... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
2 na s. 114. 241 60, i uœmiechali siê z zadowoleniem, bo otrzymali najwiêksz¹ satysfakcjê, o jakiej tego typu cz³owiek mo¿e marzyæ: prawo do zadawania okrucieñstwa z jednoczesnym usprawiedliwieniem, ¿e nie s¹ odpowiedzialni za dokonane potwornoœci, bowiem wszystko to czyni¹ „w interesie ludu". To oni stanowili Rzeczywistoœæ, podporê i fundament Systemu. (Znalaz³ siê wêgierski poeta, który w dŸwiêcznych strofach zachêca³ ich, by „czynili swoj¹ powinnoœæ". Mo¿e o tym w³aœnie myœla³ de Quincey: nie sposób nie odnosiæ siê ze wspó³czuciem do kogoœ, kto w swej cz³owieczej naturze upad³ tak nisko, ¿e podejmuje siê najpodlejszych ról). Kim by³ cz³owiek, który w³o¿y³ teraz mundur, jaki typ reprezentowa³? By³ to lump-sadysta — nie proletariusz, cz³owiek z klasy wydziedziczonych i upokorzonych — lecz osobnik z marginesu, lump. Wdzia³ mundur i z³apa³ bykowiec. By³o to zjawisko jednoczeœnie rodem ze strasznej powieœci i najstraszliwszej rzeczywistoœci. Cz³owiek, który nie czuje, nie zastanawia siê, nie ma w¹tpliwoœci, w nienormalnych sytuacjach z obojêtnoœci¹ fachowca wykonuje to, co mu powierzono, jak kat, który rzeczowo i starannie poprawia pêtlê wokó³ szyi skazañca. Avos1 na balkonie katowni by³ w³aœnie tym umundurowanym lumpem — ¿adna inna kategoria socjologiczna do niego nie pasowa³a. Nie ma podlejszego, bardziej upokarzaj¹cego przeciwnika od lumpa. Bandyta, który prywatnie 1 Avós [czyt. awosz] -du Ochrony Pañstwa. 242 - tak nazywano cz³onków milicji z Urzê- ilokonuje zbrodniczych czynów, czyni to przynajmniej na w³asn¹ odpowiedzialnoœæ. Lump nigdy. Pojawia siê na scenie historii tylko wtedy, gdy mo¿e ³l/ialaæ na cudz¹ odpowiedzialnoœæ, z polecenia zwierzchnika. Wdziewa wówczas paradny mundur, obli/uje usta, podci¹ga rêkawy kurtki i zadowolony /ywo bierze siê do mokrej roboty. Pojawi³ siê na lyin balkonie przed rokiem, by³ wówczas w zielonej koszuli1. Teraz sta³ na tym samym miejscu w nowiusieñkim uniformie koloru szczupaka. Zadowolony i pewny siebie spogl¹da³ w dó³ na t³um, jak liithowiec, który ma wreszcie pracê odpowiadaj¹c¹ Icko sk³onnoœciom i umiejêtnoœciom i mo¿e powie-tl/ieæ „szczêœæ Bo¿e porz¹dnym rzemieœlnikom". 17 W t³umie, który o póŸnej godzinie tego s³onecznego popo³udnia spiesznie przechodzi³ pod balkonem, znajdowa³y siê te¿ zapewne postêpowe inteli-Knickie piêknoduchy. Przechodz¹c tamtêdy, nie pa-ii/vli w górê, najwy¿ej pokas³ywali i czym prêdzej /\u /ynali o czymœ rozprawiaæ. Zachowywali siê tak, i.ikby nie wiedzieli, ¿e bez Terroru nie ma komunizmu, wszak ustroju nie dla ludzi nie sposób wpro-A.ul/iæ bez przymusu i nieludzkich metod. Przyznawali, ¿e zdarzaj¹ siê jeszcze „pocz¹tkowe b³êdy", •U- potem szybko zmieniali temat. W krêgach postêpowej inteligencji komunista by³ ' W zielonych koszulach chodzili strza³okrzy¿owcy. 243 zjawiskiem rzadkim. Wykszta³ceni, oczytani, zorientowani w œwiecie ludzie nie widzieli w komunizmie niczego innego poza mo¿liwoœci¹ osobistej kariery. Cyniczny prymus, który wprasza³ siê do partii, prawie siê wœród nich nie zdarza³, by³ to bowiem ktoœ podlejszego gatunku: niezbyt uzdolniony i pozbawiony charakteru pisarz, który oznajmia³ przez nos kierownictwu partyjnemu, ¿e chcia³by byæ cz³onkiem partii, i w zadufaniu ¿¹da³, by „zbadano jego przesz³oœæ" i z partyjnym obiektywizmem stwierdzono, czy jest godzien tego zaszczytu. Kierownictwo partyjne z udan¹ uprzejmoœci¹, spiesznie uczyni³o zadoœæ tej proœbie: z otwartymi ramionami przyjmowano ka¿dego, kto w pierwszym okresie móg³ siê przys³u¿yæ. Ów niezbyt u-zdolniony i pozbawiony charakteru pisarz natychmiast otrzyma³ zadanie partyjne i z protekcjonaln¹, ³askaw¹ min¹ móg³ spacerowaæ po literackim ma-ne¿u i mrugaj¹c oczkami rozkoszowaæ siê przekonaniem, ¿e jest nowym Ksiêciem Literatury — jak b³azen Zoli z cyrku, karze³ek, który w³o¿ywszy cylinder, udawa³ olbrzyma. Komuniœci, ci wypróbowani — a wiêc przybyli z Moskwy — z pogodnym zadowoleniem obserwowali te przepychanki neofitów i zabieganie o wzglêdy. Postêpowi inteligenci zachowywali siê tak, jakby nie wiedzieli, czym jest w istocie komunizm. Jakby nie czytali ksi¹¿ek — na przyk³ad wspomnieñ Gide'a z jego podró¿y do Rosji — i niezliczonej iloœci dokumentów, które w ostatnich dziesiêcioleciach opublikowa³y piêknoduchy z Zachodu, rozczarowane doœwiadczeniami zdobytymi w 244 Sowietach. Komuniœci, ci „prawdziwi" — którzy wiedzieli, jaka jest rzeczywistoœæ, spêdzili wszak tam gorzkie dziesiêciolecia w nieustaj¹cej trwodze 0 ¿ycie — teraz z mœciw¹ radoœci¹ zacierali rêce i zapraszali do œrodka. Obok i poœród cynicznych prymusów znajdowali siê starsi pisarze, artyœci, inteligencja techniczna, ro¿nego rodzaju specjaliœci, którzy niegdyœ, trzy-il/ieœci albo i wiêcej lat temu uwierzyli, ¿e komunizm mo¿e byæ spe³nieniem idei socjalistycznej