... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Na twarzy jej pomimo opanowania odbił się wyraz zniecierpliwienia i może nawet niechęci. - Moja złociutka - szybko poczęła mówić Jadwiga (mówiła z trudnością, jak gdyby uprzejme wyrazy i długie zdania były dla niej czymś zupełnie obcym) - moja słodziutka panno Helenko, niech mi go pani nie zabiera. Niech mi pani wierzy, i dla niego jest lepiej, że ja jestem przy nim. Przecież on nie ma na świecie ani jednej życzliwej duszy, nikogo przy sobie. Nikogo. On tylko tak gada, że nikogo nie potrzebuje, nie ma takiego człowieka na świecie, który by nikogo nie potrzebował... Potrzebuje, potrzebuje, i bardzo potrzebuje... A co mu pani da? On na męża się nie nadaje. On tę Zosię zamęczył, właściwie mówiąc, cóż to była za nieszczęśliwa kobieta. Zamęczył ją, naprawdę. Z panią będzie tak samo. Helenka z grymasem niechęci położyła dłoń na ręce Jadwigi. - Pani kochana - powiedziała - po co ta mowa? Nie mam najmniejszej chęci na Janusza. Nic nie chcę od niego. Niech się pani uspokoi. Jadwiga dość ostrym gestem otrząsnęła dłoń Helenki i znowu, poczynając do niej mówić po imieniu, powiedziała: - Ja wiem, już ja wiem - powtórzyła - miałaś tego twojego Żyda. Helenka wstrząsnęła się i wtuliła głębiej w szal, którym była bez przerwy okryta; w pokojach było zimno, oszczędzano węgiel. Jadwiga zyskiwała nad nią przewagę swą ordynarną siłą. Jak zawsze. - Ty, mała - powiedziała wstając, zapomniawszy zupełnie o niedawnym tonie swego przemówienia - ty się nie kurcz i nie udawaj niewiniątka. Twojego Bronka nikt ci nie wskrzesi, a hrabiną Myszyńską można przy okazji zostać. Dla panny Gołąbkówny to bardzo dobra partia. Tata torciki i ciasteczka wypiekał... Sama przecie u taty pracowałam. Dobre to będzie nawet i wtedy, kiedy bolszewicy tutaj przyjdą. Ciastkowa hrabina. Helenka wyprostowała się i odrzuciła szal. Wyglądało to tak, jakby przygotowywała się do obrony i chciała mieć wolne ręce. Sapnęła groźnie. - Pani przestanie - powiedziała z przykrym przymusem. - Niech pani wyjdzie z pokoju. Nie chcę wcale słuchać paninego głupiego gadania. Pani rozumie? Jadwiga stała pośrodku pokoju wyprostowana jak struna. Wydawała się ogromna. Oczy jej błyszczały. - Ty żmijo - zawołała - ty smarkata! Jeżeli nie wyniesiesz się natychmiast... - To co? - Jeżeli nie wyniesiesz się do cholery, to ja już wiem! - Co pani wie? - Już ja widzę, jak Janusz na ciebie patrzy. Ale niedoczekanie twoje, dziewucho. I tutaj, nachylając się nad siedzącą na tapczanie dziewczyną, podniosła nad nią obie dłonie. Zawołała przydławionym szeptem: - Jeżeli mi się stąd nie wyniesiesz, to sprowadzę tutaj na ciebie gestapo. Zamelduję żandarmom. Już ja to potrafię. Fora z mojego dwora... - Z mojego? - z pogardą fuknęła Helenka. - Z mojego... Moją cholerną pracą sobie to wszystko zdobyłam, moim wysiłkiem, do ciężkiej choroby... - Oszalała pani! - krzyknęła Helenka. - Rozum pani straciła? Czego pani ode mnie chce? W tej chwili rozległ się łoskot na schodach. Obie kobiety poskoczyły do drzwi, zderzając się w drodze. Drzwi gwałtownie otworzył podrastający już teraz syn Ignaca. On to zawsze był zwiastunem strasznych nowin - posłaniec bogów. Teraz stanął na progu z tym samym słowem na ustach: - Niemcy! Jadwiga bez szelestu zsunęła się na dół. Za nią zbiegła Helenka, już w płaszczu narzuconym na ramiona. Jadwiga rzuciła się do biurka Janusza i chwyciła leżące tam papiery. Nie dokończone pismo Janusza. Zmięła to i podała Helence. - Co to? - spytała Helenka. - Leć - powiedziała do niej Jadwiga - przez mur i w stronę lasu... - Doczekała się pani - syknęła Helenka. Ale Jadwiga nie zwracała uwagi na jej szept. - Przestrzeż Janusza - mówiła szybko i cicho - gdybyś go spotkała. A ja będę się starała być w alei... o ile to będzie możliwe. Helenka już rwała ku oknu wychodzącemu do sadu. Jadwiga jeszcze ją przytrzymała za rękaw. - I pamiętaj, Helenko, to nie ja. Pamiętaj, że to nie ja... Helenka niecierpliwie wyrwała się