... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Proszę mnie błędnie nie oceniać. Od śmierci mojego męża, zabitego kilka lat temu, zostałam zmuszona do zaangażowania się w wiele dziedzin normalnie uznawanych za mało kobiece. Przy pomocy mego nadzorcy prowadzę plantację. Znalazłam pewne upodobanie w handlu, zdaje się, że nawet przejawiam pewne uzdolnienia w tym kierunku. Lubię poszerzać moją wiedzę w wielu sprawach związanych z interesami. - Więc z pewnością będzie pani serdecznie powitana u "Kenta i Syna", pani McLean. - Cudownie! Możemy omówić szczegóły podczas kolacji. A kiedy ponownie odwiedzę Boston, zdam panu relację z moich sukcesów "w sprawie ulotek. - Więc wróci pani dość szybko? - Tak, panie Kent. Z całą pewnością. Stojąc może pół metra od niego, w blasku latarni trzymanej przez lokaja, Peggy McLean popatrzyła na Filipa chwilkę dłużej. - Zastanawiam się, czy mogę prosić o pańskie ramię, by wejść na schody? - Z pewnością - uśmiechnął się Filip. Gdy podał jej ramię, a ona położyła na nim dłoń, poczuł szczególne ukłucie wzdłuż kręgosłupa. I tylko leciutkie draśnięcie poczucia winy. Filip nie mógł zobaczyć szerokiego uśmiechu markiza de Lafayette, który szedł za nimi po schodach... , ih •w ¦¦:/ł -ł*V, .-""¦, VS>v ¦A¦ty , ¦>•¦ ^4 n.f- ..:iv,-v ,. ," < ł • . .. ! ; - -- , u, , *łi;-/> , < • • ¦¦:¦ EPILOG ____Śwwtf odwrócony do góry nogami____ Dziewiętnastego października tysiąc siedemset osiemdziesiątego pierwszego roku około ośmiu tysięcy brytyjskich i niemieckich żołnierzy wymaszerowało z fortyfikacji w małym porcie tytoniowym Yorktown w stanie Wirginia. Generał Charles Cornwallis, Earl of Cornwallis, poddawał swe wojska zjednoczonemu dowództwu sił amerykańskich i francuskich dowodzonych przez generała Washingtona. Stroną francuską komenderował hrabia Donatien de Rochambeau. Hescy najemnicy z garnizonu Yorktown, którzy dostali się w pułapkę między amerykańską Armię Patriotów a francuską flotę admirała de Grasse,a, wyszli zrezygnowani i spokojni. Brytyjczycy nie byli w stanie zachować twarzy, widziano, jak walili o ziemię kolbami muszkietów, a dobosze roztrzaskiwali swe bębny. Sam lord Cornwallis, powołując się na niedyspozycję, wysłał zastępcę na ceremonię złożenia broni. Generał Washington odmówił kontaktu z zastępcą. Wysłał niższego rangą generała Benjamina Lincolna. Ceremonii składania broni towarzyszyły dźwięki muzyki. Brytyjscy muzycy wygrywali szczególne melodie, marsze, melancholijne pieśni w wersji instrumentalnej. Wśród nich jakoś zaplątała się popularna dziecięca piosenka Świat odwrócony do góry nogami - stanowiła jakby ironiczny komentarz do klęski ostatniego natarcia armii Jego Wysokości. Na wzgórzu Sermon, w hrabstwie Caroline, Donald Fletcher wkrótce miał okazję wysłuchać opowieści o oblężeniu i poddaniu się. Przynosili je z ulgą mieszkańcy okolicy. W ciągu kilku miesięcy panował wielki niepokój wśród plantatorów i farmerów wzdłuż Rappahanock. Obawiano się, że trzeba będzie przepędzać czerwone kurtki z własnych pól i werand. Wieści o klęsce wroga przyniosły wybuch radości. A słowa o odegraniu dziecinnej piosenki o tak szczególnym tekście poruszyły wyobraźnię Donalda jak nic od bardzo dawna. Donald odczuwał upływ lat. Podagra powodowała stały ból nogi. Czasami opuszczał wzgórze Sermon, ale było to ponad jego siły. Żołądek Donalda puchł od bezustannego napychania go nadmierną ilością jedzenia i napojów. Po śmierci ojca, który zmarł na atak paraliżu w połowie tysiąc siedemset osiemdziesiątego roku, starszy syn przejął zarządzanie plantacją. Lecz traktował to jako uciążliwą konieczność bez wyraźnego rezultatu. Jedynie ogromne porcje posiłków podlane solidną ilością porto i bordo przynosiły ulgę poczuciu osamotnienia i jałowości. Dlatego też wielką radość sprawiły mu opowieści o poniżeniu Cornwallisa - klęsce najczęściej interpretowanej jako koniec działań wojennych, chociaż oficjalnego pokoju nikt jeszcze nie ogłosił. Zanim skończył się rok, ziemiaństwo wzdłuż rzeki Rappahannock przeżyło "odwrócenie do góry nogami" w swym własnym światku. Pogłoski o tym wydarzeniu zaczęły krążyć tuż przed Świętem Dziękczynienia, a Donald przy pomocy służby domowej szybko miał okazję przekonać się, że wieści opierały się na faktach. Williams, nadzorca, który pomógł wdowie po McLeanie zarządzać plantacją na tyle skutecznie, na ile było to możliwe w czasie wojny, został upoważniony do wystawienia posiadłości na sprzedaż. Dotychczasowa właścicielka Peggy Ashford McLean jak zwykle ostatnimi czasy wyjechała do Bostonu, gdy jej ziemie przeszły pod młotek. Wróciła do hrabstwa Caroline na początku grudnia, przywożąc, ku zaskoczeniu Donalda i każdego w okolicy, nowego męża i dwójkę dzieci. Chłopczyk był dzieckiem jej męża z pierwszego małżeństwa, a kilka lat młodsza mała dziewczynka przypuszczalnie pochodziła z rodziny Peggy w Nowej Anglii. Nie było fet ani wielkich balów na cześć młodej pary. Przyszli małżonkowie wyrazili życzenie, by nie niepokoić ich prywatności, przeto uroczystość ograniczyła się do mszy w małym prezbiteriańskim kościółku dziesięć kilometrów od wzgórza Sermon. Dzieci przy tej okazji nie zostały zaprezentowane. Jak większość znaczących osób zamieszkujących tereny wzdłuż rzeki, Donald początkowo żywił pewne uprzedzenie do człowieka, którego poślubiła Peggy. Mówiono, że to tylko kupiec! Właściciel drukarni. Sąsiedzi, którzy przybyli w odwiedziny do Donalda, stwierdzili jednoznacznie, że bostończyk musi należeć do łakomej rasy łowców posagów. Ta szeroko rozpowszechniana opinia święciła triumfy dopóty, dopóki Williams nie pozwolił sobie stopniowo na uchylenie rąbka tajemnicy. Jego słowa rozproszyły obawy sąsiadów Peggy