... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nie wiem. Ale poniewa¿ ty równie¿ nie wiesz, to radzê ci, ¿ebyœ zacz¹³ dbaæ o siebie i chodzi³ na regularne badania. Móg³byœ na przyk³ad zacz¹æ od ograniczenia palenia. - To mnie odprê¿a. - Tak ci siê tylko wydaje, przyjacielu. Nikotyna jest truj¹cym alkaloidem i w rzeczywistoœci nale¿y do stymulantów. Zapewniam ciê, ¿e nic ci siê nie stanie, jeœli ograniczysz palenie. Kiedy zbli¿yli siê do placu Lincolna, Harold zapyta³: - Co zamierzasz powiedzieæ Estelle? - Czy nie s¹dzisz, ¿e powinienem powiedzieæ jej prawdê? - Sam przecie¿ przyzna³eœ, ¿e nie masz pewnoœci. - Czy mogê jej chocia¿ to powtórzyæ? - Rób, co chcesz, Luis - za¿artowa³ Harold. - Rozpowiadaj po ca³ym Brook³ynie o niedoci¹gniêciach swego zawodu. Kiedy Luis zaparkowa³ samochód, Harold odwróci³ siê do niego, i powiedzia³ stanowczo: - Ale nie ma powodu, ¿eby martwiæ tym dzieci. - Zgadzam siê z tob¹, Haroldzie. Nie powinno siê ich obarczaæ dodatkowym ciê¿arem, kiedy i tak s¹ ju¿ wystarczaj¹co zajêci dorastaniem. Chcê jednak, ¿ebyœ ty siê tym trochê pomartwi³ i pamiêta³ o tym, co ci powiedzia³em. Bamey usi³owa³ rozpocz¹æ ten temat niejako mimochodem. Kiedy jechali w poniedzia³ek rano trolejbusem, spojrza³ zza podrêcznika do chemii i zapyta³ rzeczowo (swobodnym tonem, który wczeœniej dobrze przeæwiczy³): - Czy posz³aœju¿ "na ca³ego" z Jayem Axelrodem? - Nie twoja sprawa - odpar³a Laura. - To znaczy, ¿e posz³aœ. - Nie, to tylko znaczy, ¿e to nie twoja sprawa. A w ogóle sk¹d to pytanie? - No có¿ - odpowiedzia³ g³upawo - niektórzy ch³opcy w dru¿ynie... - Koszykarskiej? Jedyne nagie kobiety, do jakich zbli¿y³y siê te niewy¿yte os³y, to pos¹gi w Brook³yñskim Muzeum. I jestem pewna, ¿e mieli ochotê je pomacaæ. - Aha - zaœmia³ siê Bamey. - Trochê przesadzaj¹, co? - Nie tylko "oni", Livingston. Dochodz¹ mnie s³uchy, ¿e roznosi³eœ po ca³ej szkole, ¿e zaliczy³eœ ju¿ trzy wodzirejki. Czy to prawda? - Absolutna, Castellano, absolutna. - Czy to znaczy, ¿e to zrobi³eœ? - Nie, ale przyznajê, ¿e siê tym che³pi³em. W rzeczywistoœci Bamey czyni³ stopniowo pewne postêpy w swojej pogoni za ostatecznym spe³nieniem seksualnym. Na drugiej randce Mandy Sherman pozwoli³a mu siê poca³owaæ na dobranoc. Na trzeciej, kiedy siedzieli przytuleni do siebie w ostatnim rzêdzie kina Savoy, zgodzi³a siê, ¿eby trzyma³ rêkê pod jej swetrem. O mój Bo¿e! - pomyœla³ Bamey podniecony i jednoczeœnie trochê przera¿ony. To ju¿ bêdzie to! Nastêpnym razem muszê siê przygotowaæ. Ale jak? Nie móg³ przecie¿ tak po prostu wejœæ do apteki pana Lowensteina na alei Nostrand i poprosiæ go o "Trojana". Aptekarz najprawdopodobniej powie o tym rodzicom, albo co gorsza, jeszcze go wyœmieje. Nie, trzeba bêdzie zrobiæ to bardziej dyskretnie - na obcym terytorium. I tak pewnego sobotniego popo³udnia, kiedy obaj z Warrenem pojechali do centrum Brook³ynu na film, rozgl¹da³ siê za odpowiednio du¿¹ i nie rzucaj¹c¹ siê w oczy aptek¹. Warren nie móg³ zrozumieæ, dlaczego jego brat chodzi³ bez powodu tam i z powrotem po ulicy Ful-ton. Nie mia³ jednak odwagi kwestionowaæ tego, co robi³ jego bohater. Podeszli do du¿ych oszklonych drzwi i Bamey zatrzyma³ siê. - O cholera! - O co chodzi, Bamey? - Co za dureñ ze mnie! Mam przecie¿ na sobie moj¹ koszykarsk¹ bluzê. - Nie rozumiem. No i co z tego? - A to! - odpowiedzia³ z nerwowym podnieceniem Bamey, wskazuj¹c na lew¹ stronê swojej klatki piersiowej, gdzie na bia³ej satynie wyhaftowane by³o niebiesk¹ nitk¹ jego imiê. - To pewna zdrada. Od razu bêd¹ wiedzieæ, kim jestem i sk¹d. Mo¿e lepiej bêdzie, jak ty to zrobisz. - Ale co? Bamey zaprowadzi³ Warrena do miejsca na chodniku, gdzie nikt nie móg³ pods³uchaæ. - S³uchaj, Warren, chcê, ¿ebyœ dla mnie coœ zrobi³. Coœ naprawdê bardzo wa¿nego. Poda³ mu potem dok³adne wskazówki, czego mia³ szukaæ i jak o to poprosiæ, jeœli nie by³oby to wystawione na ladzie. Wcisn¹³ mu w rêkê piêciodolarowy banknot, trochê wilgotny od trzymania w garœci. - Ale¿, Bamey! - zaprotestowa³ Warren. - Ja mam tylko dwanaœcie lat. Nigdy nie pozwol¹ mi kupiæ czegoœ takiego. - S³uchaj, to jest centrum. Codziennie tysi¹ce ludzi przechodzi przez ten sklep. Prawdopodobnie pomyœl¹, ¿e jesteœ kartem. Kiedy jego m³odszy brat wszed³, oci¹gaj¹c siê, do apteki, Bamey chodzi³ nerwowo tam i z powrotem, modl¹c siê, ¿eby ¿aden ze znajomych rodziców, robi¹cych sobotnie zakupy w pobliskim domu handlowym A&S, nie z³apa³ go na gor¹cym uczynku. Po kilku minutach oczekiwania ukaza³ siê Warren z ma³¹ papierow¹ torebk¹ w rêku. - Dlaczego, u diab³a, zajê³o ci to tyle czasu? - dopytywa³ siê zirytowany Bamey. - S³uchaj, Bamey, wypytywali mnie tam o tyle rzeczy. Czy to ma byæ z kremem, czy bez? Nie mia³em pojêcia, co robiæ. - No i co w koñcu zrobi³eœ? - Poniewa¿ nie wiedzia³em, wzi¹³em paczkê takich i takich. - To œwietnie. - Bamey odetchn¹³ z ulg¹ i obj¹³ ramieniem m³odszego brata. - Dumny jestem z ciebie, ma³y. Tymczasem Laura sta³a siê takim autorytetem dla wszystkich, ¿e wiele starszych dziewcz¹t zwraca³o siê do niej z proœb¹ o radê w sprawach zwi¹zanych z makija¿em, ch³opcami czy te¿ problemami z... trudnymi rodzicami. Laurze jednak nie odpowiada³a ta rola. Nie mia³a ochoty zajmowaæ siê uspokajaniem, radzeniem i pocieszaniem innych dziewczyn w ich k³opotach. Jak¿e bowiem mog³a byæ rodzicem, skoro sama nie doœwiadczy³a nigdy luksusu bycia dzieckiem? Tego lata Livingstonowie i Castellanowie ponownie wynajêli domek na pla¿y. Jednak¿e tylko Warren pojecha³ z nimi nad morze. Luis postara³ siê o to, aby jego córka mog³a pomagaæ pielêgniarkom w szpitalu - pragn¹c pokazaæ jej surowe realia medycznego zawodu. W ci¹gu tygodnia doje¿d¿a³a wiêc do pracy razem z nim, z domu na placu Lincolna, a w pi¹tki wieczorem w³¹czali siê w strumieñ gor¹cych od spiekoty samochodów wyje¿d¿aj¹cych w ¿ó³wim tempie z miasta w stronê orzeŸwiaj¹cych wiatrów wybrze¿a. Zajechawszy na miejsce, Laura przebiera³a siê prêdko w kostium i natychmiast skaka³a do wody, usi³uj¹c zmyæ z siebie w ten sposób ból i cierpienie, któremu musia³a stawiæ czo³o w czasie poprzednich piêciu dni. Bamey natomiast wyjecha³ w góry Adirondack, gdzie pracowa³ jako wychowawca na obozie Hiawatha*, prowadzonym przez Douga * Hiawatha - postaæ z folkloru indiañskiego, pó³bóg, prorok i m¹¿ stanu plemienia Mohawk