... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
-Taksię cieszę, że z nim tańczę - myślaław tym czasie Betty. -Że jestem bliskoniego. - Czy będzie pani tańczyć ze mną do samegokońca - spytałMount Dunstan. -Doostatniejnutki? - Tak - odparła Betty. Powiedział to cichym, spokojnym głosem. takim głosem,jaki oddziela mężczyznę i kobietęodreszty tłumu. Nie mówił nicwięcej,niczegonie tłumaczył. Cudowna muzyka, rozświetlona sala balowa,173. kolorowy, lśniący klejnotami tłum wokół, piękne twarze, odurzającyzapach kwiatów, obecność gości krwi królewskiej i towarzyszący imceremoniał. wszystkoto zdawało się naturalnym tłem dlatego, coczuli. nic nawzajem nie wiedząc o swoichuczuciach. A oto co myślał młody mężczyzna:-A więc przez to większość mężczyzn przechodzi kilka razyw życiu. Wystarczający powód dla wszelkich zbrodni i wielkich czynów. Co za niepokój i coza radość! Z trudem to znoszę, aprzecieżpotrafiłbym zabić siebie i ją na samą myśl, że mógłbym tego nieprzeżyć. Gdyby touczucie przyszło do mnie wcześniej, czy byłoby miznimłatwiej? Nie sądzę. Zawsze byłoby mi ciężko. Gdybymmiał terazdwadzieścialat, nie umiałbym powstrzymać się od wyznaniaprzepełniającegomnie uczucia, anie wiedziałbym zarazem, żeto tylko prawonatury. Tylko! Dobry Boże, jakim jestem głupcem! Ponieważ totylkoprawo natury, a więc nie zdołam od niegouciec ibędę musiał tak żyćdo końca zzaciśniętymi zębami, bo niewolno minicjejpowiedzieć. Jakiż onama gładki, aksamitnypoliczek! A tencieńjaki rzucają jejrzęsy! Kiedyobracamysię w tańcu, jej szczupłe,silne ciałomieści sięwzakolumego ramienia. Bardzo możliwe, żewłaśniewtedy Nigel Anstruthers, który śledziłichbaczniezazdrosnymioczyma, zaczął gniewnie marszczyć brwi. Wcale mu się toniepodobało. Instynktmężczyzny mówił mu, żecośsięświęci. Niechętnie myślało jakimkolwiek mężczyźnie tańczącymz Betty. lecz tu nie chodziło o jakiegokolwiek mężczyznę, leczo człowieka, którego nienawidził. - Niedopuszczę do tego- mówił do siebie. -Nie dopuszczę. Muzykato głośniej, to ciszej falowała kołysząc tancerzami, a oniharmonijniepłynęli i wirowali pośród innychpar, już to uśmiechniętychi milczących, już to wypowiadających szeptem słowa nie przeznaczone dlauszu niepowołanych. Betty mówiła sobiew duchu: -"O jaką dziwną rzecz mnie poprosił. To dziwne, że tak mało rozmawiamy. Nigdy nicniebędęonimwiedziała. Gdy chodzi o niego, nie mam w ogólerozumu. tylko to głupieuczucie,które zupełnie nie jest do mnie podobne. Nie jestem już BettyVanderpoel. i chciałabym tak tańczyć i tańczyć. bez końca. doostatniej nutki, tak jakpowiedział. " Spłonęła rumieńcem, a w chwilę potemsilne ramięmocniej zacisnęło174się na jejtalii. tylkoprzezchwilę. przez jedną jedyną chwilę. Niewiedziała, że Mount Dunstan dostrzegł ówrumieniec, ajego ramięzupełnie bezwiednie zareagowało. Przeraził sięwłasnego uczynku,który go zarazem rozgniewał. Stał się sztywny i chłodny. - Onnie wiedział, co czyni - pojęłaBetty. -Muzykasię kończy- powiedział Mount Dunstan. - Znamtegowalca. Możemy raz jeszczeprzetańczyćwokół sali, nim zabrzmi końcowyakord. Mieliśmy tańczyć do ostatniej nutki - dodał sztywno i Bettysię roześmiała. - Do ostatniej -zgodziła się. Zabrzmiała niecożwawsza muzyka i zaczęli wirować w szybszymtempie. i jeszczeszybciej. ijeszcze. aż harmonijnie zabrzmiałyostatnie nuty iwalc sięskończył. - Dziękuję pani- powiedział MountDunstan. -Będę miałcowspominać - dodał z lekka sardonicznym tonem. - Tak-przyznała uprzejmieBetty. -Och,nie pani. Tylko ja. Dotądnigdy nie tańczyłem walca. Betty rzuciła mu zaciekawione spojrzenie. - Nietańczyłem walca w takiejsytuacji - wyjaśnił. -Uczyłem siętańca w wyjątkowo ohydnejszkole dla chłopców we Francji. Nie cierpiałem tego. A później stylmojego życia umożliwił mi dotrzymanieprzysięgizłożonej samemu sobie w wieku lat dwunastu; żenigdywięcej nie zatańczę, jeśli nie będętegopragnął. Ajuż szczególnie, żenigdy,przenigdy niezatańczę walca, dopóki nie zostaną spełnionepewne warunki. Bo lubiłem walca. ale nie w szkole. Byłem upartym,nieznośnym dzieciakiem. Nawetsamego siebie nie lubiłem. Betty odzyskała panowanie nad sobą