... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Co do wszystkich pozostałych pionków, to wiedziałem, jak funkcjonują. Pańskie zdrowie! — Opróżnił swoją szklankę powoli i postawił ją na kontuarze mrucząc: — Jeszcze raz to samo. — Po czym, ciągle z twardą miną, dodał: — Powinienem był zrozumieć już wczoraj. Dlaczego nie przypomniałem sobie o tej historii z Douai? Wysłałem moich ludzi we wszystkie strony oprócz tej właściwej, a kiedy wreszcie ta myśl wpadła mi do głowy, było za późno. Patrzył jak właściciel podaje mu kolejne piwo. Oddychał ciężko jak człowiek, który hamuje wzburzenie. — Co pan teraz zrobi? — Odesłałem Barillarda do aresztu. — Przesłuchał go pan? — Nie. Jeszcze za wcześnie. Muszę przesłuchać przed nim kogoś innego, teraz, natychmiast. Spoglądał przez witrynę na dom naprzeciwko, w szczególności zaś na pewne okno na czwartym piętrze. — Aline Bauche? — Tak. — U niej? — Tak. — Nie byłaby bardziej przejęta w pańskim biurze? — Ona nigdzie nie jest przejęta. — Sądzi pan, że się przyzna? Maigret wzruszył ramionami, zawahał się, czy zamówić trzecie piwo, zdecydował, że nie i wyciągnął rękę do poczciwego sędziego, który spoglądał nań jednocześnie z podziwem i pewnym niepokojem. — Do zobaczenia wkrótce. Będę pana informował na bieżąco. — Może zjem tutaj obiad, a kiedy tylko skończę tam naprzeciwko, wrócę do Pałacu Sprawiedliwości. Nie ośmielił się dodać: „Powodzenia!” Maigret, przygarbiony, przeszedł przez ulicę i po raz kolejny spojrzał w okno na czwartym piętrze. Przepuszczono go i tylko jeden fotograf miał przytomność umysłu, by zrobić zdjęcie komisarzowi prącemu prosto do przodu. VII Kiedy Maigret głośno zapukał do drzwi mieszkania należącego do wczoraj do Manuela Palmariego, usłyszał wewnątrz nierówne kroki, po czym otworzył mu Janin z miną, jak zwykle, kogoś przyłapanego na gorącym uczynku. Janin był szczuplutkim poczciwiną, który chodził wyrzucając na bok lewą nogę i który, jak pewien gatunek psów, wydawał się bezustannie oczekiwać razów. Czy obawiał się, że komisarz będzie mu miał za złe, że jest bez marynarki i w wątpliwej czystości koszuli rozpiętej na chudej i owłosionej piersi? Maigret ledwie na niego spojrzał. — Nikt nie używał telefonu? — Ja, szefie, żeby powiedzieć żonie… — Jadłeś obiad? — Jeszcze nie. — Gdzie ona jest? — W kuchni. Maigret ruszył naprzód. W mieszkaniu panował nieporządek. W kuchni Aline paliła papierosa nad talerzem z mało apetycznym śladami po jajecznicy. Wcale nie przypominała owej wystrojonej i świeżej, bardzo „paniusiowatej” Aline, która wczesnym rankiem, starannie wypielęgnowana, wychodziła po za kupy do okolicznych sklepów. Miała na sobie stary, niebieskawy szlafrok, którego jedwab przyklejał się do spoconego ciała. Czarne włosy nie były uczesane, twarz bez makijażu. Nie brała kąpieli i wydzielała teraz cierpki zapach. Nie po raz pierwszy Maigret obserwował to zjawisko. Znał mnóstwo zalotnych i zadbanych kobiet, takich, jaką była Aline, które z dnia na dzień zaniedbywały się w ten sposób, pozostawione samym sobie po śmierci męża bądź kochanka. Nagle zmieniały się ich upodobania i postawy. Zaczynały się ubierać bardziej wyzywająco, mówić wulgarnym głosem, używać języka, o którym długo usiłowały zapomnieć, tak jakby wychodziła na wierzch ich prawdziwa natura. — Chodź. Znała komisarza wystarczająco dobrze, by pojąć, że tym razem sprawa była poważna. Mimo to sporo czasu zajęło jej wstanie, zgaszenie papierosa na tłustym talerzu, schowanie paczki do kieszeni szlafroka i skierowanie się ku lodówce. — Chce pan się napić? — zapytała po pewnym wahaniu. — Nie. Nie nalegała, chwyciła dla siebie butelkę koniaku i kieliszek z szafy. — Dokąd mnie pan prowadzi? — Powiedziałem ci, żebyś przyszła, z koniakiem lub bez. Kazał jej przejść przez salon, popchnął bezceremonialnie do klitki Palmariego, w której fotel na kółkach nadal przypominał o obecności starego gangstera. — Siadaj, połóż się albo stój… — burknął komisarz zdejmując marynarkę i szukając w kieszeni fajki. — Co się stało? — To się stało, że to już koniec. Nadszedł moment uregulowania rachunków. Rozumiesz to, tak? Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na brzegu żółtej kanapy i drżącą ręką próbowała zapalić papierosa, trzymanego koniuszkami warg. Nie bardzo ją obchodziło, że pokazuje część ud. Nie bardzo to obchodziło też Maigreta. Nieważne, czy była ubrana, czy naga — minął czas, kiedy mogła być kusząca dla mężczyzny. Komisarz był świadkiem swego rodzaju upadku. Znał ją jako kobietę pewną siebie, często arogancką, kpiącą zeń cierpkim głosem albo obrażającą go za pomocą określeń, które zmuszały Manuela do interwencji. Znał ją jako naturalną piękność zalatującą nieco ulicą, co dodawało jej pikanterii. Znał ją we łzach, jako zrozpaczoną babę albo tak dobrze grającą rozpacz aktorkę, że dał się na to nabrać. Pozostało z niej tylko jakieś osaczone, zamknięte w sobie zwierzę, cuchnące strachem i zastanawiające się nad własnym losem. Maigret obmacywał fotel na kółkach, obracał go na wszystkie strony, wreszcie usiadł na nim w pozycji, którą tak często widział u Palmariego. — Przeżył tu trzy lata jako więzień tego urządzenia