... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Piechota chrześcijańska myślała tylko o jednym - o wodzie. Poderwała się do przodu, próbując zwartą masą przebić się na brzeg lśniącego w dole jeziora. Zepchnięto ją na pagórek, zamknięty pierścieniem ognia i nieprzyjacielskich wojowników. Wielu chrześcijan poległo na miejscu, wielu dostało się do niewoli, a widok nieszczęśników, którzy leżeli ranni, z obrzękłymi wargami, był tak przejmujący, że pięciu rycerzy Rajmunda udało się do wodzów muzułmańskich z prośbą o zezwolenie na dobicie ich wszystkich, by skrócić im cierpienia. Konnica frankijska walczyła na wzgórzu z niesłychaną i rozpaczliwą odwagą. Wprawdzie Frankowie odpierali falowe szarże jazdy muzułmańskiej zadając jej nawet straty, ale szeregi chrześcijańskie topniały. Osłabieni pragnieniem, zaczęli tracić siły. Póki jeszcze nie było za późno, Rajmund na żądanie króla podjął próbą przebicia się przez szeregi muzułmańskie. Na czele całego swojego hufca puścił się galopem w dół, 415 uderzając na pułki dowodzone przez Taki ad-Dina. Muzułmanie się rozstąpili, przepuszczając szarżujących rycerzy, po czym natychmiast zwarli swoje szeregi. Nie mogąc powrócić do swoich towarzyszy hufiec frankijski opuścił pole bitwy i w opłakanym stanie odjechał do Trypolisu. Chwilę później zdołali przebić się przez linie nieprzyjacielskie Balian z Ibelinu i Renald z Sydonu. Byli to ostatni Frankowie, którym udało się wyrwać z pola bitwy. Chrześcijanie nie mieli już cienia nadziei, ale walczyli nadal, wycofując się po zboczu wzgórza w kierunku Rogów. Czerwony namiot króla przeniesiono na szczyt wzniesienia, wszyscy rycerze zebrali się wokół monarchy. U boku Saladyna znajdował się jego młody syn, Al-Af dal, który pierwszy raz w życiu był świadkiem bitwy. Wiele lat później oddał hołd męstwu Franków. "Kiedy król frankijski wycofał się na wzgórze - powiedział - jego rycerze dokonali bohaterskiej szarży, spychając muzułmanów aż do miejsca, gdzie stał mój ojciec. Zauważyłem, że się przeraził. Zmienił się na twarzy i zaczął targać brodę, a potem pokłusował naprzód krzycząc: "Zadajcie kłam szatanowi! 416 Nasi ludzie uderzyli na nieprzyjaciela, który wycofał się na wzgórze. Widząc, że Frankowie uciekają, wy krzyknąłem z radością: "Pobiliśmy ich!" Jednakże jeszcze raz poszli do szarży, odrzucając znowu nasze oddziały do miejsca, gdzie znajdował się ojciec. Ponownie rozkazał im pójść do ataku i znowu nieprzyjaciel cofnął się na wzgórze. A ja znowu zawołałem: "Pobiliśmy ich!" Jednakże ojciec zwrócił się do mnie i rzekł: "Cicho bądź! Póki stoi tam ten namiot, jeszcze ich nie pobiliśmy." W tym momencie namiot ów runął. Wtedy mój ojciec zsiadł z konia i pochylił się ku ziemi, ze łzami radości dziękując Bogu." Biskup Akki poległ, Święty Krzyż, który dzierżył w ciągu całej bitwy, dostał się do rąk niewiernych. Prawie wszystkie konie rycerzy padły. Kiedy zwycięscy muzułmanie dostali się na szczyt wzgórza, rycerze, a wśród nich król, leżeli na ziemi, zbyt wyczerpani, by walczyć, zbyt słabi nawet, by na znak poddania się oddać swe miecze. Wodzów frankijskich zaprowadzono do namiotu, który rozbito dla sułtana na pobojowisku.25 W namiocie tym Saladyn przyjął króla Gwidona i jego brata, konetabla Amalryka, Renalda z Chatillon i jego pasierba Onufrego z Toronu, wielkiego mistrza Świątyni, sędziwego margrabiego Montferratu, seniorów Dżubajlu i Al-Batrunu oraz wielu pomniejszych baronów Królestwa. Saladyn powitał ich łaskawie. Króla posadził obok siebie i widząc, że cierpi z pragnienia, podał mu kubek wody różanej, ochłodzonej śniegiem z Hermonu. Napiwszy się Gwidon podał kubek stojącemu obok niego Renaldowi z Chatillon. Ponieważ wedle reguł arabskiej gościnności podanie jeńcowi jadła lub napoju oznaczało, że jego życiu nie grozi żadne niebezpieczeństwo, Saladyn rzekł szybko do tłumacza: "Powiedz królowi, że to nie ja, lecz on dał pić temu człowiekowi." Następnie zwrócił się do Renalda, któremu nie mógł przebaczyć bezbożnego rozbójnictwa, wypominając mu zbrodnie wiarołomstwa i chciwość. Kiedy Renald odpowiedział mu z wyniosłą butą, Saladyn chwycił miecz i ściął mu głowę. Gwidon drgnął sądząc, że nadeszła jego kolej. Ale Saladyn go uspokoił. "Król nie zabija króla - rzekł - ale ten człowiek w swej perfidii i bezczelności posunął się za daleko." Następnie wydał rozkazy, by żadnemu ze świeckich baronów nie uczyniono krzywdy i traktowano ich w czasie pobytu w niewoli z kurtuazją i szacunkiem. Nie okazał natomiast litości rycerzom zakonnym, oszczędzając tylko wielkiego mistrza Świątyni