... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Gdybyś, Cezarze, z wrodzoną sobie łaskawością i przenikliwością chciał rozpatrzyć projekt, jaki ośmielę Ci się w tych trudnych okolicznościach przedstawić, to zaproponowałbym bezzwłocznie przywrócić tron ekskrólowi Armenii, Mitrydatowi, który mieszka obecnie w Rzymie. Był to - jeśli mi wolno wyrazić swoje zdanie - pożałowania godny błąd ze strony Twego stryja, cesarza Tyberiusza Cezara, że zamiast wziąć zbrojny odwet za niesłychanie obelżywy list króla, pozwolił ostatniemu królowi Partii połączyć swoją koronę z armeńską. Jeżelibyś wysłał teraz Mitrydata do Antiochii, podejmuję się osadzić go z powrotem na tronie armeńskim korzystając z tego, że Bardanes i Gotarzes wiodą spór o koronę partyjską. Wielkorządcę Armenii można by przekupić, żeby nie stawiał zbyt silnego oporu, a Mitrydat to władca zdolny i wielki wielbiciel urządzeń rzymskich. Brat jego jest królem gruzińskim i rozporządza całkiem pokaźną armią kaukaskich górali. Mogę wejść z nim w porozumienie i postarać się, aby w tym samym czasie, gdy my będziemy maszerowali na Armenię z południowego zachodu, najechał ją z północy. Jeżeli uda się nam restauracja Mitrydata, możemy się nie obawiać króla Pontu i Armenii Małej; państwa ich zostaną odcięte od Partii przez terytorium Armenii; ani króla Komageny (syn jego zaręczył się właśnie z córką Heroda, Druzyllą), gdyż królestwo jego leży pomiędzy Armenią a obszarem podlegającym memu zwierzchnictwu. W każdym razie powinniśmy trzymać północ w naszych rękach, a kiedy Bardanes skończy wojnę domową i wyrzuci króla Gotarzesa (a myślę, że powinien to zrobić), skieruje siły na Armenię. Odzyskanie tego kraju nie będzie jednak łatwym zadaniem, jeżeli wyślemy Mitrydatowi odpowiednie posiłki; południowi i wschodni sprzymierzeńcy Bardanesa nie będą skłonni przyjść mu z pomocą w tak dalekiej i ryzykownej wyprawie. A dopóki Bardanes nie odzyska Armenii, nie będzie w stanie popierać żadnego z tych imperialistycznych planów, o które posądzam króla Heroda. Po raz pierwszy pozwalam sobie sformułować zupełnie wyraźne oskarżenie przeciw Twemu rzekomemu przyjacielowi i sprzymierzeńcowi; zdaję sobie też sprawę, że narażam się tym samym na wielkie niebezpieczeństwo ściągnięcia na swoją głowę Twej niełaski. Jednakże nad własne bezpieczeństwo stawiam bezpieczeństwo Rzymu; uważałbym siebie za zdrajcę, gdybym przemilczał którąkolwiek z otrzymanych przeze mnie wiadomości politycznych tylko dlatego, że raport mój miałby niemiłe dla Twego ucha brzmienie. Powiedziawszy tyle, pozwolę sobie na jeszcze większą śmiałość i zaproponuję, abyś Heroda Agryppę młodszego, syna króla Heroda, zaprosił z powrotem do Rzymu na swój wjazd triumfalny. Można go potem w razie potrzeby pod byle pozorem zatrzymać w nieskończoność i mieć w ten sposób cenny zastaw, poręczający nam poprawne zachowanie się ojca.” Miałem dwie drogi do wyboru: albo od razu wezwać Heroda do Lyonu, aby wytłumaczył się z czynionych mu przez Marsusa zarzutów, w które pomimo mojej sympatii dla niego nie mogłem nie wierzyć - gdyby jednak był winny, nie posłuchałby wezwania, a to oznaczałoby wojnę, do której nie byłem przygotowany - albo też mogłem grać na zwłokę i nie zdradzać się ze swymi podejrzeniami. W tym wypadku jednak groziło niebezpieczeństwo, że Herod skorzysta z tej zwłoki bardziej, niżbym sobie tego życzył. Gdybym się zdecydował na drugą ewentualność, poszedłbym oczywiście za radą Marsusa w sprawie Armenii. Lecz czy Marsus miał rację uważając przyjazną Armenię za dostateczną osłonę przeciw potężnej koalicji wschodniej, jaką najwidoczniej tworzył Herod? Przyszły też listy od Heroda. W pierwszym odpowiadał na moje pytania dotyczące przepowiadanego króla. W drugim składał mi gorące życzenia z okazji zwycięstwa i - rzecz dziwna - sam prosił o pozwolenie przysłania syna do Rzymu, aby był świadkiem mego triumfu. Wyrażał nadzieję, że nie będę miał nic przeciwko temu, by chłopiec spędził w Rzymie kilkumiesięczne wywczasy, zanim w lecie powróci do Palestyny, aby wziąć udział w wielkim święcie, które gwoli uczczenia moich urodzin zamierza urządzić w Cezarei. List o zapowiadanym przez proroków królu brzmiał następująco: “Owszem, droga Małpeczko, jako mały chłopiec nasłuchałem się wiele mistycznych opowiadań o Pomazańcu, czyli Mesjaszu, jak go nazywamy po żydowsku, i jeszcze teraz temat ten nie przebrzmiał w teologicznych kołach Jerozolimy. Nigdy jednak nie przywiązywałem do tych historii większej wagi. Dopiero teraz, otrzymawszy Twój list, w którym żądasz dokładnych wiadomości o proroctwie, zabrałem się do zbadania tej sprawy. Tak jak poradziłeś, zwróciłem się do naszego szanownego przyjaciela Filona, który właśnie bawił w Jerozolimie, aby wypełnić jakiś ślub złożony naszemu Bogu. (On zawsze albo składa śluby, albo je wypełnia.) Filon, jak wiesz, w bardzo śmiały i, powiedziałbym, mocno absurdalny sposób zidentyfikował idealistyczną koncepcję bóstwa, którą spotykamy u Platona i jego szkoły - koncepcję istoty niezmiennej, nieugiętej, wiecznej, jednolitej intelektualnej doskonałości, wyższej ponad wszelkie określenia - z naszym fanatycznym plemiennym Bogiem jerozolimskim. Przypuszczam, że Bóstwo Platona było dlań zbyt zimne i abstrakcyjne i chciał w nie wlać nieco życia, a równocześnie uświetnić naszego własnego Boga, rozciągając jego panowanie nad całym wszechświatem