... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
O tym wszystkim ówczesne pokolenie Polaków wiedziało. Co więcej: krytykujący zawzięcie "sanację" i jej rządy używali słowa "sitwa", lecz bynajmniej nie w sensie wojskowym. Używali też słowa "kasta", myśląc jednak raczej o młodych oficerach już polskiego chowu i zawodowo bardzo wartościowych. Lecz jakżeż często wypominano luminarzom legionowym służącym dalej w wojsku ich "amatorszczyznę" zawodową i jakżeż rzadko ich rzekomy militaryzm. Był w Polsce kult wojska, była miłość wojska, w którym każdy nieomal zdrowy mężczyzna służbę odbywał. Lecz nie było żadnego podkładu psychicznego dla militaryzmu. W tym też leżała przyczyna zupełnego braku odzewu dla koncepcji "wodzostwa" lansowanej przez Obóz Zjednoczenia Narodowego, którym to "wodzem" miał być Śmigły-Rydz, dlatego że objął po Piłsudskim najwyższą w państwie funkcję wojskową. Funkcję wojskową uważano za naturalną - funkcję polityczną zbywano całkowitą obojętnością i tysiącem kpin i dowcipów. Tak samo reagowano na szumne deklaracje ideowe i poczynania OZONU. Przeciwdziałać próbowała tym reakcjom niekiedy cenzura prasowa, niezwykle ospała i łagodna w porównaniu z tym, co dziś wiemy o cenzurze. Wkrótce i tego przeciwdziałania zaniechano. Dziwne zaiste i humorystyczne nieomal były przejawy polskiego pół-"faszyzowania" i pseudomilitaryzmu. Dziwne i zarazem bardzo polskie, 393 gdyż stanowią do dziś dowód, że dla zaprowadzenia w Polsce totalitaryzmu i dyktatury trzeba przemocy i to przemocy obcej. Nie powiodły aię też w Polsce międzywojennej próby zglajchszaltowania poglądów. "Piłsudski marzył o społeczeństwie bezpartyjnym. Obywatelom miała starczyć struktura państwowa, uzupełniona strukturą samorządową i działalnością organizacji społecznych. Partie polityczne, podziały polityczne miała wykorzenić i pozbawić racji bytu "sanacja moralna". Także w tej koncepcji widać cechy bardzo polskie. Nie monopartia, nie kierownicza rola jednej partii, lecz bezpartyjność miała uzupełniać strukturę ustrojową. Rezultat? Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem zamienił się w jedną z partii. Więc Sławek, jej prezes, ją rozwiązał. Obóz Zjednoczenia Narodowego także nie chciał być partią. Stał się za to ugrupowaniem, któremu nawet obóz rządowy nie udzielił pełnego poparcia i którym się posługiwał tylko w miarę doraźnej potrzeby. I w tym wypadku zwyciężyło bez trudu przywiązanie Polaków do własnych poglądów, którego nie należy zbywać wyświechtanym powiedzeniem o warcholstwie lub wybujałym indywidualizmie, gdyż jest zarzewiem demokracji. Ostatnie wybory Żadne próby stworzenia namiastki monopartii w Polsce się nie udawały. Konsolidacja wokół idei obrony niepodległości państwowej była wyrazem solidarności narodowej ogarniającej całe społeczeństwo. By tę konsolidację stworzyć, nie potrzeba było żadnej działalności organizacyjnej, którą dziś nazwalibyśmy "odgórną". Fakt ten tłumaczył dwa zjawiska, typowe dla lat między śmiercią Piłsud-skiego a wrześniem 1939 roku. Jednym była niesłabnąca i ożywiona działalność polityczna o charakterze opozycyjnym. Drugim była żywa ciągle myśl o potrzebie zmiany struktury politycznej obozu rządowego. Myśl ta szła w kierunku rozszerzenia podstawy rządów. W samym więc założeniu była sprzeczna z założeniami "oficjalnej" bazy rządzenia, za którą uchodził lub chciał uchodzić właśnie Obóz Zjednoczenia Narodowego. Myśl ta była najsilniejsza w środowisku zbliżonym do prezydenta Mościckiego, a jej naczelnym wyrazicielem był wicepremier Kwiatkowski. Czyniono mu z tego powodu zarzuty, że tworzy bądź podsyca istnienie frakcji w obozie określanym dość pompatycznie jako piłsudczykowski. Tymczasem szło tu o coś innego, o zdrową i bardzo potrzebną współpracę ze stronnictwami opozycyjnymi, jeśli można to w ramach ustawowych Konstytucji Kwietniowej, a gdyby to nie było możliwe, to po przeprowadzeniu odpowiednich zmian w tej konstytucji, zwłaszcza zaś w ordynacji wyborczej