... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

M. (Wywy¿szenie Czarnego Psa i in.): Nadu¿ywasz nawiasów. Ale automatyczne ich skreœlenie nic nie da, bo w ogóle nadu¿ywasz zdañ wtr¹conych. Masz twarde, ma³o elastyczne pióro, ciê¿ko siê czyta Twoj¹ prozê. Jê- zyk... w³aœciwie nie jest niepoprawny (pomijam k³opoty z ortografi¹), ale zdania budujesz niezrêcznie i kiepsko prowadzisz narracjê. Tylko jeden fragment, bardzo ty- powy dla twojej prozy: Nastêpnego dnia umówiliœmy siê, ¿e przyjdê do nich 13-tego, aby móc pogadaæ z Darkiem (którego nie widzia³am ze 3 miesi¹ce) ale, przede wszyst- kim, po to, by mieæ 2 dni na naukê jak dobrze zaj¹æ siê ich zwierzêtami. Czego tutaj nie ma?! Po cholerê infor- mujesz w³aœnie w tym momencie, kiedy ostatnio wi- dzia³a siê z Darkiem? Po cholerê, ¿e dnia nastêpnego... lecz przyjdzie trzynastego... ¿eby mieæ dwa dni... Na co komu te wyliczenia? Wszystkie w jednym zdaniu. Kupa drugorzêdnych informacji, pod ciê¿arem których czy- telnik zacznie jêczeæ. Bo facetka jeszcze pragnie gadaæ z Darkiem... ale przede wszystkim chce mieæ czas na na- Gdy nadjedzie osobowy z Gliwic... 209 ukê... Czas, przede wszystkim, powinien mieæ autor. Nie musi upychaæ wszystkiego w jednym zdaniu. EG. (Skansen...): Przyzwoicie. Chyba mo¿e byæ. Ale - Szczerbate zêbiska wzniesieñ p³awi³y siê w s³onecznej ¿ó³- ci... Jeœli ju¿, to „Jêzyk s³oñca oblizywa³ szczerbate zêby wzniesieñ". Na tym w³aœnie polega wewnêtrzna spój- noœæ metafory; zêby mog¹ byæ oblizane, ale p³awi¹ siê tylko sztuczne, w szklance z wod¹... Dobra. Nie mam wiêkszych zastrze¿eñ, wiêc urodê metafor odpuszczam (mo¿e rzeczywiœcie jestem przeczulony?), zw³aszcza ¿e ich nie nadu¿ywasz. E.K. (Po³udnica): Mi³e opowiadanie, babskie. Lubiê, gdy nikt do nikogo nie strzela i nie r¹bie mieczem gdzie popadnie. Jakiœ znany re¿yser (nie pamiêtam kto; Taran- tino?) powiedzia³, ¿e eksploduj¹cy samochód zawsze wygl¹da w filmie lepiej ni¿ samochód zaparkowany. To nieprawda. Najlepiej wygl¹da zaparkowany samochód ko³ysz¹cy siê tak, jakby w œrodku by³y dwie osoby. No, mniejsza; chodzi mi tylko o to, ¿e lubiê teksty, których przes³anie i fabu³a nie sprowadzaj¹ siê do gromkiego ³upu-cupu, wiêc weŸ na to poprawkê; mo¿liwe, ¿e oce- niam Ciê nazbyt ³agodnie... Nad stylem musisz jeszcze popracowaæ. Jesteœ m³oda, masz czas. Du¿o czytaj i pisz. Us³yszawszy na dole rozmowê dwojga ludzi postanowi³ do nich zejœæ. Postanowi³? Postanowienie - to coœ mocnego, donios³ego. Raczej „pomyœla³, ¿e do nich zejdzie" albo po prostu: zszed³. Ich oczom ukaza³ siê ten sam przysa- dzisty mê¿czyzna (...) z o¿ywieniem rozmawiaj¹cy przez telefon. Podobna sprawa: dlaczego zaraz „ich oczom ukaza³ siê..."? Zobaczyli mê¿czyznê, po prostu. Rozu- miesz, o co mi chodzi? 210 Feliks W. Kres M.R.B. (Opowieœæ...): Masz arystokratyczny charakter pisma; upatrzony mê¿czyzna, któremu wyœlesz list, jest Twój. Ale do rzeczy. Wierzchowiec potkn¹³ siê tak niespo- dziewanie, ¿e Adion poczu³ tylko mlaœniêcie b³ota, w któ- rym zag³êbi³a siê jego twarz - otó¿, Autorko, zapewniam Ciê, ¿e facet, przelatuj¹cy nad koñskim ³bem i spadaj¹cy na ryj, po zetkniêciu z ziemi¹ czuje znacznie wiêcej ni¿ tylko mlaœniêcie b³ota. Ten koñ galopowa³ (czyli robi³ ok. 40 km/h). Potem Adion bieg³ wyci¹gaj¹c rêce przed siebie - Autorko! Wyci¹gnij rêce przed siebie i biegnij, a zobaczysz, co opisa³aœ. Mimo to jeszcze przyspieszy³. Dobry Jezu. Masz racjê, pierwszy rozdzia³ faktycznie jest najs³ab- szy, ale dzie³o w ogóle jest bardzo nierówne; s¹ tam zu- pe³nie przyzwoite fragmenty, lecz s¹ i takie, ¿e a¿ bol¹ j zêby. Najgorzej, gdy uprzesz siê na jakieœ s³ówko albo sformu³owanie. Strona 37 - ta cholerna klatka (piersio- wa) W³adcy mo¿e doprowadziæ do sza³u. Dotkn¹³ klatki i natar³ klatkê, Chryste Panie. Jednak to nie jêzyk jest najwiêkszym problemem, choæ te¿ wymaga pracy. Raczej b³êdy logiczne i rzeczo- we. Czasem (bo nie zawsze) wyk³adasz siê beznadziejnie w opisach sytuacji (co pokaza³em na wstêpie); nie bar- dzo umiesz wyobraziæ sobie, jak wygl¹da upadek z konia albo facet biegaj¹cy w nocy po lesie. Ponadto moja ¿ona, która czytuje fantasy, wiêc mam j¹ za eksperta, twierdzi, ¿e krasnolud i troll to nie to samo, a Ty u¿ywasz tych s³ów wymiennie, przedstawiaj¹c jedn¹ istotê. Podobnie z elfem i driad¹ (dla mnie to jeden czort - wszystkie kurduple mam za krasnoludy, a wszystkie ¿eñskie de- mony za wiedŸmy). Gdy nadjedzie osobowy z Gliwic... 211 Powiem tak: jêzyk wymaga czyszczenia, a ca³y tekst przemyœlenia. Je¿eli jesteœ zdolna do ciê¿kiej pracy, to spróbuj. Moim zdaniem, jest to sympatyczna, choæ nie genialna powieœæ, któr¹ mo¿na uratowaæ - ale nie w piêæ minut. Srebrne wesele Tadeuszowi Lewandowskiemu; wszystkim moim Kole¿ankom i Kolegom z Klubu Twórców - ten dwudziesty pi¹ty K¹cik... dedykujê N igdy nie dedykujê swoich prac. Nikomu. Po roku lub dwóch latach zawsze dochodzê do wniosku, ¿e dzie³ko mog³oby byæ znacznie lepsze; wsty- dzê siê potkniêæ, a czasem zwyk³ych g³upot, które po- wypisywa³em. Poza tym ¿yje na œwiecie ca³e mnóstwo ludzi, którym powinienem coœ zadedykowaæ, gdybym mia³ taki obyczaj. To spirala bez koñca. Kogoœ uhonoru- jê, kogo innego pominê i ura¿ê, bo nie mogê wszystkie- go dedykowaæ wszystkim. Ale K¹cik z³amanych piór to trochê inna sprawa. Gdy chodzi o utwory fabularne, zbyt wiele osób, bezpoœred- nio albo poœrednio, przyczyni³o siê do ich powstania. Z t¹ rubryk¹ sprawa jest prostsza: nie by³oby jej, gdy- bym nie zwi¹za³ siê kiedyœ z okreœlonym gronem ludzi. Dzisiaj ¿egnam siê z Czytelnikami i Sympatykami K¹ci- ka..., pora wiêc sp³aciæ d³ugi