... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pięć razy zadzwoniła do drzwi Vinca, zanim usłyszała, że zaczął się ruszać. — Kto tam? — zapytał jego gruby, zachrypnięty głos. — To ja — roześmiała się Barbara. — O Boże! Rozległ się zgrzyt odsuwanej zasuwy i drzwi otworzyły się. Vince patrzył na nią zaczerwienionymi oczami. Założył szlafrok na piżamę. Miał zarumienioną twarz i ‘potargane włosy. — Co ty tu robisz o tej porze? — zapytał, kiedy Barbara weszła do środka. — Dopiero wpół do szóstej! — Jest taki piękny poranek. Nie mogłam już uleżeć w łóżku. Pomyślałam, że wybierzemy się na spacer, zanim pójdę do pracy. Vince zamknął drzwi i wytrzeszczył na nią bezy. — Na spacer!? — powtórzył. — Źle się czujesz, Vince? — zapytała Barbara. — Wyglądasz jakbyś miał gorączkę. Vince pokręcił głową. — Nie mam gorączki, ale nie czuję się dobrze. Nie wiem, co mi jest. Chodź i siadaj. Chcesz kawy? — Nie. Zrobię tobie. — Nie, nie. Trochę mnie mdli. Vince usiadł na kanapie w małym saloniku, wyciągnął papierosy i zapałki z kieszeni szlafroka, zapalił i skrzywił się. — Też mi nie smakują! Spojrzał na Barbarę z niezadowoloną miną. — Coś dziwnego stało się wczoraj! Nie jestem pewny. Zawahał się. — Pewny czego, Vince? — Że to właśnie dlatego tak się czuję — Vince przerwał znowu i pokręcił głową. — Chyba brzmi to nieprawdopodobnie — wymamrotał. — Znasz tego dr. Gloge’a — pracowałaś u niego. Barbara odniosła wrażenie, że całe fragmenty jej umysłu rozjaśniły się’ w tej chwili. Słyszała, jak Vince zaczyna swoje opowiadanie. Ale — z wyjątkiem interwencji Johna Hammonda i — znała je już. Fragment dłuższej historii. — Co za bezczelny, mały człowieczek! — myślała. — Jak można zrobić coś tak niezwykłego i strasznego! Ogarnęło ją podniecenie. Z niezwykłą ostrością przypomniała sobie kartkę, którą widziała na biurku Heleny Wendell, każde słowo jasno i wyraźnie — i nie tylko słowa! Teraz zrozumiała, co się za nimi kryło, co one znaczyły — dla niej, dla Vinca. Zawładnęło nią inne uczucie. Czujność. Gdzieś tu czaiło się niebezpieczeństwo I John Hammond… Helena… setki wrażeń nagle ułożyły się w wyraźny, ale zagadkowy obraz — czegoś ponadnormalnego. Uświadomiła to sobie ze zdumieniem. Kim oni byli? Co robili? Pod wieloma względami nie pasowali do organizacji takiej jak Instytut Alfa. Ale mieli nad nim praktycznie całkowitą kontrolę. Na razie nie miało to znaczenia. Jednak jednego była pewna. Byli przeciwko temu, co dr Gloge chciał osiągnąć przez Stymulację Punktu Omega i powstrzymaliby go, gdyby tylko mogli. — Ale nie mogą! — powiedziała sobie. To, co dr Gloge rozpoczął było słuszne. Wyczuwała tę słuszność jak pieśń triumfu całym swoim istnieniem. Musiała dopilnować, żeby nie skończyło się na tym etapie. Ale musiała działać ostrożnie — i szybko. Szczególnie nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności John Hammond pojawił się niemal dokładnie wtedy, kiedy dr Gloge dawał Vincowi pierwszy zastrzyk. — Myślisz, że powinienem o tym zameldować? — zapytał Vince. — Wyszedłbyś na idiotę, gdyby okazało się, że masz po prostu grypę, prawda? — uspokoiła go Barbara. — Taak — w jego głosie zabrzmiało wahanie. — Co odczuwasz oprócz mdłości? Vince opisał objawy. Niezbyt różniły się od jej własnych — ona też przeżyła kilka ciężkich chwil, zanim zasnęła poprzedniej nocy. Vince przechodził okres pierwszych reakcji dłużej i trochę gorzej to znosił niż ona. Zdawała sobie sprawę, że chce mu dodać otuchy. Ale zdecydowała, że niemądrze byłoby powiedzieć mu, co wie. Dopóki nie miną jego — fizyczne dolegliwości, taka informacja może go niebezpiecznie zdenerwować. — Posłuchaj, nie musisz iść do pracy aż do wieczora — powiedziała z naciskiem. — Więc najlepiej będzie, jeśli pośpisz jeszcze parę godzin. Jeśli poczujesz się gorzej i zechcesz, żebym zawiozła cię do lekarza, to zadzwoń do mnie i przyjadę po ciebie. Jeśli nie, to zadzwonię o dziesiątej. Vince zgodził się natychmiast. — Czuję się naprawdę jak odurzony. To przede wszystkim to mi dokucza. Wyciągnę się tu po prostu na kanapie. Parę minut po wyjściu stamtąd myśli Barbary szybko powędrowały w innym kierunku. Zastanawiała się nad różnymi sposobami zbliżenia się do dr. Gloge’a jeszcze tego samego dnia. Gloge dotarł do ulicy, na której mieszkał Vincent Strather i szukał miejsca do zaparkowania, kiedy nagle spostrzegł, że Barbara Ellington wychodzi z budynku i przechodzi ulicą niedaleko od niego. Od dziewczyny dzieliło go około stu jardów. Dr Gloge zahamował gwałtownie, podjechał do krawężnika i zatrzymał się za jakimś zaparkowanym samochodem. Siedział sapiąc z przejęcia — tak mało brakowało, żeby go zobaczyła. Barbara zawahała się, spojrzawszy na zbliżającą się ciężarówkę, ale po chwili ruszyła dalej przez jezdnię. Patrząc na jej lekkie, szybkie kroki, wyprostowane dumnie ciało — porównując ten obraz ze sztywną niezgrabnością z poprzedniego dnia — dr Gloge stracił resztki wątpliwości… To właśnie u gatunku ludzkiego Stymulacja Punktu Omega przyniesie rezultaty. Żałował jedynie, że nie dotarł na to miejsce chociaż dziesięć minut wcześniej. Dziewczyna najwidoczniej przyjechała do Strathera i była u niego do tej pory. Gdyby zastał ich razem, porównanie mogłoby nastąpić od razu