... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Davad był na swój sposób bardzo purytański. Uśmiechnął się na jej komplement i poklepał się z zadowoleniem po brzuchu. - Najpikantniejsza plotka, jaka dziś do mnie dotarta, nie dotyczy naszego miasta, moja droga, chociaż jeśli okaże się prawdziwa, skutki dotkną nas wszystkich. - Popatrzył wokół, upewniając się, czy słuchaczki są zaciekawione. - Usłyszałem ją od jednego z Nowych Kupców. Wieść przyniósł z Jamaillia City jego ptak pocztowy. - Przerwał. Prawdopodobnie rozważał, czy powinien się podzielić z Vestritkami nowinami. A może lubił być proszony. Althea postanowiła mu pobłażać. - Mów dalej, proszę. Zawsze nas interesują nowiny o tym, co się wyprawia w stolicy. - Hm... Jestem pewny, że wszystkie wiecie o nieszczęsnym zamieszaniu, do którego doszło ubiegłej zimy. Przedstawiciele rodziny Khuprus przybyli do naszego miasta i przemawiali w imieniu wszystkich Kupców z Deszczowych Ostępów. Podburzali nas wówczas przeciwko satrapie. Próbowałem przemówić im do rozsądku i pamiętacie, że mnie zakrzyczeli. No cóż, po długich debatach delegacja Kupców wyruszyła do Jamaillia City. Wzięli ze sobą nasz oryginalny statut i zamierzali żądać od władcy przestrzegania postanowień. Nie rozumiem, jak mogli wierzyć, że takie przestarzałe uzgodnienia powinno się przenieść do naszych nowoczesnych czasów. Niemniej jednak wyruszyli. Przyjęto ich grzecznie i zapewniono, że satrapa rozważy ich skargę. I tyle. Davad zwiesił głowę nad sporym brzuchem i wysunął ją do przodu, jakby się bał, że woźnica podsłucha. - Wszystkie słyszałyście, że lada dzień do naszego miasta ma przybyć wysłannik władcy. Według plotki... nie ma żadnego wysłannika. Satrapa jako młodzieniec odważny i żądny przygód zdecydował się przybyć do nas osobiście. Podobno podróżuje w przebraniu, jedynie z kilkoma wybranymi Towarzyszkami Serca i pod sporą eskortą chalcedzkich gwardzistów. Według pogłosek Cosgo pragnie oświadczyć Miastu Wolnego Handlu, iż nadal uważa je za równie blisko związane ze stolicą i jego władzą jak każda z osad położonych w samej Jamaillii. Kiedy ludzie uświadomią sobie niewygody, które znosi w tej podróży, i jego niepokój dotyczący przyszłości naszego miasta... a powtarzam, że pragnie, by pozostało mu lojalne... Gdy ludzie uprzytomnia sobie te dwie sprawy, z pewnością zaczną postępować rozsądnie. Ileż lat minęło od ostatniej wizyty panującego satrapy w Mieście Wolnego Handlu? Za naszego życia chyba nie doszło do takich odwiedzin, co, Roniko? Niektórzy przedstawiciele Nowych Kupców planują już bale i przyjęcia, jakich nigdy przedtem nie widziano. Och, zbliża się wspaniały okres dla ślicznych, niezamężnych młodych kobiet, prawda, Malto? Nie przyjmuj zbyt pospiesznie zalotów Kupca z Deszczowych Ostępów. Może dzięki swoim koneksjom załatwię ci zaproszenie na bal, na którym przyciągniesz oko samego satrapy! Jego słowa wywarły skutek, którego oczekiwał. Vestritki patrzyły na niego zasłuchane, Malta - szeroko otwartymi oczyma. - Satrapa? Tutaj? - zapytała jej matka tonem pełnym niedowierzania. - Chyba kompletnie oszalał! - Althea nie zdawała sobie sprawy z tego, że wypowiedziała te słowa głośno, póki Davad nie spojrzał na nią ze zdziwieniem. - To znaczy... Niewiarygodne, że tak nagle zdecydował się na bardzo przecież ryzykowną podróż! - No cóż, w każdym razie jest w drodze. Zgodnie z nowiną przyniesioną przez pocztowego ptaka. Ale, ale, na razie nikomu ani słowa, rozumiecie? - Wnosząc z jego tonu, wcale nie liczył na dyskrecję. Zawsze tym stwierdzeniem kończył wszystkie plotki, którymi się z nimi dzielił. Althea ciągle jeszcze rozmyślała nad opowieścią Davada, kiedy woźnica zatrzymał konie. Powóz stanął. - Pozwól, że ci otworzę. - Starzec pochylił się nad Althea ku klamce. Kiedy woźnica szarpnął drzwi z zewnątrz, Davad przyłożył do nich pulchne ramię i pchnął od wewnątrz. Drzwiczki otworzyły się i dziewczyna - by nie wypaść - chwyciła się kupieckiej szaty towarzysza