... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Mogłam się z nimi zapoznać za pomocą komputera Reynoldsa, a gdy opowieści z "Cyklu Białego Smoka" wypłynęły na światło dzienne, zrozumiałam, że ktokolwiek je stworzył - lub cokolwiek je stworzyło - mnie w szczególności miał coś do powiedzenia. Przekonał mnie o tym Śmiały kochanek, pierwszy utwór cyklu, ze swoimi licznymi odniesieniami do pięknych skrzywdzonych kobiet. Wciąż na nowo odczytywałam opowieść i przypomniałam sobie wówczas opis uczuć Brenta podczas studiowania Równań. Zogniskowały się na mnie jakieś magiczne soczewki, czułam pulsowanie w ciele i zamieszanie w głowie... nie chaos impulsów, ale myśli, które biegnąc wedle nowego wzoru zderzają się ze sobą jak atomy emitowane przez reaktor, co wymknął się spod kontroli. Straciłam rachubę czasu, żyłam wśród fal złotej trawy, w egzotycznym mieście, gdzie pojęcia jedności i rozdzielności sobie nie przeczą, gdzie zbrodniarze, bohaterowie i bestie symbolizują rytualne namiętności, gdzie miłość jest wszechwładnym pulsem istnienia. Któregoś dnia Brent złożył mi wizytę. Rozdęty poczuciem własnej ważności i triumfu. I choć go nienawidziłam, emocje wydawały się czymś marginalnym wobec mego celu - celu, który jego wizyta pomogła określić - i zareagowałam nań łagodnie, obserwując, jak z uśmiechem przemierza pokój i spogląda na mnie. - Jesteś spokojniejsza niż się spodziewałem - powiedział. Nie miałam dla niego słów, tylko spokój. W mojej głowie Śmiały Kochanek spoglądał w kryształ Poznania oczekując przybycia Mocy. Mam wrażenie, że też się uśmiechnęłam. - Cóż - powiedział. - Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Ale rad jestem z rezultatu. Pająk będzie wielkim zwycięstwem Reynoldsa... tego nie da się ominąć. Ale jednak zdołałem załatwić sobie rolę Sanczo Pansy przy jego Don Kichocie: racjonalisty, który powiódł szaleńca właściwą drogą. Mój uśmiech był brzytwą, nożem, płomieniem. - Zupełnie starczy - ciągnął - żeby zagwarantować mi stanowisko... a może i nieśmiertelność. Przemówiłam doń niesłyszalnym głosem, który wyrzekł "Śmierć". W jego zachowaniu było coraz więcej podniecenia; kręcił się po pokoju, dotykał rzeczy. - Co mam z tobą zrobić? - powiedział. - Nie mam najmniejszej ochoty oddawać cię pod sąd. Nasze wspólne noce... cóż, dość powiedzieć, że byłbym najszczęśliwszy na świecie, gdybyś została ze mną. Co myślisz? Mam świadczyć za tobą, czy wolisz odsiadkę w Rezerwatach Miejskich? Brent, Brent, Brent. Jego nazwisko dawało swoisty wybór. - Może chcesz mieć czas na zastanowienie ? - spytał. Zapragnęłam, żeby mój oddech stał się trujący. Ruszył ku drzwiom. - Gdy podejmiesz decyzję, powiedz tylko strażnikowi na zewnątrz. Do przybycia statku masz dwa miesiące. Założę się, że wybierzesz przetrwanie. Moje oczy posłały mu pocałunek śmierci. - Naprawdę, Carolyn - stwierdził. - Nigdy nie byłaś wierną żoną. Nie sądzisz, że ta żałobna poza trochę koliduje z twym charakterem? Potem wyszedł, a ja wróciłam do lektury. Miłość. Jaką grała rolę w mym pragnieniu zemsty, w mym wściekłym spokoju? Smutek może odgrywał większą, ale miłość była z pewnością ważnym czynnikiem. Taka miłość, jaką praktykował Śmiały Kochanek. Opowieść przekazywała to niewzruszone uczucie, a moja rozpacz nadawała mu mściwą formę. Moje poczucie nierzeczywistości, rozedrganego istnienia, potęgowało się z dnia na dzień i prawie nie dotykałam już posiłków. Nie jestem pewna, kiedy Równania wcielone w tę opowieść zakotwiczyły się we mnie; kiedy posiana wiedza przemieniła się w siłę. Sądzę, że było to dwa tygodnie po wizycie Brenta. Ale choć czułam już swe możliwości, swą potęgę, nie przystąpiłam do działania natychmiast. W istocie nie byłam pewna, czy potrafię działać i czy działanie będzie tą drogą, jaką wybiorę. Byłam obłąkana w taki sam sposób jak Reynolds: szaleństwem samowchłonięcia, koncentracji tak intensywnej, że wszystko o mniejszym natężeniu nie miało żadnego znaczenia. Pewnej nocy przerwałam czytanie, poszłam do łazienki, założyłam przejrzysty szlafrok, a potem owinęłam się płaszczem z kapuzą. Nie miałam pojęcia, dlaczego to robię. Uwodzicielskie rytmy opowieści wiły się w mej głowie nie dopuszczając myśli