... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Są tu uczniowie, którzy nie należą do żadnego z Kolegiów. Oni też noszą mundury - jasnoniebieskie. Urzędowo są Wolnymi Słuchaczami, a my nazywamy ich Błękitnymi. To różnorodny tłumek - ludzie uczący się, by stać się kimś więcej niż zwykłymi urzędnikami; tacy, którzy mają talent do budowania; wysoko urodzeni, których rodzice uważają, że powinni jeszcze coś umieć poza wybieraniem nowych koni i szat. Na chwilę zmarszczyła brew nagle zamyślona nad tym, ile powinna powiedzieć dziewczynce o Błękitnych. Czy wystraszyć to dziecko, być może niepotrzebnie, czy nic jej nie mówić o snutych dookoła intrygach? Decyzja nie była łatwa, skoro dziewczynka z takim uporem ukazywała światu kamienną twarz. Sherrill zdawała sobie sprawę, że dla niej ludzie nie są - jak dla Elcartha - otwartą książką, w której mogłaby bez przeszkód czytać. Nie wiedziała, co kryje się za tymi ogromnymi oczyma. Według jej opinii Talia mogłaby poczuć się wstrząśnięta. Zdecydowała się nie mówić dziewczynce wszystkiego. - W ich przypadku lepiej zachować ostrożność - ostrzegła. - Zarówno Bardowie jak i Uzdrowiciele starannie dobierają przyjmowanych do nauki kandydatów, każdą osobę w Szarościach Wybrał Towarzysz, jednak do Wolnych Słuchaczy nie stosuje się żadnych kryteriów. Oczekuje się od nich jedynie zaliczania kolejno przez siebie wybieranych przedmiotów. Wywodzący się z dworskiego kręgu to przynajmniej w połowie nic lepszego jak wysoko urodzeni brutale, a jeden, czy dwóch z nich to prawdziwi obrzydliwcy. Na twoim miejscu, będąc w publicznym miejscu, starałabym się trzymać Szarych. - Zamilkła i otworzyła drzwi na samym końcu korytarza. - A to będzie należeć do ciebie. W małej izdebce niewiele było miejsca na sprzęty - łóżko, biurko, krzesło, szafka na książki i szafa. Oczywiście Talii wydawała się ona prawdziwym pałacem. Trudno się dziwić, skoro dotąd dzieliła z innymi dziewczynkami łóżko i nigdy nie istniał nawet kąt w żadnej izbie, który mogłaby nazwać własnym. Sherrill wsunęła karteczkę z imieniem Talii w ramkę na drzwiach i uśmiechnęła się na widok jej twarzy. Współczuła jej ogromnie: zanim Towarzysz przywiódł ją do Kolegium, spędziła większość życia stłoczona z rodziną, jak solone ryby w beczce - latem na łodzi, skąd nie było przecież ucieczki w poszukiwaniu odosobnienia, a zimą w jednoizbowym baraku i to na dodatek razem z rodzinami jej dwóch wujów. - Podoba ci się tutaj? - zapytała, próbując wywołać u dziecka jakąś reakcję. Talia poczuła się przytłoczona. Przez całe życie dzieliła łóżko z dwoma siostrami, na przypominającym koszary poddaszu rodzinnego dworu. A teraz - tak niesłychanie luksusowa w jej oczach izba miała należeć wyłącznie do niej! Wydawało się, że Sherrill to rozumiała pozwalając, by długo kontemplowała dobrodziejstwo odosobnienia. - O, tak! - wykrztusiła w końcu. - Jest cudowny! Więcej niż cudowny - to był tak długo oczekiwany raj; miejsce, gdzie mogłaby się chować, dokąd nikt inny nie miałby wstępu. Nie umknęło uwadze Talii, że od wewnętrznej strony drzwi opatrzono w rygiel. Gdyby przyszła jej na to ochota, mogłaby zaryglować się przed całym światem. - To świetnie! Teraz spotkamy się z Gospodynią - powiedziała Sherrill, przerywając zadumę Talii, nim ta jeszcze zdołała się przyzwyczaić do myśli posiadania własnej izby. - Ona cię wyposaży i umieści twoje nazwisko w wykazie dyżurów. - A co to? - Pytanie - nareszcie! Zaczynałam się zastanawiać, co stało się z twoim językiem! - łagodnie zażartowała Sherrill i Talia zarumieniła się lekko. - Do tradycji Kolegiów należy, że wszyscy dzielimy się obowiązkami, a więc sług nie ma tu wcale i poza studentami i nauczycielami w Kolegium jest tylko kucharz i gospodyni. Codziennie kolejno każdy z nas ma wyznaczone jakieś zajęcie. Obowiązki nigdy nie zabierają zbyt wiele czasu, a przy okazji wpajają "dobrze urodzonym", że wszyscy naprawdę jesteśmy sobie równi. Niedyspozycja jest oczywiście usprawiedliwieniem. Podejrzewam, że spadłoby na nas i gotowanie, gdyby byli pewni, że nie wytrujemy się przy tym nawzajem przez przypadek! Sherrill roześmiała się w głos, a Talia z wahaniem powiedziała: - Umiem gotować. Troszeczkę. - Świetnie. Nie omieszkam powiedzieć Gospodyni. Najpewniej przydzieli ci obowiązki pomocnika kucharza, bo większość z nas nie potrafi rozróżnić piersi od nogi kurczaka. Znów się zaśmiała, jakby na wspomnienie czegoś. - Jakiś miesiąc temu pewien Herold przywdział po raz pierwszy Biel, ma on na imię Kris. Gdy się tu pojawił, był jednym z tych "dobrze urodzonych" pieszczoszków. Został wtedy pomocnikiem kucharza. Ten wręczył mu kurczaka, nakazał sprawić go i nafaszerować nadzieniem. Kris nie należał do tych, co zajmują się polowaniem - mól książkowy, sama wiesz - a więc kucharz musiał uczyć go, jak rozcinać kurczaka przed faszerowaniem. Kris zrobił to, zajrzał do środka i stwierdził: "Nie muszę go faszerować, bo już jest pełny!" Do tej pory jeszcze nie może tego wymazać z pamięci innych! Minąwszy parter dotarły na sam dół klatki schodowej. Sherrill zapukała dwa razy do drzwi, otworzyła je i weszły do środka. Wąską, bieloną wapnem izbę oświetlało pojedyncze okno tuż pod sufitem - Talia pomyślała, że musi ono znajdować się na poziomie gruntu. W izbie stało jedynie biurko, za którym siedziała stateczna kobieta w średnim wieku. Na ich widok uśmiechnęła się. - Oto nasz nowy Herold. - Sherrill przedstawiła z werwą dziewczynkę. Kobieta zlustrowała Talię od stóp do głów. - Mniej więcej siódemka, powiedziałabym. Nie mamy zbyt wielu Wybranych w tym rozmiarze. Czy przywiozłaś jakieś rzeczy ze sobą, drogie dziecko? Talia nieśmiało pokręciła głową i Sherrill odpowiedziała za nią: - Tak samo jak ja, Gospodyni Gaytha - jedynie to, co na grzbiecie. Będziecie musieli porozmawiać o tym z Królową Selenay - Towarzysze nie dają Wybranym czasu na spakowanie! Gospodyni uśmiechnęła się, pokręciła głową i wyszła z izby drzwiami, które znajdowały się za jej plecami. Nie minęło dużo czasu, a powróciła ze stosem starannie złożonych ubrań i wypchanym worem. - Zasadą Kolegium jest mycie się przed posiłkami i gorąca kąpiel każdego wieczoru - powiedziała, wręczając przyniesiony stos po części Talii, a po części Sherrill. - Brudne odzienie trafia do pralni ze zsypu, który znajduje się w łaźni. Sherrill pokaże ci, gdzie to jest. Zmiana pościeli: raz na tydzień. Otrzymasz ją razem z pozostałymi dziewczętami; stara pościel idzie do pralni. Po wspólnych ćwiczeniach z Towarzyszem lub praktyce z bronią - kąpiel, a przed posiłkami należy się przebrać. Nie brakuje nam mydła, ani gorącej wody i przykładamy wagę do utrzymywania czystości