... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nora podniosła się z miejsca. — Chyba mogę śmiało zapewnić, że wszyscy bardzo byśmy chcieli, żeby Kyle mówił dalej. Mam nadzieję, że w przyszłym roku także weźmie udział w naszej konferencji. Rozległy się entuzjastyczne oklaski, a pisarka podeszła i uścisnęła Flemingowi dłoń. — Masz wolny wieczór? — zapytała. — Zaprosiłam kilka osób stąd na przyjęcie do Klubu Osadników wydawane z okazji setnej rocznicy jego istnienia. Później wybierzemy się na kolację. — Dziękuję, Noro — odrzekł Kyle — postaram się wpaść, ale mam już plany na wieczór. 67 Regan zawahała się, mijając hotel Paisley. Bardzo by chciała wejść i przywitać się z matką oraz znajomymi. Miała okazję spotkać się z nimi jedynie na koktajlu otwierającym konferencję, a wydawało się, że od tamtego wieczoru upłynęły tygodnie. Lepiej nie marnować czasu, pomyślała, naprawdę powinnam wracać. Zatrzymała taksówkę i po kwadransie była już w klubie. — Panno Reilly — powitał ją strażnik. — Clara pani szuka. Serce Regan zabiło mocniej. — Gdzie ona jest? — W salonie. Regan wbiegła na schody. Clara stała przy kominku, polerując pogrzebacze i szufelki, które służyły wyłącznie ku ozdobie. Odkąd cały klub wypełnił się dymem z powodu niesprawnego przewodu kominowego, prawdziwy ogień zastąpiono elektrycznym paleniskiem. Na widok Regan otworzyła szeroko oczy i upuściła szuflę. Metaliczny dźwięk słychać było chyba na drugim końcu parku. — Regan! — Dobrze się czujesz? — Muszę porozmawiać z tobą na osobności — szepnęła pokojówka. Poszły do apartamentu Nata, nikogo po drodze nie spotykając. Clara zamknęła za sobą drzwi i pobiegła prosto do kuchni. — Zobacz, co znalazłam! — wykrzyknęła. Na podłodze leżał czarny worek na śmieci. Clara otworzyła go szarpnięciem i wyjęła wilgotny ręcznik. — Ręczniki Wendy! — jęknęła, wyciągając drugi. — Co za szkoda. Zaśmierdły całe od tego worka. — Gdzie je znalazłaś? — zapytała Regan szybko. — W pojemniku na śmieci z tyłu budynku. — Przecież mówiłaś, że pojemnik opróżniany jest w piątki. — Bo jest! Ktoś musiał je tam wrzucić już po odjeździe śmieciarki! — Czyli wczoraj późnym wieczorem albo dzisiaj wczesnym rankiem. — Aha — kiwnęła głową pokojówka, a potem, jakby kierowana automatycznym pilotem, powtórzyła: — Co za szkoda. Nic z nich nie będzie, cuchną i brakuje kilku aplikacji z owieczkami, a bez nich to już nie te same ręczniki. A worek na śmieci musiał być wzięty od Nata. W czwartek powiedziałam, żeby kupił nowe, bo został tylko jeden. Popatrz! — Otworzyła szalkę i triumfalnie wyjęła puste pudełko z obrazkiem kosza na śmieci na pokrywce. — Nie ma ani jednego! — Claro, ty przeszukiwałaś pojemnik? — zapytała Regan z niedowierzaniem. Kobieta jakby się trochę zawstydziła. — Taka byłam dzisiaj rozgorączkowana, że w czasie przerwy pobiegłam na tylny dziedziniec, żeby zapalić. Rzucałam papierosy co najmniej dziesięć razy! Tak czy owak, jeden z kelnerów wyszedł ze śmieciami, a kiedy wrzucał je do pojemnika, zobaczyłam, że przez rozdarcie w worku widać różowy kolor. — Więc sprawdziłaś, co to? — Powiedziałaś, żebym była dyskretna, więc poczekałam, aż kelner wróci do budynku. Kiedy się przekonałam, że to ręczniki Wendy, pobiegłam po torbę na pranie, schowałam do niej worek i zaniosłam na górę. — Claro, zadziwiasz mnie. — Dziękuję, Regan, ale wiesz co... — Tak, Claro? — Trochę się boję. Obie wpatrywały się w wilgotne różowe ręczniki, które Wendy tak lubiła. Nie ulegało już wątpliwości, że użyte zostały do zatarcia śladów po zamordowaniu Nata. 68 Po skończonej rozmowie telefonicznej Daphne bała się powiedzieć Jacques’owi, że Thomas w żadnym razie nie sprzeda owiec. Bądź dobrą aktorką, przykazała sobie. Tylko to się liczy. Ruszyła w stronę reżyserskiego fotela, w którym siedział Jacques. Cygarniczka zwisała mu z ust, czarny beret zdobił głowę. — I co? Daphne roześmiała się beztrosko. — Okazuje się, Jacques, że owce mają niezwykle ważne znaczenie dla klubu. — Co rozumiesz przez „ważne znaczenie”? — To, że są istotną częścią jego historii i Thomas nie zamierza się ich pozbywać. Reżyser wyjął cygarniczkę. — Chcesz dostawać główne role w moich filmach? — Naturalnie, że chcę. To dla mnie zaszczyt pracować z tobą, Jacques. — Te owce są magiczne. — Wskazał Dolly i Bah-Baha. — Nie wiem, na czym to polega, ale mają w sobie coś szczególnego. I ja je chcę! Chcę, chcę, chcę zatrzymać te owce! A tylko ty możesz to załatwić, więc zrób to! Zaproponuj im pięćdziesiąt tysięcy dolarów. — Odwrócił się i machnął ręką. — Weź czek od tego, jak on się tam nazywa, i idź. Postaraj się, żeby go przyjęli! Chwilę później Daphne była już na ulicy, śpiesząc do klubu, jakby od tego zależało jej życie. 69 — Teraz możecie zrobić sobie przerwę na lunch — oznajmił Maldwin swoim słuchaczom. — Dziękuję! — zawołała Harriet radośnie. — Czy mam komuś przynieść kanapkę ze sklepu? — Nie — odparł Albert. — Nie — zawtórował mu Vinnie. — Właściwie nie jestem głodny — oświadczył Blaise z całą uprzejmością, na jaką było go stać. Miał ochotę skręcić Harriet kark. Była jak ten uczeń w szkole, który zawsze przypomina nauczycielowi o zadaniu klasie pracy domowej. — Dobrze. — Zmarszczyła swój nosek jak u mopsa. — Wrócę za kilka minut i jeśli coś trzeba będzie zrobić, zajmę się tym. — Weź sobie wolne na całą godzinę — powiedział Maldwin z naciskiem. Zrób mi tę przysługę, dodał w duchu. Nam wszystkim. — Chodźmy na piwo — szepnął Vinnie do Alberta. — Zapowiada się długi dzień. — Doskonały pomysł. Blaise podszedł do Fecklesa i zapytał: — Czy mógłbym dostać klucz do parku? Chciałbym odetchnąć świeżym powietrzem. — Jest zimno — prychnął Maldwin. — Mam czapkę. — Blaise się uśmiechnął. Maldwin wzruszył ramionami