... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Okropny to był okaz propagandy sprawy polskiej: mętna, nieuczciwa myśl, duklańsko-horochowski styl, licha, mimo życzli- wej pomocy Mably'ego i Rulhiera, francuszczyzna -dały ten efekt, że w Paryżu gratulowano autorowi w oţzy i wzruszano ramionami żaocznie. Już znacznie inteligentniej przedstawiał się nowy płód Essena, "List polskiego szlachcica z Wielkopolski" (w kwietniu 17?1), bardzo cierpki dla Polaków, ale dość prawdomówny, jeśli chodzi o charakterystykę tych kół, z którymi autor od lat dziesięciu przestawał, a nie o ich przeciwników. "Przebóg" - woła nasz niby rodak - "cóż to nazywają u nas wolnością, ojczyzną, Rzplitą?" Patriotyzm naszych republikanów składa się albo z ambicji, albo z sobkostwa, albo z instynktów buntowniczych, wobee ezego wszyscy zwalają winy na królów. "Inne kraje, nawet zamorskie, lepiej nas umie- ją opisać, niż my się sami znamy". Trzeba sobie otwar- cie powiedzieć, że "wyniosłość wrodzona narodu" ro- daka na tronie nie ścierpi. Toteż zaraz po wypędzeniu Rosjan trzeba będzie poradzić Stanisławowi Augustowi, aby albo królował według dawnych ustaw, albo naśla= dował Karola V, Iirystynę i Jana Kazimierza, tj. ab- dyknwał. Ulotna publżcystyka barska 285 Po trosze, mimo ogłoszonego bezkrólewia, a może właśnie wskutek wyładowania się w tyzn akcie całe pasji detronizatorów, córaz mniej pamfletów płodziły umysły konfederackie przeciw Warszawie familijnej, coraz lepiej odróżniano od niej prowokatorską, służal= czą rolę owej Rady albo Partii Patriotycznej, dla której powodzenia carowa prześladowała Czartoryskich. Jesz- cze wiosną 1771 r. ujawniała się tendencja pojednaw- cza, związana z nadzieją, że Rosja; choć niepokonana, dla utrzymania na tronie Poniatowskiego, wobec rosną- cego oporu i czujności państw innych, skłoni się do ustępstw. Na ten wypadek Konarski słał do Paryża ţ i Wiednia pod tytułem "Listu do Duranda" swe pro= pozycje kompromisowe, podobne do tych, które układał w r. 1764. Rozwiała te nadzieje negocjacja Salderna w maju 1771 r. Gzartoryscy liczyli jeszcze na ważkie słowa Marii Teresy. Król też go wyczekiwał, ale wiedząc oţ ambasadora, że w Rosji kierunek aneksyjny wzbiera (naprawdę on już wówczas zwyciężył), umyślił ratować siebie i kraj przez prędką likwidację powstania. Wtedy to pofolgował sobie, pisząc lub inspirująe moene apo= logie polityki zamkowej, tzn. reform na wewnątrz w latach 1764-66 oraz biernego oporu wobec Rośji na zewnątrz. Jedna z nich nosi dziwny tytuł: "List w Diaţ riuszu historycznym przypisanym królewiczowi jmci Klemensowi". Gdzieś tam nad Renem wychodził Jour- ţ nal Historique dedykowany elektorowi trewirskiemuţ synowi Augusta III; redaktor Paradis zaofiarował swe łamy Stanisławowi Augustowi, a że głos z Europy Za= ţ chodniej więcej u nas miewa posłuchu niż głos krajo- wy, więc król skorzystał z okazji i rozpowszechnił Polsćy pżsarze polżtţćznż Przetłumaczenie" owego listu w Polsce. Nie jest to żadne arcydzieło publicystyki, tylko sprostowanie róż-+ nych kalumnii głoszonych przez konfederatów na temat stosunku Stanislawa do dysydentów oraz jego "despoţ tyzmu". Po zamachu Strawińskiego ukazały się rzeczţr głębsze i wywołały repliki. Konarski wstrząśnięty wypadkami z nocy 3 listo= pada, jak mógł najprędzej, wydrukowal Boskiej Opatrz- noścż dowód oczyz,użsty. Mamy tu wierną opowieśţ o porwaniu i powrocie króla przerywaną westchnie= niami i rozmyślaniami nad Opatrznością Boską, a poza tym trzy refleksje moralńe przydatne dla swoich i obţ cych. Wprawdzie zbrodnicze zamachy na panujących rţzą się z fanatyzmu, ale winni są im także pseudo- filozofowie, co wraz z dogmatem podkopują moralność, i winni są w równej mierze ci ziemscy bogowie, co dla własnej sławy leją krew i depczą prawa obywateli i narodów. Doz.uód rozszedł się szeroko po Polsce, nie- stety, nic nie wskazuje, żeby go czytano w Poczdamie lub w Carskim Siole. Polemik nie wywołał żadnych. O całą klasę wyżej niż tę broszurę, a zwłaszcza niż wszystkie pisma konfederatów, należy postawić dwu- dziestostronicowe pismo. Suu%n. cuique. Przypisywano je dawriiej Konarskiemu, choć nie jest to ani jego styl, ani sposób myślenia. Potem domyślano się autorstwa Adama Czartoryskiego i współautorstwa Naruszewicza. Nam nasunęło się nazwisko Zamoyskiego i przypusz- czenie to obracamy obecnie w pewność. Oto w broszu- rze powtórzone zostały zdania, które czytamy również w ułamku "Dziejów Polski za Stanisława Augusta", który przechowywała Biblioteka Ordynacji Zamoyskiej jako rękopis nr 1189 z zaznaczeniem, że jest to dzieło Ulotńa publżćţstţka.barśka eks=kanclerza 2. Tekst ów stańowił unikat i nie zwracał na siebie niczyjej uwagi, nie mógł więc dostarczyć wątku nikomu z piszących w r. 1771. Widocznie eks- -kanclerz naprawdę nosił się z zamiarem pisania dzie- jów swego czasu, ale porzucił zbyt smutny temat- i przeniósł niektóre myśli do broszury politycznej. Ciężkie to są i głębokie myśli. W nich kryje się początek tak zwanej naruszewiczowskiej szkoły histo- rycznej, za którą pójdzie z czasem krakowska. Znu- ţzony (ad nauseam) jałowością konfederackich polemik; postanowił pan Jędrzej sięgnąć narodowi do trzewi. Narody, jak i jednostki, bywają słabowite od urodzenia albo, choć zdolne do życia, staczają się przez własne błędy na dno niemocy i choroby. To właśnie stało się z Polśką. Wydziwić się nie mogę tym mędrkom z kalendarza i ga- zet uczonym, którzy koniecznie wmawiać chcą..