... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Za pulpitem pojawił się ksiądz, a Moichi ze zdumieniem zobaczył, że jest to don Hispete, cura ze spiczastą bródką, którego rozmowę podsłuchał zeszłego wieczoru. Don Hispete uniósł ręce i zaczął się modlić. - Todosy cada unoś, sea ustedhes bienvenhido alla'iglesia del' Dihos Sanhos. Wierni uklękli, pochylając głowy. Moichi po raz drugi został za- skoczony. Głos kapłana brzmiał teraz - w obecności wiernych - zupełnie inaczej niż ostatnim razem. Był charyzmatyczny i przekonujący. - Bien. Ludzie ponownie usiedli w swoich ławkach. - Dziś jest dzień descansanu - zaczął don Hispete. - Wyjątkowo ważny to dzień w naszym kalendarzu. Dziś bowiem wspominamy cierpienia naszych przodków. To dzień żałoby i smutku, pora, byśmy głęboko w sobie poczuli stratę, jaką spowodowało ich odejście z tego świata lub opuszczenie domu. Dzisiaj ich wspominamy, aby uwolnić się od trosk w naszym codziennym życiu. Descansan ma jednak i inny cel. To wyjątkowo dobra okazja, aby uświadomić sobie, że zło istnieje, poznać różne jego kształty, powstać przeciw niemu i ochro- nić się. Dlatego też, moje dzieci, musimy usłyszeć łopot wielkich skrzydeł diablury ponad nami, gdyż bez tego nie zrozumiemy wiekuistego dobra Dihos. Dlatego zastanawiamy się nad głębszym sensem dnia descansanu i z trudem odkrywając ciemną stronę naszych dusz, uczymy się lepiej rozumieć dobro, które jest w nas... Po ceremonii wspięła się po schodkach i zaprowadziła go za pulpit. Na końcu krótkiego korytarza znajdowały się kolejne drzwi. Otworzyły się natychmiast, gdy tylko zapukała. Weszli do gabinetu don Hispete. W niewielkim pokoju panował niemal domowy bałagan. Na środku stało kilka obitych ozdobnym materiałem krzeseł, a z boku proste drewniane biurko i krzesło z wysokim oparciem. Ściany były aż po sufit zasłonięte regałami z książkami. Połowę ściany po lewej stronie zajmowało duże okno wychodzące na ogród, do którego prowadziły na pół uchylone drzwi. Don Hispete najwyraźniej ledwo co usiadł za biurkiem, wstał jednak na ich widok i zbliżył się, by ich przywitać. - Senhora - powiedział, uśmiechając się świątobliwie. Ukłonił się, całując wysuniętą rękę. - Don Hispete - szepnęła senhora. - Kazanie było wprost wspaniałe. - Odwróciła się nagle, jakby zdziwiona, że ktoś obok niej stoi. - Och, zapomniałabym, to jest Moichi Annai-Nin, mój przyjaciel. - Bienvenhido, senhor. - Ksiądz pochylił głowę, nie podając jednak Moichiemu dłoni. Gest ten był najwyraźniej zarezerwowany dla osób dobrze znanych zakonnikowi. - Czy mogę zaproponować coś do picia? - Spytał, patrząc na Senhorę. - Chętnie. Don Hispete sięgnął do kryształowego dzbana, w trzech czwar- tych wypełnionego winem o mocnej, czerwonej barwie. Nalawszy napoju do trzech kielichów, wzniósł jeden do góry, mówiąc: - Salhud! Potem pociągnął duży łyk, co uczynili też Moichi i senhora Seguillas y Oriwara. Odstawiwszy kielich na biurko, cura powrócił na swoje krzesło. Splótł dłonie i położył je na brzuchu - Na co mogę się przydać, senhora? - Czy Hellsturm powrócił do Corrunii? - spytała bez ogródek. Zakonnik pogładził dłonią brodę, po czym rozłożył bezradnie ręce. - Senhora, nie mogę... Ona jednak powstała już i podeszła do okna. Stała przy nim, najwyraźniej utkwiwszy wzrok w roślinności ogrodu. - Takie piękne drzewa - powiedziała. - Wiesz, don Hispete, drzewa oliwkowe, które tam stoją, są stare, bardzo stare. To pradziadowie swojego gatunku. - Tak, senhora. Zaiste tak jest. - Wielka szkoda, że trzeba będzie je zniszczyć. Don Hispete ponownie rozłożył ręce. Moichiemu przypominał morską meduzę, która lada moment miała pochwycić niczego się nie spodziewającą rybę. - Senhora, nienawidzimy niszczenia wszelkich form przyrody. W tym przypadku służy to jednak celom Dihos, gdyż czynimy to ku większej jego chwale. - Ach, tak. - Głos senhory był słodki niczym miód. - Musimy ciągle wychwalać Dihos, gdyż takie jest podstawowe zadanie Palliatu. Ale, don Hispete - odwróciła się od okna w stronę kapłana - Palliat nie istniałby bez wsparcia wiernych, czyż nie? Nie mogę sobie wyobrazić, by Palliat mógł zapłacić za... cóż, za cokolwiek. Na czole księdza pojawiły się dwie wąskie pionowe zmarszczki. - Czyż nie jest tak? - powtórzyła. - Rzeczywiście tak jest, senhora - przyznał niechętnie Don Hispete. - Nie widzę jednak, jaki... - Rozbudowa iglesji, którą rozważacie, pociągnie za sobą spore koszty. Można by nawet powiedzieć, że niewyobrażalnie wielkie