... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
I poślijcie krew do analizy, na wszelki wypadek. Nie sądzę jednak, żeby to długo potrwało. Zerknął na ekran monitora. Rytm serca pacjentki nie zmienił się - te same wolne, szerokie zespoły pobudzeń o częstotliwości około ośmiu na minutę. - Wezwijcie kardiologów - polecił. - Może spróbujemy elektrostymulacji... Źrenice? - Sztywne - zawołał ktoś. - Masujcie dalej. Niech ktoś sprawdzi na tętnicy udowej, czy mamy jakieś porządne tętno. Judy, jak sądzisz, jak długo trwało zatrzymanie krążenia? - Co najmniej dwadzieścia minut do rozpoczęcia prawidłowej reanimacji - odpowiedziała sanitariuszka. - Co o tym sądzisz? - Szczerze? - Zerknęła na Lorettę Leone i uwijający się przy niej zespół. - Myślę, że nie powinniśmy kontynuować akcji. To nie w porządku wobec niej. Reed potarł podbródek i przez moment zastanowił się, ilu pacjentów nazbierało się już w poczekalni. - Czy ona ma jakąś rodzinę? - zapytał. - Żadnych krewnych - powiedziała pielęgniarka. - Tak zanotowano w karcie przyjęcia. - To śmieciarka, mieszka w piwnicy - dodała Judy. - Pełno tam pustych butelek czekających na zwrot do punktu skupu, śmieci w każdym kącie. - Jezu - mruknął Reed. - Dajcie jej jeszcze jedną ampułkę adrenaliny i zadzwońcie po wyniki badania krwi. Och, możecie też spróbować podać jej wapno. Nie przerwiemy akcji, dopóki nie zjawi się kardiolog. Lekarz kardiolog Jason Berger - tęgi, szorstki mężczyzna - wszedł do sali, prowadząc dwoje studentów medycyny. Studentka była młodą, atrakcyjną kobietą. - To pieprzone miejsce wygląda jak pole bitwy - stwierdził Berger. - I co my tu mamy? - Pięćdziesięciopięcioletnią kobietę znalezioną bez tętna na podłodze w mieszkaniu - odparł Reed. - Żadnej historii choroby oprócz złamania nadgarstka przed dwoma dniami. Do rozpoczęcia reanimacji upłynęło co najmniej dwadzieścia minut. Żadnych zmian mimo podania izuprelu, dwuwęglanu i kilku ampułek epinefryny. Berger spojrzał na monitor. - Podaliście jej wapno? - Tak. Berger przepchnął się między ekipą reanimacyjną i szybko osłuchał serce i płuca Loretty Leone. Potem objął w talii studentkę. Reed widział, jak zesztywniała, gdy Berger zaprowadził ją przed monitor. - Co widzisz? - zapytał. Młoda kobieta była zarumieniona i zmieszana. - Powolny rytm - zdołała wykrztusić. - Bardzo szerokie zespoły. Ja... hmm... nie wiem, co jeszcze. - Widzisz tu - oznajmił dramatycznie Berger - martwe serce. Nazywamy to rytmem agonalnym; jony sodowe, potasowe i wapniowe płynące do i z komórek mięśnia serca dają automatyczny impuls elektryczny. Taka czynność elektryczna nie reaguje na leki, nie pobudza mięśnia serca do skurczu i nie ma nic wspólnego z rzeczywistym życiem. Co chcesz, żebym zrobił, Reed? - Nie wiem. Chciałem tylko usłyszeć twoją opinię co do ewentualnej stymulacji, zanim podejmę decyzję. Berger roześmiał się. - Czy ta kobieta dawała jakiekolwiek oznaki życia? Ponownie spróbował objąć studentkę, ale ta tym razem zdołała cofnąć się w porę. - Tylko takie, jak widzisz - odparł Reed. - A więc nie żyje. Mogę jej założyć elektrodę endokawitarną, jeśli naprawdę chcesz, ale mówię ci, że to próżny trud. Czego chce jej rodzina? - Nie ma żadnej. - Żadnej? , - Na to wygląda. - Reed, czekają mnie dwa cewnikowania i pełna przychodnia. Naprawdę chcesz, żebym zakładał elektrodę? - A co z tym? - Reed wskazał na monitor. - Z tym? - prychnął pogardliwie Berger. - Przyjacielu, wiesz doskonale, że równie dobrze mógłbyś po prostu stać tu sobie i nie robić nic, patrząc, jak ten rytm utrzymuje się przez cały pieprzony ranek. To nie daje żadnych skurczów. - Dziękuję - powiedział Reed. - Zatem możemy iść? Reed zawahał się. - Możecie iść - rzekł w końcu. - Wszyscy. Bardzo wam dziękuję. Kardiolog wyprowadził swoją niewielką świtę z sali, a reszta zespołu odeszła od stołu. Reed sięgnął ręką i wyłączył monitor. Leżąca na noszach Loretta Leone patrzyła nieruchomymi oczami w sufit. - Kto jest dziś szefową pielęgniarek? - zapytał Reed. - Norma. Zastępuje ją Irenę Morrissey. - Wezwij ją, proszę. Niech zadzwoni po koronera. Jeszcze raz dziękuję. Wszyscy zrobiliście dobrą robotę. Reed Marshall poczuł, jak piekący ucisk w żołądku zaczyna ustępować. Berger był dupkiem, ale miał rację. Po prostu nic nie dało się zrobić. A gdyby nawet jakoś zdołali pobudzić serce do pracy, otrzymaliby coś w rodzaju rośliny, bez bliskich krewnych i żadnego oparcia oprócz sterty pustych butelek. Spojrzał na nieruchome ciało