... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Za chłopakiem wpadły, sapiąc, rottweilery i oparły łby na moich kolanach. Machinalnie wetknęłam im do pysków po kawałku upragnionego sera i pogładziłam miłe mordy. Obły westchnął. - Niech będzie. Przez całe życie cierpię przez baby. Gdy tylko mi się jakaś spodoba, tracę rozum i robię głupstwa. A pani bardzo przypadła mi do gustu. Dlatego powiem to, czego mówić nie powinienem, ale najpierw proszę obiecać, że żadna informacja nie wyjdzie poza cztery ściany tego pokoju. Kiwnęłam potwierdzająco głową. Obły usiadł w fotelu. - Między mną i Maksymem rzeczywiście była sprawa długu. Na sumę dokładnie taką, jaką pani wymieniła - milion dolarów. I tylko co do jednego się pani pomyliła. Nie Maks mnie, to ja jemu byłem winien. Ale zwróciłem na początku czerwca, dokładnie czwartego. - Chryste - wyrwało mi się - cóż to za fantastyczny biznes ten handel jajami! Obły się uśmiechnął. - Jaja nie mają tu nic do rzeczy. Zajmujemy się antykami, i to od dawna. Maks ma niebywałego nosa, zawsze wynajdywał jakiś rarytas! Niedawno u jakiejś babiny odkrył prawdziwego Goyę. Proszę sobie wyobrazić, staruszka powiesiła obraz w toalecie i zamierzała go wyrzucić, bo był strasznie ponury! Zbaraniałam. - A jaja? - Co jaja? - zdziwił się Obły. - Biznes jak biznes, ale wielkie pieniądze szły z innego źródła. Nie afiszowaliśmy się tą naszą działalnością. Po co zwracać na siebie uwagę. - W jaki sposób oddał pan pieniądze? - Normalnie, włożyłem do reklamówki, a Bekas odwiózł, nie po raz pierwszy zresztą! - Reklamówki - prychnęłam - chyba walizki. Obły się uśmiechnął. - Za dużo filmów pani ogląda. Milion dolarów w nominałach po sto to wszystkiego zaledwie dziesięć tysięcy papierków, spokojnie wejdzie do torby prezentowej! Walizka - to już zupełnie inne sumy. - Ten posłaniec oddał wszystko? - Bekas?! A jakże, w takich sprawach się nie żartuje. Poza tym, Maks zadzwonił i potwierdził odbiór przesyłki. - Gdzie Maks trzymał pieniądze? Iwan Michajłowicz rozłożył ręce. - Cóż za intymne pytanie! W naszym środowisku się o to nie pyta. Pewnie w Szwajcarii albo w Emiratach Arabskich. - Ale chyba nie od razu je przekazał, jakiś czas musiał trzymać w domu! Obły westchnął. - Pamięta pani spiżarkę przy łazience? - Tak. - Jest tam pawlacz z różnymi rupieciami. A w głębi w tylnej ścianie ukryty jest sejf. Tylko proszę nie pytać o szyfr, bo go nie znam. - Gdzie pan poznał Maksa? Obły z przyjemnością zaciągnął się papierosem. - Moja droga, pani jest jak prokurator. Czy pani wie, że Polański trzy lata pracował za granicą? - Tak. Nina Andriejewna opowiadała, że pracował w Polsce, uczył na kursach rosyjskiego. Pamiętam, że się dziwiła, dlaczego nie ożenił się z Polką, tylko wrócił jako kawaler! - No cóż, historyjka o kursach to piękne kłamstwo. Maksym siedział w więzieniu. - Jak to? Za co? - Za nielegalny handel. Początkowo handlował zapalniczkami, potem dżinsami, a dopadli go, gdy wziął się do dzieł sztuki. Siedziałem z nim w jednej celi przed rozprawą, razem spaliśmy na jednej pryczy. On dostawał wielkie paczki, a ja figę z makiem. Ale Maks nie był skąpy, zawsze się dzielił przysmakami! Zaprzyjaźniliśmy się z czasem i tak jest do dzisiaj. Gapiłam się na niego z otwartymi ustami. To ci nowina! Głowę dam, że nikt o tym nie wie! Widząc moją cielęcą minę, Obły uśmiechnął się z zadowoleniem i powiedział: - Niech pani lepiej opowie o zabójstwie Weroniki. Powiedziałam wszystko, co wiedziałam o Nice i Siemionie. Zamyślił się na chwilę, a potem westchnął. - Szczerze mówiąc, nic z tego nie rozumiem. Popytam, ale dopiero wczoraj wróciłem z Francji, do Maksa jeszcze nie dzwoniłem i o niczym nie wiedziałem. Wstał, wyciągnął szufladę z biurka i wyjął nieduże pudełko. - Proszę to wziąć. W środku na aksamitnej wyściółce leżała zwykła złota obrączka, taka jak ślubna. Wkoło biegł delikatny rzeźbiony szlaczek, a na środku drobne niebieskie kamyki, zapewne szafiry, utworzyły literę K. - Proszę to włożyć i nie zdejmować - powiedział władczo mafioso. - Niech pani to traktuje jako list żelazny. Jeśli wplącze się pani w jakąś awanturę, to przynajmniej nasi pani nie zastrzelą, tylko zawiadomią mnie. Absolutnej gwarancji dać nie mogę, ale... Ja w tym mieście sroce spod ogona nie wypadłem, członkowie mojej rodziny to też nie byle kto. Dam pani jeszcze telefon. W sytuacji bez wyjścia proszę dzwonić, znajdą mnie. Niech się pani nie zdziwi, kiedy telefon odbierze starsza kobieta, nie należy z nią rozmawiać. To po prostu telefonistka. Wystarczy powiedzieć „Do taty od...". No właśnie, trzeba pani nadać jakieś imię! Przygryzł wargi, popatrzył w zamyśleniu w okno i zachichotał: - Duża Świnka! Otóż to! „Do taty od Dużej Świnki". Wystarczy zostawić numer telefonu, zadzwonię do pani. Gdyby potrzebowała pani nagłej pomocy, proszę powiedzieć: „Pożar. Duża Świnka w ogniu". Roześmiałam się. Stary chłop, a bawi się jak dziecko. - To wcale nie jest śmieszne - powiedział kamiennym głosem