... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Oczy Humphreya zamknęły się znowu. - A więc istnieje Odpowiedź! - westchnęła Ivy. - No i co z tego? On może wrócić za rok lub później, a ja będę musiał opuścić Xanth już za tydzień - podsumował Grey. Dobry Mag uchylił jedno oko. - Nie ma mowy, Mundańczyku! Będziesz służył do mojego powrotu, bez żadnej przerwy, albo nie odpowiadam za konsekwencje. - Przecież mam służyć Kom-Pluterowi! I w tym cały problem! - Dopiero wtedy, kiedy skończysz służbę u mnie - rzekł stanowczo Dobry Mag. - W przeciwnym razie stracisz swoją Odpowiedź! - Znów zamknął oko. - Jak mam ci służyć, skoro śpisz? - Grey nic nie pojmował. - Idź do mojego zamku. I znajdziesz sposób. - Rysy stężały, Dobry Mag wrócił do swego snu. Przygnębiony Grey opuścił wieko. Najwyraźniej istniała Odpowiedź na jego Pytanie, lecz jeśli Dobry Mag nie wróci do swego zamku przed upływem tygodnia - a to się wydawało mało prawdopodobne - chłopak będzie musiał odejść do Mundanii bez Odpowiedzi. Skoro Humphrey wyraźnie dał do zrozumienia, że służba za tę Odpowiedź nie ma żadnych ograniczeń czasowych, Grey musiałby zrezygnować z Odpowiedzi na długo przed ukończeniem służby. - Zawsze okazywało się, że Dobrodziej ma dobre powody dla swoich wariackich Odpowiedzi. - Ivy próbowała tłumaczyć narzeczonemu postępki Humphreya. - Kiedy Gorgona przyszła zapytać, czy ją poślubi, to musiała przez rok służyć w zamku jako pokojówka, zanim dał Odpowiedź. - Ależ to szczyt arogancji! - uniósł się Grey. - Tak by się, zdawało. Lecz dzięki temu mogła z nim pracować i ewentualnie zmienić zamiar na podstawie nowych informacji. Nie zmieniła postanowienia, więc się z nią ożenił. Wcześniej poznała każdy sekret zamku i praktyki Maga, więc nie miała potem żadnych problemów. A więc był to świetny sposób, co każdy by zrozumiał, gdyby był taki bystry jak Humphrey. - Cóż, nie jestem dość bystry, żeby zrozumieć, co dobrego nam przyjdzie z tego, że będę musiał opuścić Xanth, zanim dostanę Odpowiedź. - Ani ja - przyznała dziewczyna. - Ale widać tak musi być. Grey zaniechał dalszych dyskusji, bo nie chciał się kłócić z narze- czoną. Zmartwienie dopadło go na nowo. Można było rozwiązać jego problem, ale nie mógł się dowiedzieć jak, bo ten, kto znał rozwiązanie, był upatry i nieczuły. Chłopak uważał, że to jeszcze gorsze niż brak jakiegokolwiek rozwiązania. Wrócili do Xanth. Nie mogli po prostu odejść, bo nie znali drogi przez ten całkowicie pusty obszar. Grey nieco opanował swoje wątpliwości i znów pojawił się wiejski domek. Cofnęli się trasą, którą tu dotarli, i powrócili na lotnisko. Wtedy chłopak zwątpił z nową siłą i wypadł ze snu. Odsunął głowę od tykwy. - Przerwać połączenie! - polecił. Skwapliwe dłonie odsunęły pozostałe dwie tykwy, Ivy i Dolph się zbudzili. Tym razem była to rzeczywistość. Natychmiast zasypano ich pytaniami o to, co się tam wydarzyło, lecz tylko książę miał ochotę opowiadać. - Szkoda, żeście nie widzieli tych flaków i posoki w Skaleczeniach! - wykrzyknął. *** Następnego dnia udali się do Zamku Dobrego Maga. Dolph zmienił się w ptaka Roka i zaniósł tam Greya z Ivy. Obiecał, że wróci po nich i odstawi ich do granicy Xanth, zanim upłynie termin wyznaczony przez Kom-Plutera. Właściwie miał przylatywać codziennie i przynosić im to, czego będą potrzebować; takie kursy były dla niego o wiele lepsze niż „uziemienie” w Zamku Roogna. Razem z narzeczonymi zamieszkała para żywych szkieletów: kościej Marrow i kość Gracja. Niby mieli pomagać w sprzątaniu, a w rzeczywistości byli przyzwoitkami. Król i królowa - nie mówiąc o tym głośno - chcieli zapobiec wszelkim pozorom niestosowności. Grey nie mógł mieć do nich pretensji. Ivy mogła w każdej chwili zmienić zdanie i pozostać w Xanth, zrywając tym samym zrękowiny (to słowo miało odmienny posmak i chłopak wolał je od „narzeczeństwa”) i wracając na „rynek narzeczonych”. Musieli więc dbać o to, żeby na reputacji księżniczki nie pojawiła się nawet najmniejsza plamka. Grey musiał przyznać, choć sprawiało mu to ból, że zerwanie zrękowin byłoby najlepszym wyjściem dla Ivy. Należała do Xanth i nie znalazłaby szczęścia poza jego granicami. Jak sama mówiła, syrena nie mogła żyć na lądzie, z dala od wody. Magicznymi sposobami zatarto by pamięć o narzeczonym i przynajmniej jedno z nich mogłoby być szczęśliwe. Gdyby miał wrócić do Mundanii, nie pozwoliłoby opuścić Xanth. Wolał nie myśleć o tym, co się z nim stanie w dawnym kraju - bez rodziców, bez narzeczonej