... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W Kanadzie na śledziach nie zbywa. Skolko ugodno. Ma pan i szmalcóweczki, i upliki, i matyjasy, wszystkie gatunki. Nie to co u nas. Tylko moskale sprzedają. Takie stynki, kurza melodia. Odkąd Ruski zajęli Bałtyk, śledzie zniknęły. Zdechły albo bryknęły na zachód. No jak, smakują? Te w oliwce jajo, uważam... - Rzeczywiście wspaniałe - przyznałem. - U pana w domu też były dobre, ale te jeszcze lepsze... - No, widzisz pan. Babilońska niewola trochę męcząca, ale przynajmniej w korytku wynagradza. Korytko w domu mam prima! Proponuję zatem wznieść kielicha ku radości pana Zdzicha! -zrymował i trącił mnie kubkiem. - Zdrowie gospodarzy, jak mówią w Sądeckiem - dodał z wymownym chuchnięciem. - I tego gazdy właściciela mazdy - dorzuciłem za jego przykładem. - No, brawo! - ucieszył się pan Zdzich. - Już nie jest z pana taki smutas. Rozwija się pan przy mnie, kurza stopa... - Obiecał mi pan jednak dokończyć sprawę wozu... - Surę - potwierdził pan Zdzich. - Ciekaw pan jest, jak tej Japonce załatwiłem citizenship1 ? Okay. Nie ładowałbym się w ten deal, gdyby nie Rysiek Dolina. Jak usłyszał, że jest taka okazja. „Kupuj, stary - mówi - nie bój nic, Cyprys resztę załatwi." „Co to za Cyprys?" - pytam. „Kwiat koneckiego powiatu - melduje mi Rysiu - który szczęśliwie zładował na kanadyjskiej ziemi i rozkwitł tu jak róża. Wszystko umie. Polska złota rączka. Z maszynki do golenia zrobi elektroluks. Poza tym w Polsce pracował w warstacie i tu też świadczy usługi dla ludności." Good, myślę sobie. Kupiłem więc mazdę, widzi pan, że nie przechodzoną, w dobrym stanie, zaledwie trzy latka, w Pewexie kosztowała blisko pięć tysięcy amerykańskich zielonych, proę 1 Obywatelstwo nana - i dalej ją adaptować. Cyprys miał upatrzone cmentarzysko, fachman już w tej materii, zgłosiliśmy frajerowi w budce że za deklami węszymy, daliśmy dwadzieścia dolców i dalej grzebać wśród trupów. Wozów tam, kurza melodia, że pół rynku samochodowego w Polsce można by nasycić. Gdy na to patrzałem, serce mi się z bólu krajało, jak na prawdziwym cmentarzu. Tak Boga kocham! Niektóre całkiem nowe, tyle że huknięte. Nasi by to w mig wyklepali. Znaleźliśmy jedną mazdę podchadiaszczą do naszej, ale szybę przednią miała, a numerki seryjne wozu znajdują się z lewej części deski rozdzielczej. Aby swobodnie się do niej dostać, trzeba by ją zdemontować, a to trwa. Bóg jednak czuwał i na jednej zwałce zobaczyliśmy mazdę sprasowaną fest po czołowym zderzeniu, jak dla nas. Aż radość było patrzeć. Pasażerowie z tego wozu żywi nie wyszli, to pewne. Ale jak to w życiu. Oni poszli na przemiał, żebyśmy my... Mniejsza. Lubię refleksję. To mnie gubi. Cyprys wyjął narzędzia i przystąpił do zabiegu. Operacja wymagała nielichej zręczności. Należało z tego trupa usunąć numerki seryjne i przeflancować do mojej mazdy. Cyprys operował jak doktor Barnard, kurza melodia, jakby serce przeszczepiał. Umiał to robić, aż przyjemność było patrzeć, jak dłutkuje. W niecałe pół godziny było po herbacie. Numerki mieliśmy w kieszeni, dla pucu zgarnęliśmy z placu dekle, żeby okazać się nimi na bramie. Wszystko było fine. Legalnie, proę pana. Teraz czekała nas druga część operacji, wstawienie nowego organu tutaj - pan Zdzich klepnął wymownie w deskę rozdzielczą. - Nie muszę panu mówić, że przeszczep się udał, kurza melodia, i żadnego odrzutu nie było. Cyprys to tak artystycznie zrobił, że otrzymanie safety1 w warsztacie było już małym piwem. 1 o zdobyciu certification od znajomego dealera panienka z okienka wydała mi tablice bez trudu. That alP, widzisz pan. .asem.trzeba wykonać lewe numery, żeby mieć te... - usprawiedliwiał się pan Zdzich, prosząc o dyskrecję. - Bo to wiesz i Idzich mówi o dokumencie stwierdzającym dobry stan techniczny jego 2 Ot i wszystko. 93 pan. Nadajników u nas nie brak. Byle co z językiem lecą. W końcu nic takiego nie zrobiłem. Uratowałem zdrowy wóz. A że może trochę więcej podsmrodzę. Od takiej polłution1, proę pana, Kanada nie umrze - zaśmiał się pan Zdzich i włączył silnik. - To co? Jeszcze po kubełeczku i wracamy, syneczku - zaproponował. - W takim razie najlepszego. Wesołych Świąt, panie Zdzichu -zacząłem mu życzyć. - Nie tak zaraz! - przerwał mi pan Zdzich. - Zobaczymy się jeszcze, mam nadzieję. Nawet bydlątek się nie zostawia na Wigilię, a cóż dopiero samotnego rodaka?! Wstąpi pan do nas, panie Marianku? W imieniu Krychy i własnym najserdeczniej zapraszam, proę pana. Przyjdź pan. Pokolędujemy razem, kurza melodia, aż szyby w oknach zadrżą. 1 Zanieczyszczenie. 94 Rf*UM ZDZICH________ ŚWIĘTUJE Zgodnie z wcześniejszym zaproszeniem Wigilię i pierwszy dzień Świąt spędziłem w gościnnym domu państwa Szczawińskich. Pan Zdzich powitał mnie od progu sarmackim zawołaniem: - Prosiemy, mopanku! Czekamy na ganku! Wal pan, panie Marianku! Gospodarz wystąpił w marynarce firmy Aąuasentum Regent Street London, którą nabył w swoim czasie u Goodwilla kupując na kila. Aż trudno było uwierzyć, że ta kreacja kosztowała go zaledwie dolar pięćdziesiąt. Jedwabny krawat i bordowa chusteczka dopełniały eleganckiej całości. - Wygląda pan naprawdę jak angielski lord, panie Zdzichu -pochwaliłem go szczerze. - Szlachectwo zobowiązuje, kurza stopa - odparł pan Zdzich i przystąpił do roli gospodarza. - Szanowny pozwoli, że uwolnię go od ciężaru paletka - zaproponował i wprawnym ruchem zdjął mi płaszcz z ramion. - Zwijaj się, Krycha! Pierwszy kolędnik już jest! - zawiadomił żonę. - Moje kobitki jak zwykle w rozsypce -wyjaśnił. - Tynkują się na zapleczu. Każdy murek wymaga renowacji, szczególnie ten starszy - zaśmiał się głośno. \t° ^tam na nas nadajesz?! ~ krzyknęła zaniepokojona Krycha. H r» Sj W3S m^^y' ~ zaprzeczył twardo pan Zdzich i szeptem a»j ze teściówka sztafiruje się już od rana w oczekiwaniu sz h!esia(^n^a- ~ Nie na pana, nie na pana - uspokoił mnie - Starszego rodaka wzięła na ząb. Zobaczysz pan. 95 Tymczasem Sewek zwabiony moim przybyciem zaczął dobierać się do torby. - Won od wuja! Słyszysz?! - skarcił go pan Zdzich. - Pod choinką dostaniesz! Z gardła by wyrwał, rekin. Jak szakal koło tego drzewka chodzi