... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Skorcjusza oczywiście na nim zabrakło. Został wezwany do kompleksu cesarskiego, więc wybaczono mu nieobecność. Zaproszenie od cesarza przysparzało chwały im wszystkim. Z drugiej strony ten wspaniały woźnica był też powodem, dla którego Strumosus – wyczerpany i niebezpiecznie drażliwy – oraz garstka pechowych chłopców i podkuchennych wciąż krzątali się po kuchni w środku jesiennej nocy po tym, jak nawet najbardziej rozochoceni biesiadnicy poszli chwiejnym krokiem do swoich domów i łóżek. Członkowie personelu i administracji stronnictwa Błękitnych już spali w dormitorium po drugiej stronie dziedzińca lub we własnych kwaterach, jeśli mieli odpowiednio wysoką rangę. Ulice i place za bramą siedziby Błękitnych ucichły wraz z końcem święta. Niewolnicy, którzy należeli do urzędu prefekta miejskiego, zapewne już zaczęli je sprzątać. Zrobiło się zimno; od Trakezji wiał przenikliwy północny wiatr, niosąc ze sobą zapowiedź zimy. Wraz ze słońcem zbudzi się zwykłe życie. Uczty się skończyły. Wydawało się jednak, że Skorcjusz uroczyście obiecał kuchmistrzowi Błękitnych, iż przyjdzie do kuchni po bankiecie u cesarza i spróbuje wieczornego menu, porównując je z daniami w kompleksie cesarskim. Spóźniał się. Było już późno. Było bardzo późno. Z dworu nie dobiegały żadne kroki. Wszyscy byli zachwyceni perspektywą końca wspaniałego dnia i wieczoru z woźnicą, ale to było dawno temu. Kyros stłumił ziewnięcie i zerknął na przygasający ogień, mieszając swoją zupę rybną, by nie zawrzała. Spróbował jej, i postanowił nie dodawać więcej morskiej soli. Pilnowanie potrawy było dla niego wielkim zaszczytem i kiedy Kyros dostąpił go zaledwie po roku spędzonym w kuchni, inni zareagowali oburzeniem. Sam Kyros był zaskoczony; nie wiedział, że Strumosus w ogóle zdaje sobie sprawę z jego obecności. Na początku nawet nie chciał się tu znaleźć. Jako chłopiec oczywiście planował zostać woźnicą. Później sądził, że pójdzie w ślady ojca, jako treser zwierząt dla Błękitnych, ale rzeczywistość zniweczyła ten plan, kiedy Kyros był jeszcze bardzo młody. Treser powłóczący uszkodzoną stopą raczej nie przeżyłby nawet jednego sezonu wśród wielkich kotów i niedźwiedzi. Kiedy Kyros osiągnął pełnoletność, jego ojciec zwrócił się do administracji stronnictwa o znalezienie mu innego zajęcia. Błękitni dbali o swoich. Administracyjne trybiki poruszyły się i Kyros został przeznaczony do terminu w wielkiej kuchni, u świeżo zwerbowanego mistrza patelni. Tam nie trzeba biegać ani uchylać się przed niebezpiecznymi zwierzętami. Jedynie przed kuchmistrzem. W drzwiach prowadzących z portyku pojawił się Strumosus. Rasie, obdarzony niesamowitym instynktem samozachowawczym, przestał mruczeć bez oglądania się za siebie. Kuchmistrz wyglądał na trawionego gorączką i przemęczonego, ale często sprawiał takie wrażenie, więc nie miało to wielkiego znaczenia. Matka Kyrosa zbladłaby na widok Strumosa chodzącego o tej porze między gorącą kuchnią i zimnym dziedzińcem. Głęboko wierzyła, że jeśli w czerni nocy nie zaszkodzą człowiekowi niezdrowe wyziewy, na pewno zrobią to duchy pólświata. Strumosus z Amorii został wynajęty przez Błękitnych – podobno za horrendalną cenę – z kuchni Lysippa, niegdysiejszego kwestora cesarskiego skarbu, wygnanego po Zamieszkach Zwycięstwa. Dwa stronnictwa współzawodniczyły ze sobą w hipodromach na rydwany, w teatrach cesarstwa na deklamacje swoich poetów i grupowe okrzyki oraz – wcale nie tak rzadko – na ulicach i w zaułkach na pałki i klingi. Przebiegły Astorgus postanowił przenieść współzawodnictwo do kuchni siedzib stronnictw i zwerbowanie Strumosa – chociaż miał tyle kolców, co soriyyańska roślina pustynna – było błyskotliwym posunięciem. Miasto całymi miesiącami nie mówiło o niczym innym; pewna liczba patrycjuszy odkryła u siebie jak dotąd nie znane związki z Błękitnymi i z radością napychała sobie brzuchy w sali biesiadnej stronnictwa, zapełniając jednocześnie kiesę Astorga, z której ten czerpał fundusze na aukcje koni czy ściąganie tancerzy i woźniców. Błękitni najwyraźniej znaleźli jeszcze jeden sposób na walkę i wygraną z Zielonymi. Dwa lata wcześniej, podczas Zamieszek Zwycięstwa, Błękitni walczyli ramię w ramię z Zielonymi, ale ten zdumiewający, niemal bezprecedensowy fakt nie uchronił ich przed śmiercią, kiedy do hipodromu wkroczyli żołnierze. Kyros oczywiście pamiętał te zamieszki. Jeden z jego wujów zginął od miecza na Forum Hipodromu i jego matka leżała potem w łóżku przez dwa tygodnie. Imię Calizjanina Lysippa wypowiadano w domu Kyrosa, spluwając, podobnie jak w wielu innych domach różnych klas. Główny urzędnik podatkowy cesarza był bezlitosny, ale poborcy podatków zawsze tacy są. Tu chodziło jednak o coś więcej. Opowiadano paskudne i niepokojące historie o tym, co działo się po zmroku w jego miejskim pałacu. Ilekroć zaginął jakiś chłopak czy dziewczyna, oczy ludzi zwracały się na te gładkie, pozbawione okien mury. Niegrzeczne dzieci zmuszano do posłuszeństwa groźbami, że zabierze je gruby Calizjanin. Strumosus niczego do plotek nie dodał, będąc wyjątkowo małomównym na temat swego byłego pracodawcy. Pojawił się w kuchniach i piwnicach Błękitnych, spędził dzień, ogarniając wzrokiem to, co w nich zastał, wyrzucił prawie wszystkie przybory i sporo wina, zwolnił wszystkich kucharczyków, zostawiając tylko dwóch, przeraził chłopców i w ciągu kilku dni zaczął serwować olśniewające i zdumiewające dania