... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Do końca życia pozostanie niemal dla wszystkich Dziadzia. Nieliczni będą pamiętać o jego prawdziwym imieniu: Staś, Stanisław... ^ Byli młodzi, pragnęli się śmiać, bawić, kochać. Było o nich głośno w warszawskich kawiarniach i knajpach tamtego czasu Ś w „Kresach'|| „Ziemiańskiej" (którą ojciec nazywał, jaskinią Habakuka"), „U Wróbla'^ „Pod łabędziem", w „Adrii". A jeszcze owe „sympozjony" w Milanówku! na których Nina Jesipowiczówna, cioteczna siostra Stanisława (Jezus) Marii, opowiadała o wielkich rosyjskich poetach Ś Buriuku, Jesieninie, Siewierianinie, Chlebnikowie, o swoich z nimi spotkaniach. Czytała ich wiersze. A Staś dodawał, że Nina właśnie wróciła z Moskwy, że wcześniej studiowała w Instytucie Smolnym, że mieszkała w Piotrogrodzie. I doda-wał po latach, że słuchali strof rosyjskich poetów jak zaczadzeni, że te wersy poruszały jakieś najgłębiej ukryte struny ich serc. Tę cudowną poezję junga z trampów z Chińskiego Morza, marynarz dalekich wschodnich i południowych żeglug mógł porównać jedynie do migotliwych gwiazd Krzyża Południa, do konstelacji i okruchów gwiezdnych wiszących nisko nad głową... I kiedy opowiadał o tamtych minionych szalonych latach, rozmarzał się, jego oczy przesłaniała jakaś mgiełka. I zdarzało się, że w tych chwilach nostalgicznego rozmarzenia nagle zaczynał nucić: Ręce dziewcząt z Colombo Ś drżące liście mimozy, które co dzień całuje słońce, księżyc i morze. Nauczona przez ojca odpowiadałam: Ach, pocałuj mnie jeszcze! Czy to Cejlon czy Jawa? Dopływamy do portu słonecznego Sajgonu... I znów wracał do opowieści, gdy z afrykańską jeszcze opalenizną, po zejściu z pokładu S/S „Niemen", żegnał się z „wielką ^\vodą" i ruszał na wyrko w pokoju na Nowiniarskiej... A zaraz potem słyszałem tak dobrze mi znane pytanie: Ś Eech, po co wracałem do tej zapchanej, śmierdzącej Europy? Czy nie lepiej było zostać na którejś z wysp Pacyfiku?... Ś Lepiej, Stasiu, znacznie lepiej Ś odpowiadałam. Ś- Ale wtedy komu byś śpiewał o dziewczętach z Colombo? A sympozjony w Milanówku, czy wyobrażasz sobie, że odbywałyby się bez ciebie? A jak wyglądałby pokój na Nowiniarskiej bez Dziadzi? A wreszcie cóż warte byłoby życie przeciętnego warszawiaka bez Jerzego Seweryna? Ś kończyłam z nutą-- pewnej przekory. Ta przywołana przeze mnie postać przewiewała ostaitscznie nostalgicz-ną mgiełkę z oczu Stanisława Marii. A on cicho, /cierpliwością, po raz n-ty tłumaczył mi, że to przecież Rafał Praga był winien wszystkiemu, Praga, twórca „Expressu Wieczornego". Dla Wyjaśnienia diodam, że gazeta ukazująca się pod tym tytułem po dziś dzień zakłóca wędrówkę Rafała Pragi i wszystkich byłych expressowiczówpo drugiej stronie Lete. I wiem, żejeśli w ręce Stanisława Marii Salińskiego, Karoliny tfc.eylin, Włodzimie-rza Dzięciołowskiego i zastępu podobnych cudownych ludzi wpada egzemplarz gazety z ich dawnym tytułem, nie są w stanie opanować zdziwienia, później nerwów. Że podobne „coś" można wydawać? Ale to dygresja „na boczku". „Pamiętasz Ś ciągnął Dziadzia łagodnie, gdy tylko"* pojawił się Jerzy Seweryn Ś że w źExpressie» zadomowiłem się od początku. I niemal natychmiast na łamach gazety debiutował twój ukochany" Seweryn ze swoją odcinkową powieścią. Nie lubię jego i siebie za tę pisaninę. Barbaro, kła-miesz Ś pamiętasz? To warszawska kronih z roku 1946, 2apis codziennego życia w mieście. Pojawiał się u mnie w pokoju kochany ; Rafał i w typowy, czarujący dla siebie sposób podpowiadał: źS-s-s-tasiu, rrffo-most za-załatw w odcinku...» I załatwiałem. Następnego dnia cała Warszawa czytała o młodzieżowym pochodzie przez nowo otwarty most •Poniatowskiego". Kiedy to wszystko piszę, uświadamiam sobie, że Magoda Cień w „Trybu-nie", powielająca co do joty pomysł i sposób pracy Jerzego Seweryna oraz polecenia i odkrywczość (wówczas!) Rafała Pragi, nie odkryła niczego nowego. „Wszystko już było" Ś rzekł Ben Akiba..