... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Potem zjawiła się ekipa 160 Cień Kremla robotników, którzy wymienili płyty chodnikowe i uporządkowali teren zajmowany dawniej przez kioski. Okazało się, że to część wielkiego planu upiększania stolicy autorstwa mera Moskwy Jurija Łużkowa. Łużkow, postsowiecki Rudolph Giuliani mający zamiłowanie do wielkich inwestycji publicznych, postanowił zrobić porządek z ulicznymi włóczęgami, brudnymi samochodami i właścicielami sklepów, którzy przed świętami nie przystroili swoich witryn. Ogłosił, że w Moskwie skończyła się epoka budek ulicznych, a ich miejsce mają zająć sklepy z prawdziwego zdarzenia, takie jak w innych stolicach kapitalistycznych. Był to Postęp przez duże P - a które miejsce nadawało się na początek wielkiej akcji lepiej niż Kutuzowski Prospekt, gdzie Putin mógł codziennie podziwiać, jak miasto pięknieje? Ulicę dalej obskurne budki pozostawiono w spokoju, ale tam przecież Putin nigdy nie zaglądał. Okolice naszego domu były tylko niewielkim skrawkiem Moskwy, miasta trawionego „gorączką czasu teraźniejszego", jak pisał amerykański biograf Sacharowa4. Gorączkę tę podnosiły gwałtownie rosnące dochody z ropy naftowej i rozrost sektora usług w kraju, w którym dotychczas zupełnie lekceważono potrzeby konsumentów. Moskwa od dawna, a zwłaszcza po upadku Związku Sowieckiego, odznaczała się najwyższą stopą życiową, bo nowe firmy, choćby wydobywały swoje bogactwa naturalne w najdalszym kącie Syberii, miały swą siedzibę w stolicy. Ale, jak się okazało, było to tylko preludium do prawdziwej dominacji stolicy w pierwszej dekadzie XXI wieku. W pierwszych latach po rozpadzie imperium Moskwa liczyła około 8,6 milionów mieszkańców, czyli 5,8 procent ludności kraju. Chociaż wskaźnik umieralności Rosjan był alarmująco wysoki, a kraj przeżywał najpoważniejszy kryzys demograficzny od czasu II wojny światowej, ludność stolicy rosła. W 2002 roku oficjalna liczba moskwian osiągnęła 10,4 milionów, czyli 7,2 procent ogólnej liczby 144 milionów Rosjan5. W podobnym tempie Moskwa się bogaciła. W czasach Putina wytwarzała 25 procent dochodu narodowego brutto (wzrost z 13 procent pod koniec lat 90.) i była odbiorcą 42 procent zagranicznych inwestycji w Rosji (zagraniczne inwestycje niemal się potroiły, do 13,9 miliarda w 2003 roku)6. Średni dochód na głowę był w stolicy wyższy o 40 procent od reszty kraju, a jej udział w krajowej sprzedaży detalicznej wynosił blisko 30 procent7. Jeśli zwykli moskwianie korzystali na rozwoju gospodarczym, to mieszkający w niej bogacze ciągnęli zawrotne zyski - wartość majątku najbogatszego człowieka w Rosji, potentata naftowego Michaiła Chodorkowskiego, ?I ^?^ Miasto w czasach prosperity 161 wzrosła z 2,4 miliarda dolarów w 2001 roku do ponad 15 miliardów w 2003 roku8. Moskiewski boom budowlany, stała pogoń za nowinkami i tajemnicze źródła dochodów, które podsycały rozwój gospodarczy-wszystko to przypominało niekiedy poprzedni okres gwałtownej prosperity, który skończył się krachem rubla w 1998 roku. Tym razem koniunkturę nakręcały wysokie dochody z ropy naftowej i analitycy często zastanawiali się, co będzie, jeśli cena baryłki spadnie poniżej 20 dolarów. Nawet mer Moskwy narzekał, że Rosja stała się krajem naftowym. - Wzrost ekonomiczny w ciągu ostatnich lat wystarczył jedynie na to, aby uchronić nas przed jeszcze większym zacofaniem w stosunku do innych krajów - oświadczył Putin w swoim orędziu o stanie państwa w 2002 roku9. - To miasto przypomina mi Houston - wyznał nam Robert Dudley, amerykański prezes TNK-BO, trzeciej co do wielkości rosyjskiej spółki naftowej, gdy jedliśmy obiad w „Obłomowie", jednej z setek nowych restauracji sprzedających przedrewolucyjną atmosferę i boeuf Stroganow za 20 dolarów. - Kiedy cena ropy spadnie, całe miasto się rozleci10. Jednakże ten katastroficzny scenariusz nie uwzględniał jednej z najbardziej charakterystycznych zmian, które dokonały się w Moskwie w epoce Putina, a mianowicie powstania klasy średniej zdolnej do uczestniczenia w rodzącej się kulturze konsumpcyjnej. Do niedawna był to luksus zastrzeżony dla często wykpiwanej garstki „nowych Rosjan". Od 2000 roku ofertę konsumpcyjną kierowano do coraz szerszych warstw ludności. Tylko w 2002 roku otwarto w Moskwie 18 nowych centrów handlowych. W większości były to nowoczesne kompleksy dla klasy średniej z supermarketami, multipleksami i restauracjami, należącymi do takich sieci, jak Szesz-Besz, gdzie każdy mógł zjeść niedrogi kebab i sałatki. Kiedy Putin obejmował władzę, w Moskwie istniało tylko kilka takich miejsc; po nastaniu boomu w 2002 roku ich liczba osiągnęła 55. W 2005 roku ogólna powierzchnia centrów handlowych wyniesie ponad 2 miliony metrów kwadratowych, choć jeszcze w 1999 roku było to zaledwie 200 00011. Od roku 1997 liczba samochodów w Moskwie wzrosła czterokrotnie, do 3 milionów, a w sprzedaży jest coraz więcej zagranicznych marek po umiarkowanych cenach, a nie tylko dymiące sowieckie łady i żiguli12. Często za początek epoki zakupów moskiewskiej klasy średniej uważa się 22 marca 2000 roku, cztery dni przed wyborem Putina na prezydenta