... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Fryzjer Nasz zakład fryzjerski, a także coiffure Rosemary, znajdują się o dwa kroki od naszej barki, przy Jean Jaures. Właściciel nazywa się monsieur Dubois. Mniej więcej raz w miesiącu ścina mi włosy i brodę w sposób jak najbardziej zadowalający. Rosemary chodzi do niego równie często. Monsieur Dubois zaczyna od mycia włosów, a potem przycina je nożyczkami, a jeśli to konieczne, operuje też większymi nożycami do przerzedzania włosów. W moim wypadku nie ma takiej konieczności, gdyż moja głowa sama traci włosy i to nawet nazbyt gorliwie. Natomiast brodzie przydaje się trochę większe strzyżenie. Za każdym razem, kiedy składam wizytę monsieur Dubois, jestem tak uradowany, że zastanawiam się, dlaczego nie chodzę do niego częściej. Nie trzeba zbyt długo szukać odpowiedzi na to pytanie. I ta usługa jest bardzo droga. Monsieur Dubois jest jednym z najlepszych źródeł informacji o tym, co dzieje się w miasteczku. Zasiada bowiem w lokalnym samorządzie i chętnie dzieli się wszystkimi nowinami między jednym szczęknięciem nożyczek a drugim. Jego żona miała powikłania ze stawem biodrowym, w końcu musiała przejść operację wymiany kości biodrowej, toteż utyka. Kosztowało ją to wiele bólu, który ciągle maluje się na jej twarzy, chociaż jest bardzo życzliwą i atrakcyjną kobietą. Piekarnie i sklep spożywczy W Port Marly są dwie piekarnie. Bliższa mieści się przy Jean Jaures, dalsza zaś przy route de Versailles. Ta pierwsza przypomina bardziej patisserie, w której oprócz chleba można kupić torty i inne wyroby cukiernicze. Druga z kolei piecze lepszy chleb i nie sprzedaje żadnych wyszukanych ciast. Niestety, aby do niej dojść, trzeba wybrać się na dłuższy spacer, więc najczęściej korzystamy z piekarni przy Jean Jaures. Jej właściciel brał udział w kilku zawodach cukierniczych na najlepszy tort, na dowód czego na wystawie jego sklepu widnieją stosowne trofea i nagrody. Poza tym jego zakład organizuje różnego rodzaju przyjęcia i bankiety, łącznie ze stypami. Na rogu Jean Jaures i rue de Paris znajduje się sklep spożywczy. Odkąd wprowadziliśmy się na naszą barkę, sklep ten przeszedł wiele różnych kolei losu. Początkowo prowadziło go starsze małżeństwo, które nie nadążało z zaopatrzeniem, tak więc po jakimś czasie ich sklep stał się miejscem, gdzie wchodziło się kupować jedynie najniezbędniejsze produkty, których zapomniało się nabyć podczas robienia zakupów. Czasami też w poniedziałek, kiedy pozostałe sklepy były zamknięte, człowiek wpadał tam, żeby coś kupić. Starsi ludzie sprzedali sklep młodej parze. Ci młodzi naprawdę starali się, żeby interes zaczął dobrze prosperować. Nieustannie uzupełniali zapasy, a ich ceny nie różniły się od wielkich sklepów w Paryżu, Le Pecą czy Saint Germain-en-Laye. Wstawili do sklepu kserokopiarki i fax, wyznaczając na te usługi całkiem przyzwoite ceny. Często z nich korzystałem. Młodzi ludzie utrzymali się przez jakieś trzy lata, po czym zdali sobie sprawę, że Le Port Marly jest zbyt małym miasteczkiem i potrzeba zbyt wiele pracy, aby osiągnąć mały zysk, który wypracowywali. Wszyscy mieszkańcy miasteczka z żalem przyjęli fakt, że młodzi zrezygnowali z prowadzenia sklepu. Sprzedali go algierskiej rodzinie, której wszyscy członkowie do tej pory pracują w tym sklepie. Gromadzą coraz to nowe zapasy, które walają się po całej podłodze. Ma się wrażenie, że nikt tam tak naprawdę nie zna swych obowiązków. Osoba siedząca przy kasie nigdy nie słyszała o odpowiednim podejściu do klienta i nie potrafi nawet dobrze liczyć, a przynajmniej nie udaje jej się ta skomplikowana czynność wtedy, gdy ma wydać resztę. Ponadto ceny nie są ustalone, więc przypomina to bardziej uliczne targowisko, na którym negocjuje się cenę towaru. Ostatnio jednak zatrudnili młodą kobietę spoza ich rodziny, która radzi sobie bardzo dobrze. Ludzie, którzy przestali kupować w ich sklepie, zaczynają powoli do nich wracać. Ale trudno mi stwierdzić, jak długo utrzymają się w naszej niewielkiej mieścinie. Mam nadzieję, że poradzą sobie, ponieważ sklep spożywczy jest naprawdę wygodny. Poczta Zarówno budynek poczty, jak i merostwo usadowiły się przy N13. Można tam dotrzeć z mojej barki przez mały park rosnący wzdłuż helage. Jest to w gruncie rzeczy stary zamek, w którym schronił się król Anglii Jakub II, kiedy poproszono go, aby zrzekł się tronu na rzecz Wilhelma IIl Orańskiego i jego żony Marii. Anglicy uważali, że król wybrał niewłaściwą religię. Od kiedy przyjechaliśmy, poczta najpierw zmieniła swoją siedzibę, a potem została odbudowana. Początkowo mieściła się na rogu N13 i Jean Jaures. Nowy urząd poczty jest teraz przy mairie. To wspaniałe doświadczenie mieć gdzieś we Francji pocztę, której pracownicy cię znają, gdzie sprzedadzą ci specjalny bloczek znaczków, nie robiąc wokół tego wielkiego szumu, i polecą ci najtańszy sposób nadania przesyłki. To prawie równie fajne, jak mieć dentystę za przyjaciela. Stary budynek poczty zamieniono na restaurację. Przeciętny obiad kosztuje tam około stu dwudziestu franków, a tym samym należy do kategorii, która jest dla nas niedostępna. Jednakże mamy tak szeroki wybór innych dobrych restauracji, że nie tęsknimy za nią. Niedaleko nas zresztą znajduje się znakomita restauracja w stylu sabaudzkim. Specjalizuje się w różnych rodzajach fondue, zarówno tych sporządzanych z topionego sera, jak i z mięsa. Nie jest zbyt droga i panuje w niej miła, cicha i przytulna atmosfera. * * * ROZDZIAŁ XXII Finał, mam nadzieję Jak widać, praca, którą włożyliśmy w barkę, opłaciła się. Mieszkamy wygodnie i niedrogo, otoczeni pięknem naturalnego krajobrazu; parę kroków dzieli nas od rzeki, od miasteczka i od innych barek. Do Paryża jest stąd dwanaście mil. Choć przeżyliśmy wiele koszmarnych chwil, czujemy, że nasze marzenie się spełniło. Teraz, gdy Rosemary jest na emeryturze, a ja żyję sobie beztrosko, nasza codzienność zależy w dużej mierze od pogody, zwłaszcza zimą. Nie ma czegoś takiego jak typowy dzień. Średnio co trzecią zimę stan wody na Sekwanie podnosi się niepokojąco. Najczęściej powódź zaczyna się zaraz po świętach Bożego Narodzenia i czasem trwa do końca kwietnia. Temperatura nad rzeką obniża się gwałtownie, zwykle jest tutaj o pięć stopni Celsjusza zimniej niż w Paryżu. Ogrzewanie stanowi dla nas nie lada problem. Czasami rzekę skuwa lód, a wiatr nawiewa ze świstem cieniutkie lodowe płatki, jakby chciał uwięzić kadłub na zawsze. To dziwne, ale wewnątrz nie panuje wilgoć, tylko chłód. Myślę, że to z powodu wiatru rozpraszającego zimowe mgły. Ogrzewanie to poważny kłopot. Prąd we Francji jest bardzo drogi, a naszym podstawowym źródłem ciepła są elektryczne grzejniki. Używamy też katalitycznych grzejników butanowych, ale niestety, co dwa tygodnie trzeba jeździć do Bougival, żeby wymienić butle z gazem; po jakimś czasie się odechciewa