... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
I tak Greta znalazła się na transatlantyku „Heracles" linii Blue Funnel z rezerwacją na trasę Glasgow—Rotterdam, za znakomitą cenę ledwie dziewięciu gwinei. Wrócić miała statkiem „Hector" tej samej linii, który zawijał do Rotterdamu w drodze powrotnej z Szanghaju do Liverpoołu. Okazało się też, że Greta musi znaleźć się na „Heraclesie" o dzień wcześniej, niż było to planowane. Zdecydowano bowiem przesadzić pasażerów udających się do Glasgow na mniejsze statki w miejscu kotwiczenia w Gourock, w ten sposób eliminując mordercze dla wielkiego statku wejście do Clyde. Oznaczało to jednak, że Greta musiała poprosić szefa poczty głównej o dodatkowy dzień wolny. Zwierzchnik bez wahania udzielił jej zgody. Greta na ochotnika 139 zgłosiła się na dodatkowe dyżury na początku 1938 roku, kiedy wszyscy pozostali prosili o wolne dni w czasie świąt Nowego Roku. Zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego tak atrakcyjna dziewczyna jak Greta chce ochotniczo wykonywać dodatkową prace, kiedy dla wszystkich pozostałych liczyło się jedynie przyjemne spędzenie świąt, szefowa przyjęła zgłoszenie Grety z wdzięcznością. Od tego czasu Greta zawsze była pierwszą osobą, do której zwracała się w przypadkach konieczności nagłego zastępstwa. Greta nigdy jej nie zawiodła. Tak więc Greta we wspaniałym nastroju wyruszyła dzień wcześniej na spotkanie z Rickym. Serce waliło jej z emocji, kiedy wsiadała w Gourock Rock na mały statek mający ją dowieźć do transatlantyku. Daleko w przystani widniał „Heracles", który po raz drugi w ciągu dwóch lat miał ją wieźć na spotkanie z ukochanym. Pierwszym razem imię to nosił powietrzny statek. Wspomnienie tej wycieczki przyniosło obraz miłego siwowłosego Niemca, od tej pory zwanego „towarzyszem podróży". Zastanawiała się przez moment, czy kiedykolwiek w życiu spotka go jeszcze. Z pewnością bardzo zaniepokoiłaby ją wiadomość, że Heinrich Kramer był na bieżąco informowany o każdym jej ruchu od momentu, kiedy wysiadła na ląd w Rotterdamie i wpadła w stęsknione objęcia Ricky'ego. W porcie Rotterdam praktycznie nic nie uchodziło uwadze Arne van Heemsta. Był starszym urzędnikiem Zarządu Portu. Urodził się w Holandii; ojciec osierocił go, kiedy był jeszcze dzieckiem, tak że wychowała go matka, Niemka, która nigdy nie zerwała silnych więzów z ojczyzną. Van Heemst był opłacany przez Abwehrę od 1935 roku. Niespodziewany telefon od Kramera stanowił wielkie zaskoczenie, ale powierzone zadanie nie sprawiało wielu kłopotów człowiekowi tak obrotnemu jak van Heemst. To było coś nowego. Miał mianowicie zlokalizować niejaką Gretę Mortensen oczekiwaną z Wielkiej Brytanii i porucznika Friedricha Oestlera, oficera marynarki wojennej na przepustce. Należało również dyskretnie ich obserwować i starać się ustalić, czy zamierzają spędzić jakiś czas w Rotterdamie. Kramer podał mu numer swojego hotelu,, w Amsterdamie i polecił sobie osobiście składać raporty codziennie między siódmą a ósmą wieczorem. 140 Van Heemst potrzebował zaledwie kilku telefonów, by ustalić, że porucznik Oestler zarezerwował pokój w miejskim hotelu poprzedniego dnia, oraz że panna Mortensen także ma zarezerwowane miejsce w tym samym hotelu. Panna Mortensen jest oczekiwana dopiero po południu. Szybki rzut oka na grafik statków wpływających do Rotterdamu wskazał van Heemstowi, że „Heracles" z Glasgow miał rzucić kotwicę tego dnia w południe. Kiedy więc transatlantyk linii Blue Funnel cumował, Heemst był na molo i bez trudności wyłowił z grona oczekujących Ricky'ego Oestlera — przystojnego, młodego człowieka w dobrze skrojonym szarym garniturze. Van Heemst czekał jeszcze tylko moment, by przyjrzeć się, jak młody człowiek wita się z bardzo atrakcyjną blondynką. Następnie wsiadł w swój mały samochód i opuścił doki na długo przed taksówkami zabierającymi pasażerów z „Heraclesa". Pół godziny później siedział już w hotelowym hallu nie opodal recepcji, kiedy para młodych ludzi pojawiła się w drzwiach wejściowych. Dziewczyna zameldowała się w hotelu i van Heemst obserwował, jak młody mężczyzna rzucił krążącemu bagażowemu, że rezygnuje z jego usług. Następnie wziął walizkę dziewczyny i razem poszli do windy. Minęła dobra godzina, zanim para pojawiła się ponownie i van Heemst odetchnął z ulgą. Nie mógł wiedzieć, że ci młodzi potrzebowali ponad godzinę na przywitanie się po dziewięciu miesiącach rozłąki. Wyszli z hotelu trzymając się za ręce, oczarowani sobą. Van Heemst odłożył gazetę, którą cały czas niby czytał, i wyszedł za nimi na ulice Rotterdamu. Kiedy następnego wieczoru wykręcił numer telefonu do Kramera w Amsterdamie, w jego głosie pobrzmiewał ton wyrzutu. — Wiem, że nie mam prawa narzekać na to zadanie, herr Kramer, ale wydaje mi się ono bez sensu. Zachowują się jak najzwyczajniejsi pod słońcem turyści i dostałem już pęcherzy na nogach, próbując za nimi łazić. Chodzą wszędzie, ale wydają się patrzeć wyłącznie na siebie. A potem tańczą całymi nocami. Poszli wczoraj wieczorem do nocnego klubu ze szklaną podłogą do tańca i myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdą. 141 — Nic nie szkodzi — orzekł Kramer