... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Katarzyna podeszła i powiedziała, że z księgi gości zorientowała się, iż jest lekarzem. Chciała z nim porozmawiać. Jej nerwy są w strasznym stanie. Chwilami traci oddech, ma uczucie, że się wręcz dusi; w głowie coś jej nieustannie szumi, a na piersiach czuje jakiś ciężar. Czy pan doktor nie mógłby coś poradzić? Pan doktor wolałby studiować pejzaż. „Jak można mieć chore nerwy oglądając stale takie wspaniałe widoki?" — przemknęło mu przez myśl. Nie ulegało jednak wątpliwości, że krzepka góralka miała jakieś dolegliwości emocjonalne. Naprawdę chciała wszystko opowiedzieć panu doktorowi. Kłopoty zaczęły się przed dwoma laty, kiedy przypadkowo zobaczyła przez okno swego ojca leżącego na kuzynce Franciszce. Wtedy właśnie po raz pierwszy zabrakło jej powietrza w płucach. Trzy dni chorowała, leżała w łóżku, miała torsje i mdłości. Zygmunt przypomniał sobie rozmowę z Breuerem, kiedy obaj doszli do wniosku, że obraz chorobowy histerii da się porównać do pisma obrazkowego: w tym alfabecie mdłości oznaczają obrzydzenie. Wpatrywał się badawczo w szeroką chłopską twarz. Ka- 378 tarzyny nie wychowano w tej purytańskiej powściągliwości, jaką narzucano wiedeńskim pannom. Skąd więc tak oczywista histeria spowodowana czymś, co zobaczyła przed dwoma laty? Szczególne wątpliwości ogarnęły go, kiedy Katarzyna powiedziała mu, że jej matka rozwiodła się z ojcem, gdy Franciszka zaszła w ciążę. Było wielce prawdopodobne, że to przeżycie jedynie osłaniało jakieś poważniejsze przykre wydarzenie sprzed wielu lat. Zapytał o to wprost. Wtedy dopiero Katarzyna wydusiła z siebie prawdę. Miała wtedy czternaście lat. Pewnej nocy ojciec usiłował ją zgwałcić. Zbudziła się, kiedy poczuła, że ją do siebie przyciąga. Od tej chwili zaczęły się „ataki". Już dawno o tej całej historii zapomniała. Zygmunt powiedział jej, że teraz, kiedy już zdobyła się na to, by opowiedzieć o tym wypadku, powinna naprawdę o nim zapomnieć, a wtedy ustaną duszności. Tej nocy, po ułożeniu dzieci do snu, Zygmunt długo siedział przy lampie naftowej i zastanawiał się nad tym, jakie związki zachodzą między historią, której dziś wysłuchał, a innymi przypadkami, którymi się zajmował. Raz po raz okazywało się, że „jakiś wcześniejszy uraz psychiczny wymaga dodatkowego przeżycia, by rozbłysnął w podświadomości. Inaczej mówiąc, po to, by wyleczyć jakikolwiek uraz, należy odszukać pierwotny uraz, prawdopodobnie sprzed wielu lat." Wstał od stołu i wyszedł na taras, z którego roztaczał się widok na uśpione doliny i góry spowite nocną mgłą. Przypomniał sobie spotkanych w dzień myśliwych z przewieszonymi przez ramię strzelbami, krążących w poszukiwaniu zwierzyny. „Podświadomość nie wypala tak jak strzelba. Swą ołowianą truciznę wypuszcza kropla po kropli, aż nazbiera się tego jadu tyle, że dochodzi do zaburzeń emocjonalnych i nerwowych." Jedno nie ulegało już dla niego żadnej wątpliwości: przyczyn objawów bieżących należy szukać w przeszłości. Przeprowadzka na Berggasse przyniosła mu szczęście. Co tydzień podejmowali krewnych i przyjaciół pokazując nowe mieszkanie. Breuerom spodobało się przede wszystkim dlatego, że było tak przestronne. Rodziców i siostry 379 Zygmunta napawało dumą. „Sobotni klub" uznał, że znakomicie będzie się tu grało w taroka. Koledzy z Instytutu Kassowitza zjawili się z kwiatami i bombonierkami. Ernest Fleischl z trudem wszedł na piętro ze służącym dźwigającym pięknie rzeźbione popiersie rzymskiego senatora z epoki cesarza Augusta. Zygmunta wzruszył szczerze ten prezent, wiedział bowiem, jak bardzo jego przyjaciel był do owej rzeźby przywiązany. W jednej części wielkiego hallu urządzono poczekalnię. Obaj chłopcy mieli oddzielny pokój, a czteroletnia Matylda musiała zadowolić się maleńkim pokoikiem. Stara niańka, która doszła do wniosku, że czas już przenieść się do jednego z wygodnych państwowych domów dla emerytowanych panien służących, została zastąpiona przez nową służącą. Marta i Zygmunt zaprosili panią Bernays, by odwiedziła wnuków. Jednak Wiedeń widocznie jej zbrzydł, bo odpisała, że nie ma zamiaru wyjeżdżać z Hamburga. Przyjęła natomiast zaproszenie Minna, która tęskniła za ruchliwym wielkomiejskim Ringiem. Zygmunt właściwie ocenił zalety Berggasse. Od pierwszych dni października poczekalnia była stale pełna. Zdawał sobie sprawę, że rozkwit praktyki zawdzięcza po części przywróceniu w Austrii złotej waluty i ogólnemu do^ brobytowi, który przezwyciężył kryzys lat siedemdziesiątych. Gdy nastawały dobre czasy, pacjenci nie tylko chodzili do lekarzy, ale, jak to mawiano na wydziale me^ dycznym: „byli nawet w stanie regulować honoraria i nie chorować z tego powodu". Państwo Freudowie mieli już w banku pokaźne konto, przynoszące niezłe odsetki. Marta w zasadzie nie interesowała się finansami; żądała tylko, by mąż dawał jej regularnie pieniądze na prowadzenie domu, ale kiedy jej pokazał wyciąg z konta, stwierdziła z zadowoleniem: — Nareszcie i nam się poszczęściło. I pomyśleć tylko, że pieniądze same się mnożą; nie musisz ich zarabiać ciężką pracą. W trzy tygodnie po wizycie Fleischla Zygmunt zrozumiał, że była to wizyta pożegnalna. Pewnego późnego popołudnia wezwał go do Fleischla doktor Obersteiner. Zastał tam profesora B^uckego, Józefa Breuera i Exnera, który miał wkrótce zostać kierownikiem Instytutu Fizjologii. Fleischl umierał. Zygmunt wszedł do biblioteki, 380 gdzie jego przyjaciel leżał na kozetce; nie mógł wydobyć z siebie słowa. Położył rękę na wychudłym ramieniu chorego