... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W styczniu 1982 roku Maradona udzielił Guillermo Blanco, dziennikarzowi argentyńskiej gazety piłkarskiej „El Grafico", jednego z najbardziej osobistych wywiadów. Padło wiele słów rzucających światło na niektóre cechy jego charakteru. Po pierwsze, wyraźnie stwierdził, ile znaczyli i znaczą dla niego rodzice. Zawsze czułem, że jeśli zostanę dobrym graczem, rodzice będą szczęśliwi, a ja będę w stanie dać im rzeczy, których nigdy nie mieli... Chcę pozostać El Pelusa, kochanym przez matkę i rodzinę. Oto moja prawda. Oto moje życie. Zarazem w ubóstwie swej rodziny widział uzasadnienie tego, kim i czym się stał. 116 Wolno mi mówić o biedzie, gdyż sam w niej kiedyś żyłem. Mój ojciec bowiem pracował ciężej ode mnie, a starczało tylko na to, co najpotrzebniejsze, abyśmy nie przymierali głodem. Właśnie dlatego wolno mi powiedzieć, że nędza jest obrzydliwa. Potrzeba ci wielu rzeczy, ale możesz sobie o nich tylko pomarzyć. Mówił o nostalgii za Villa Fiorito, „gdzie robił rzeczy i piękne, i złe". Przyznawał, że wielu z jego kolegów nie powiodło się tak jak jemu, ale nie zamierzał się usprawiedliwiać z bogactwa. „Jestem szczęśliwy z tego, ile zarabiam; życzę i im szczęścia". Co zatem sprawiło, że tak osobliwie potoczyły się jego losy? Czy czuje się jakoś wyróżniony? Pewnie, że tak, ale o tym decyduje Bóg. To on sprawia, że tak dobrze gram. To dlatego zawsze się żegnam przed wejściem na boisko. Gdybym tego nie zrobił, poczułbym, że Go zdradzam. Blanco przeprowadził rozmowę z Maradoną pod koniec międzynarodowego tournee, podczas którego Boca rozegrali kilka meczów towarzyskich w Stanach Zjednoczonych i na Dalekim Wschodzie. Argentyńczycy zdążyli mu już wtedy wybaczyć ucieczkę do Las Vegas i chwilową odmowę trenowania z reprezentacją. Uznano, że to przelotna słabość. Tournee potwierdziło, że w krajach, gdzie futbol coraz bardziej się komercjalizuje, Maradoną jest znakomitym towarem. W USA Maradoną należał do tej grupki międzynarodowych piłkarzy, którzy przyciągnęli uwagę osób dalekowzrocznie podchodzących do robienia interesów. Już w 1980 roku osobliwy twór amerykański, nowojorska drużyna Cosmos złożona z emerytowanych czy szykujących się do emerytury milionerów futbolowych, rozegrała towarzyski mecz z Argentinosjuniors, a warunkiem umowy była obecność Maradony. Dwa lata później niektórzy spoglądali na niego jak na długoterminową 117 ¦ inwestycję, która zapewnić miafa finansowy sukces rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych mistrzostw świata. Boca Juniors zaproszono do Los Angeles, gdzie rozegrali spotkanie z reprezentacją Salwadoru. Diego był w swoim żywiole, grając przed widownią złożoną w dużej mierze z Latynosów. WJaponii, gdzie popularność futbolu gwałtownie rosła za sprawą telewizji, Maradonę przyjmowano jako supergwiazdę. Ciągle jeszcze pamiętano jego występy podczas młodzieżowych mistrzostw świata w 1979 roku. Nieustannie rozglądający się po Zachodzie za materiałem, który można by skopiować i ulepszyć, japońscy specjaliści od futbolu i reklamy uznali, że Maradona gwarantuje sukces. Argentyńskie media z zapałem donosiły o uwielbieniu, jakim otoczono wJaponii Maradonę. Wszędzie podążały za nim tłumy miłośników, którzy fotografowali go ze wszystkich stron, cisnęli się po autografy, błagali o kosmyk włosów, kupowali koszulki z jego podobizną. Wystąpił w jednej reklamówce, kilka razy trenował z dziećmi. Boca Juniors rozegrali dwa mecze towarzyskie z reprezentacjąjaponii: jeden w Kobe, drugi w Tokio. Jak się wydaje, jedną z przyczyn miłości, jaką żywili do niego Japończycy, było to, że niski i barczysty jak wielu z nich, stanowił żywy dowód, iż futbol jest grą dla wszystkich. Trzeba tylko dobrze kopiować. 10. Falklandy 21 lutego 1982 roku generał Leopoldo Galtieri odwiedził w ośrodku nieopodal Buenos Aires grupę piłkarzy przygotowujących się do mistrzostw świata. Pod czujnym okiem kamer telewizyjnych szczególne zainteresowanie poświęcił Maradonie, obdarzając go uściskiem. Od początków XX wieku, gdy piłka nożna zaczęła zdobywać w Argentynie coraz większą popularność, kolejni prezydenci ze szkodą dla siebie traktowali ją lekceważąco. Teraz jednak Galtieriemu bardzo zależało na tym, aby pokazać, iż symbol piłkarskiego sukcesu Argentyny jest po jego stronie. Wkrótce po przechwyceniu władzy w wyniku bezkrwawego zamachu stanu, Galtieri zaczął planować najbardziej ambitne przedsięwzięcie militarne w dziejach Argentyny: chciał odbić Brytyjczykom Las Malvinas — przez tych ostatnich zwane Falklandami — wyspy, do których Argentyna od 150 lat rościła sobie pretensje. Wojskowy rząd był przekonany, że sukces zjednoczy naród i uciszy głosy protestu, które zaczęły rozbrzmiewać już wkrótce po zamachu stanu. Do osób wypowiadających się przeciw juncie należał Cesar Menotti, który jako praktycznie nietykalny zdobywca Pucharu Świata w roku 1978 niewiele ryzykował, wskazując na marne ekonomiczne i społeczne efekty poczynań generałów. Ci byli zdania, że łatwo im będzie manipulować Maradoną, osobą cieszącą się pośród ludzi wielką popularnością. Sądząc po jego publicznych wypowiedziach, albo był naiwny, albo po- 129 lityka kompletnie go nie interesowała. W udzielonym miesiąc wcześniej wywiadzie szeroko rozwodził się nad swoim życiem, ale na pytanie o politykę umiał powiedzieć tylko tyle: Nie wiem, naprawdę nie wiem. Jak wybierać, co wybierać... Chcę tylko tego, żeby mój kraj był najlepszy na świecie. Natomiast był przekonany, że może na swój sposób w tym dopomóc. Zapewnił rozmówcę, że gotów jest oddać wszystkie swe siły, aby tylko zapewnić Argentynie ponowny tytuł mistrzowski. Przygotuję się tak, aby nikogo nie zawieść. Marzę o tym, aby Argentyna raz jeszcze została mistrzem. Te słowa bardzo podobały się Galtieriemu, który rad dowiedział się też o gotowości Menottiego, aby naprawić swe relacje z Maradoną. Te stały się najchłodniejsze od roku 1978, albowiem Diego został przez trenera usunięty z kadry, gdy po powrocie z Las Vegas odmówił uczestnictwa w zajęciach. Kiedy Galtieri wizytował zawodników, Menotti wycofał się ze swej decyzji, co tłumaczył następująco: Być może nie jest w najlepszej formie, ale to jedyny nasz gracz, który jest aktywny na trzech czwartych boiska. I on, i Galtieri liczyli na to, że Maradoną pohamuje swe wybryki. Nie stało się tak, a przynajmniej nie w skali, jakiej oczekiwano