... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wpadłam na Jean, która zaczęła sprzątać ze stołu. Kawałki marchewki przeleciały przez całą kuchnię. Kady zdjęła moje klucze z haczyka przy telefonie. — Ja poprowadzę, a ty się zamartwiaj. Scott znajdował się na izbie przyjęć. Wpadłam przez szparę między nakrochmalonymi zasłonkami, spodziewając się bandaży, rurek, krwi, lekarzy. Mój brat był sam, leżał pod stertą koców. Ręce trzymał wyciągnięte w powietrzu, a w nich wymięte czasopismo. „Życie na Sportowo", stary numer z kostiumami kąpielowymi. Usiadłam na łóżku, a ono się zakołysało. Zerknął jeszcze raz na gazetę, a potem opuścił ją na brzuch. Nad lewą brwią miał jedyny maleńki opatrunek. — Jak się czujesz? Co się stało? — Przywiozłaś mi ubrania? — Nie. A miałam? W jego gardle zaczęło formować się warknięcie. — Al ci nie powiedział? — Ledwo pamiętał, jak się nazywa. Scott pokiwał głową. — Pewnie wciąż był przerażony. — To mnie przeraził. Wpadł w histerię. Jak go słuchałam, to myślałam, że już po tobie. — Prawie tak było. Wzięłam do ręki czasopismo i przerzuciłam jego kartki, wprawiając w ruch modelki. Ani jednej w moim rozmiarze. — Omal nie zginąłeś, ale wciąż masz siłę gapić się na laski. Rzuciłam gazetę, a ona ześlizgnęła się z łóżka na podłogę. — Co się stało, Scott? 15 Do ciasnego pomieszczenia weszła pielęgniarka. Stanęłam z boku, gdy wykonywała swoją pracę. — Wygląda nieźle! — rzekła w końcu. — Temperatura ciała się podnosi. Wszystkie inne badania w normie. Za godzinę czy dwie pewnie pana stąd wypuścimy. Zwróciła się do mnie. — Jesteś siostrą? Siostrą. Potaknęłam. — Masz brata szczęściarza. Znów słabe warknięcie, a potem: — Ma brata idiotę. Pielęgniarka poklepała Scotta po ramieniu i wyszła. Żadne z nas się nie odezwało. Dochodziły nas głosy z poczekalni. Scott miał dwadzieścia dziewięć lat i zaczynał łysieć. Różowa łata wielkości dłoni powiększyła jego czoło. Jest ode mnie tylko o parę centymetrów wyższy, tak samo mocno zbudowany i ma te same niewiarygodnie długie, żylaste palce. Idealne dla artysty. Idealne dla mechanika. Idealne dla chirurga, którym próbował zostać, gdy zrewolucjonizował swoje życie, by się mną zająć. Jego ręka przeczesała włosy okalające różową łysinę, po czym opadła na łóżko. Chwyciłam ją i ścisnęłam. — Ugotuję coś dzisiaj. Nie dowierzał. — Resztki? — Cokolwiek. Co chcesz? Zjechał w dół łóżka i podciągnął koce pod brodę. Czerwona twarz i kępki ciemnych włosów pośród szpitalnej bieli. — Chcę odzyskać mój skuter. 7 ]Vlówił, że jego skuter leży na dnie rzeki Goebic jakieś siedem kilometrów na północ od tamy. Goebic jest głęboka, wartka i przepływa przez Peno-kee w drodze do znajdującego się sto kilometrów na północ jeziora Superior. — Spotkałem tamtych chłopaków w gospodzie Winkera. Wypiliśmy kilka piw i postanowiliśmy wracać do miasta. — Byłeś pijany? Przecież ty nie pijesz. — Nie? — warknął. ------ 16------ Wstałam i założyłam ręce na piersi. — No więc co się stało? — Jeden z chłopaków chciał wrócić do miasta rzeką. To znacznie bliżej niż leśnym szlakiem. — Ale niebezpiecznie — wtrąciłam. — Pewnie. Zamknął oczy. — Jechaliśmy jeden za drugim. Al na końcu, ja zaraz przed nim. Lód jest dość gruby, ale nurt pod nim bardzo silny. Patrzyłem na chłopaków z przodu, naprawdę zasuwali. Ja też chciałem, ale, rany, mam skuter dopiero dwa tygodnie i nie byłem pewien, co w ogóle robię. Czułem też w głowie te wszystkie piwa, więc stwierdziłem, że lepiej nie wariować. Oni dosłownie frunęli. — Podciągnął kolana, tworząc hamak z białej fla-neli. — Nagle pojawiła się ta dziura w lodzie. Przez głupotę i ostrożność jechałem za wolno, żeby ją przeskoczyć. Al minął mnie i przeleciał nad przeręblą. Spojrzałem na niego, spojrzałem na dziurę, a potem to już tylko poczułem, jak zsuwam się do wody. Usiadłam i wzięłam go za rękę. Opowiadał dalej. Chwycił za krawędź lodu — uderzenie pozbawiło go tchu, ale też zrzuciło z maszyny, która zakołysała się jeszcze i poszła pod wodę. Wisiał zaczepiony na krawędzi, patrząc, jak tafla lodu pęka dalej, i czując, jak gruby kombinezon bulgocze i unosi go na wodzie niczym boję. — Lód łamał się i odpadał, jak tylko się poruszyłem — ciągnął Scott. — Nie mogłem się wydźwignąć. Jego dłonie zaciskały się, palce kuliły, powieki zamykały, gdy odtwarzał w pamięci swoje zmagania. — Al obejrzał się i zobaczył, co się stało. Zawrócił, z zestawu awaryjnego wyjął linę i wyciągnął mnie na lód. Potem wysupłał mnie z mokrego kombinezonu, wrzucił na swój skuter i zawiózł na autostradę. Zatrzymał jakiś samochód i tak tu trafiłem. Scott otworzył oczy i uśmiechnął się. — Al zachowywał się jak wariat... skakał po drodze, krzyczał, wymachiwał swoją odznaką, żeby ktoś się zatrzymał... — A więc nie byłeś ranny? To przez wyziębienie się tu znalazłeś? — Nic mi nie jest. Otarłem się o śmierć, ale wystarczy kilka ciepłych koców, żeby mnie z tego wyciągnąć. On prawie zamarzł, ale to ja byłam teraz jak oniemiała. Woda w zimie zabija. Gdyby ue^a^J5*|Ov głowę albo nie wydostał się na czas z wody, albo gdyby ???? wciąg^k go pod lód, albo gdyby Al się nie obejrzał... I-o < 3|_____ 17 _____ U ?? ?— " — To gdybanie było przerażające. — Tak jak powiedziałaś, było prawie po mnie. Mój brat, zdegustowany, pokręcił głową. — Nastcpnym razem _ powiedział — dodam więcej gazu. Następnym razem? 8 Żadnych telefonów. Nie chcę z nikim rozmawiać. To zrozumiałe. Jak ktoś się znajdzie tak blisko śmierci, to pewnie potrzebuje trochę czasu, żeby poskładać myśli. Aparat by} rozgrzany do czerwoności, gdy wróciliśmy do domu ze szpitala, a ja miałam dość odpowiadania i wyjaśniania, więc nagrałam na sekretarce nową wiadomość: Dzięki, że dzwonisz, Scott czuje się dobrze. Zostaw wiadomość, a my oddzwonimy, jak s[e rozgrzejemy. — A może trzeba było powiedzieć „jak odtajemy"? Scott nie dostrzegł w tym nic zabawnego. Spojrzał na mnie tylko i się skrzywił. Podniósł rękę i machnął w moją stronę, jakby opędzał się od muchy. Przymknij się, Arden. Przez cały wieczór odsłuchiwaliśmy wiadomości. Dzwonili jego znajomi z poradami, jak wyciągnąć skuter, moi znajomi z błaganiem o informacje, dzwonił szef Scotta i mówił, żeby mój brat wziął sobie kilka dni wolnego. Mama bliźniaczek, pani Drummond, dzwoniła i oferowała jedzenie. Zrobiłam za dużo lasagne. Nie chcę wam przeszkadzać, więc Jean tylko wpadnie i zostawi ją pod drzwiami. Około dziesiątej telefon zamilkł. Zmywałam w kuchni, gdy usłyszałam, jak mój brat do kogoś dzwoni. Automatycznie się wyłączyłam. Przez te wszystkie lata nauczyliśmy się siebie nawzajem nie ograniczać