisaniu go na listę. W końcu postanowiliśmy sporządzić dwie oddzielne listy kandydatów. Ci z pierwszej mieli absolutne pierwszeństwo. Na drugiej figurowali dawcy ewentualni. Do tych drugich mieliśmy dotrzeć dopiero po załatwieniu kandydatów mających pierwszeństwo. Uwzględniliśmy także kwestię wieku. Starsi powinni być w miarę możności załatwieni najpierw, bo przecież mogli wyzionąć ducha, zanim ich odwiedzimy. Zgodziliśmy się też, że listy te powinny być co roku odnawiane, aby uwzględniały nowych kandydatów, którzy nagle zdobędą rozgłos. Nasza lista osób mających bezwzględne pierwszeństwo, zestawiona w czerwcu 1919 roku, wyglądała - w porządku alfabetycznym - następująco: Alexander Graham Bell lat 72 Pierre Bonnard „ 52 Winston Churchill „ 45 Joseph Conrad „ 62 Arthur Conan Doyle „ 60 Albert Einstein „ 40 Henry Ford „ 56 Zygmunt Freud „ 63 Rudyard Kipling „ 54 David Herbert Lawrence „ 34 Tomasz Mann „ 45 Gugliemo Marconi „ 45 Henri Matisse „ 50 Claude Monet „ 79 Edvard Munch „ 56 Marcel Proust „ 48 Giacomo Puccini „ 61 Siergiej Rachmaninow „ 46 Auguste Renoir „ 78 George Bernard Shaw „ 63 Jean Sibelius „ 54 Ryszard Strauss „55 Igor Strawiński „ 37 William Butler Yeats „ 54 A oto nasza druga lista, obejmująca nieco młodszych, całkiem dobrze zapowiadających się kandydatów, jak również kilka przypadków marginalnych. Roald Amundsen lat 47 Georges Braque „37 Enrico Caruso „ 46 Pablo Casals „ 43 Georges Clemenceau „ 79 Frederic Delius „ 57 Marszałek Ferdinand Foch „ 68 Mohandas Gandhi „ 50 Generał Douglas Haig ‘ „ 58 James Joyce „ „ 37 Wassily Kandinsky „ 53 David Lloyd George „ 56 Wacław Niżyński „ 27 Generał John J. Pershing „ 59 Pablo Picasso „ 38 Maurice Ravel „ 44 Bertrand Russell „ 47 Arnold Schónberg „ 45 Rabindranath Tagore „ 58 Rudolph Valentino „ 24 Woodrow Wilson „ 63 Oczywiście listy te zawierały pomyłki i były niepełne. Najtrudniej jest bowiem rozpoznać prawdziwego i trwałego geniusza za jego życia. Pięćdziesiąt lat po jego śmierci jest z tym znacznie łatwiej. Ale z umarłych nie mieliśmy żadnego pożytku. I jeszcze jedno: Rudolpha Valentino wstawiliśmy nie dlatego, że mieliśmy go za geniusza. Była to decyzja czysto handlowa. Przypuszczaliśmy, że sperma człowieka, który posiada tak ogromną rzeszę fanatycznych wielbicielek, może również świetnie się sprzedawać w przyszłości. Nie uważaliśmy także za geniuszy Woodrowa Wilsona czy Carusa. Cieszyli się oni jednak światową sławą, a to musieliśmy brać pod uwagę. Najpierw należało załatwić sprawy w Europie. Długa podróż do Ameryki musiała poczekać. Tak więc na ścianie w salonie rozpostarliśmy wielką mapę Europy i powbijaliśmy w nią malutkie chorągiewki. Każda dokładnie wskazywała, gdzie obecnie przebywa dany kandydat. Czerwonymi oznaczeni byli mający absolutne pierwszeństwo, żółtymi druga grupa, a na każdej widniało nazwisko i adres. Dzięki temu ja i Yasmin mogliśmy rozplanować sobie wizyty pod względem geograficznym, rejon po rejonie, zamiast pędzić z jednego krańca kontynentu na drugi i z powrotem. Najwięcej chorągiewek było we Francji, a okolice Paryża dosłownie nimi zatłoczone. - Jaka szkoda, że Degas i Rodin zmarli dwa lata temu - powiedziałem. - Najpierw chcę załatwić królów - oświadczyła Yasmin. Siedzieliśmy we trójkę w salonie Wędrownej Twierdzy, omawiając kolejne posunięcia. - Dlaczego królów? - Ponieważ mam straszliwą ochotę być gwałcona przez monarchów - odparła. - Jesteś niepoważna - skarcił ją Woresley. - A dlaczego nie miałabym wybierać - odparła. - To ja wykonuję czarną robotę, a nie ty. Najpierw chciałabym zaliczyć króla Hiszpanii. Potem możemy skoczyć do Włoch i zaliczyć Wiktora Emanuela, a stamtąd do Jugosławii, Grecji i tak dalej. Obskoczymy wszystkich w dwa tygodnie. - Wolno spytać, jak zamierzasz dostać się do tych pałaców? - spytał mnie Woresley.-Przecież Yasmin nie zapuka po prostu do bramy, licząc, że zostanie przyjęta przez króla