... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Powiedz mi - powtórzył łagodnym tonem, zaprzecza- jącym szaleństwu w oczach - dokąd poszła Maxine wczo- rajszej nocy? Razz naprawdę nie odgrywała bohaterki ruchu oporu. Nie mogła odpowiedzieć na jego pytanie, choćby je zadawał sto razy. A zadawał je bez przerwy od śniadania. Nie mogła odpowiedzieć, ponieważ nie wiedziała. Podobnie jak nie wie- działa, dlaczego Maxine nie wróciła i gdzie się ukrywała. Philippe odkrył, że Maxine zniknęła, kiedy rano zaniósł do gabinetu Księcia dzbanek kolumbijskiej kawy i koszyk świe- żych croissantów, spodziewając się, że zastanie Maxine w to- warzystwie dziadka. Ale nie towarzyszyła dziadkowi, nie zeszła na śniadanie i nie było jej w pokoju. Zaniepokoiło to Philippe'a, który lubił Maxine na tyle, żeby się o nią martwić. W każdym razie musiał się martwić, co z nią będzie po śmierci Księcia. A Książę umrze już niedługo... Dobrze urodzone sieroty przechodziły pod opiekę Księcia Cesarza. Jak wszystko inne, wystawiano je na licytację. Zda- niem Philippe'a najlepszym, czego mogła spodziewać się Maxine, byłby szybki ślub z jakimś bogatym starcem, któremu zależałoby na jej nazwisku. Bez namysłu Philippe wysłał wezwanie do blipera implantu w nadgarstku Razz, a potem pospiesznie zapytał Księcia, czy może zaczekać w kuchni na odpowiedź Razz. Wreszcie zjawiła się, ze zmęczoną twarzą i ciemną szczeci- ną na nagiej czaszce, kipiąc milczącą złością. Nie tylko dlate- go, że Philippe nie odrywał od niej wzroku. Nie wiedział do tej pory, że zwykle nosiła perukę. - Na co się gapisz, kurwa? - warknęła Razz. - Brałam prysznic. Philippe przelotnie spróbował wyobrazić sobie zuchwałą nagość srebrnej dziewczyny i uznał, że szkoda fatygi. Razz, Maxine, nawet Książę zakładali, że Philippe jest aseksualny, ale niesłusznie. Po prostu nie rozgłaszał swoich preferencji. Namiętność, jaką żywił do swojego pana, wystygła z czasem, ponieważ nawet nieodwzajemnione uczucia tracą świeżość - ale wciąż tliła się w jego sercu. Podstarzały lokaj westchnął. A kiedy spojrzał na nadąsaną srebrną dziewczynę, po raz pierwszy poczuł coś bardziej zbliżonego do litości niż irytacji. - Książę chce wiedzieć, czy widziałaś Maxine... - Philippe wiedział z gorzkiego doświadczenia, że Razz odpowiada tylko na pytania, które przychodzą z góry, i nawet wtedy nie zawsze. Ale zazwyczaj opłacało się podkreślić na wstępie, że pytanie pochodzi od Księcia. - Książę - powtórzyła głupio Razz. - Już wrócił? - Skąd miał wrócić? - zdziwił się Philippe. - Książę jest w swoim pokoju. Je śniadanie. Nagle kąciki ust opadły mu beznadziejnie, a kiedy znowu się odezwał, wyraźnie oczekiwał, że Razz podzieli jego przy- gnębienie spowodowane złą wiadomością. - Niestety znowu miał ciężką noc. - Ja myślę - mruknęła Razz pod nosem. Spojrzała w miękkie brązowe oczy Philippe'a i zastanowiła się, ile lokaj wie. Przez rok spędzony w Hotel Sabatini dowiedziała się więcej, niż sobie życzyła, a Bogu wiadomo, że lokaj Księcia mieszkał tu znacznie dłużej. Kiedy wreszcie dojdzie do wybierania wrogów i sprzy- mierzeńców, nie wiadomo, po której stronie stanie Philippe. Pewnie po stronie Księcia. Lepiej zachować ostrożność. - Nie wiem, gdzie jest Maxine - odparła Razz przeprasza- jąco. - Ale na pewno nie wyszła z domu. - Och, na pewno wiesz - powiedział łagodny głos za jej plecami. Razz okręciła się gwałtownie i zobaczyła Księcia wspartego na lasce ze srebrną rączką. Nogi drżały mu pod nikłym ciężarem kruchego ciała. Milcząco, nieubłaganie jego oczy zwarły się z jej oczami. Razz doznała ohydnego uczucia, że Książę próbuje odczytać jej myśli. Bez powodzenia. Starzec zmarszczył brwi i potrząsnął głową, żeby uporząd- kować wirujące myśli i wspomnienia. Wreszcie, kiedy głosy pod czaszką ucichły, przeniósł uwagę na list ściskany w drżą- cych palcach. - Zostawiła ci tę wiadomość - powiedział miękko. - Myś- lałem, że zechcesz mi to wyjaśnić. Podał Razz świstek papieru pokryty pajęczym pismem Maxine. Razz prychnęła z odrazą. Tylko Maxine używała jeszcze pióra, żeby coś zapisać. Słowa były niewyraźne, trudne do odcyfrowania dla kogoś przyzwyczajonego, żeby odczytywać informacje z ekranu. Wreszcie jednak Razz rozszyfrowała list Maxine - i natychmiast tego pożałowała. Kochana Razz,.. Widziafam, jak wychodzisz i z kim. Chyba już wiem, co robisz, więc ja też pójdę. Jeśli się nie spotkamy albo jeśli nie wrócę, proszę, proszę, uważaj na siebie. Dziękuję ci za wszystko. Najbardziej dziękuję, że mnie słu- chałaś. Przepraszam, że podglądałam cię na ekranie. Całuję, Maxine Bzdury, jakie mogła wypisywać tylko trzynastolatka, ale przez to nie mnie] niebezpieczne. Wnętrzności Razz zacisnęły się w węzeł tak mocno, że mało nie opróżniły pęcherza. Na szczęście mózg był zbyt zajęty zmuszaniem zszokowanych płuc do oddychania. Wreszcie mu się udało. Głęboko zaczerpnąwszy powietrza, Razz odwróciła się do Księcia. Ze smutną, pobrużdżoną twarzą i chudym, zni- szczonym ciałem nie wyglądał na zabójcę, jakiego w nim odkryła. - Przepraszam - powiedziała grzecznie, spuszczając oczy. - Nie mam pojęcia, o co chodziło Maxine. Nawet nie dostałam tego listu. - Co już jest dziwne - zauważył Książę - skoro zostawiła go tam, gdzie według niej musiałaś go znaleźć. - Słowa zaczęły się rozmywać, jakby struny głosowe starca wreszcie się zużyły. - Przypięła go pod twoją poduszką. No, ale jeśli w ogóle spałaś zeszłej nocy, to nie we własnym łóżku, prawda? Razz podniosła wzrok na Księcia i natychmiast tego poża- łowała. Głos miał słaby, ale oczy zimne i bezlitosne jak zawsze. Nie odpowiedziała. Podejrzewała, ze jeszcze nie skończył, l słusznie. - Bawisz pana Różańca - powiedział Książę. - A twój pan jest człowiekiem, który przydaje mi się czasami. Wyłącznie z tego powodu znoszę twoją obecność w moim domu czy twoją „przyjaźń" z moją wnuczką. Ale to można zmienić. Podjąwszy decyzję, Książę skinął na lokaja. - Philippe, zawołaj Różańca