... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ale będzie musiał zostać w sztucznej macicy jeszcze dwa tygodnie, dopóki nie przyleci statek z Okanagonu, żeby zabrać jego i pozostałe dzieci do nowych rodzin i tajnej szkoły, gdzie zostaną wychowani na Mentalnych Ludzi... Cyndia wyszła na balkon sypialni. Zastała tam Marca, patrzącego na ocean w świetle księżyca. Noc była bardzo ciepła, miał więc na sobie tylko złote jedwabne spodenki; był tak wspaniały, że na jego widok serce skoczyło jej do gardła. Odwrócił głowę i uśmiechną} się do niej, a ona poczuła, że jej ciało, wracające do normy po porodzie, pała ogniem i skręca się z pożądania. Było za wcześnie, ale i tak go pragnęła. Kochała go nad życie; kochała i pragnęła. - Jak dzieci? - zapytał. Wiedziała, które dzieci ma na myśli. Nigdy nie przychodził popatrzeć na śpiącego Hagena, nigdy nie siedział przy niej, gdy karmiła Cloud. Ale to nie było ważne. - Dobrze, ardaingeal ionuin - powiedziała lekko. - Wszystkie. Właśnie sprawdziłam. - Chodź tu i popatrz - zaprosił ją. - Orki wpłynęły do kanału. - Orki? - podeszła do niego i spojrzała na morze. - Możesz mi powiedzieć, które? Mój ultrawzrok ostatnio nie działa najlepiej. Przyjrzał się baraszkującym czarno-białym stworzeniom. - Widzę Tunji’ego, Brudnego McPaskudę, Airegina, Ecaroh, Armatę i Mahjong z młodym. - Może powinniśmy dać imię jej dziecku. Będzie to drugi chrzest w tym pomyślnym dniu! Wybierz. Zastanowił się chwilę. - Co powiesz o Nuage*,[* Nauge (ang.) - chmura (przyp. red.).] na cześć naszej córki? Jestem pewny, że młode jest samicą. - Doskonale. - Przygotowałem dla nas sangrię*.[* wino] - Podszedł do stołu, na którym stał dzbanek i dwie szklanki, i nalał im obojgu. - Usiądź, kochanie. To był dla ciebie ciężki dzień. Duży, podwójny szezlong był ustawiony tak, by leżących owiewała wieczorna bryza. Wziął ją za rękę i pomógł jej usiąść, po czym wyciągnął się obok. Poprawiła przezroczystą niebieską koszulę nocną i szlafrok, które nosiła, by ukryć zdeformowane ciało, które jeszcze nie wróciło do normy po porodzie. Wino było dobre, więc wypiła je szybko w nadziei, że złagodzi ból pożądania, trawiący jej brzuch. Potem odstawiła szklankę na bok i ułożyła się wygodnie, moszcząc głowę w załamaniu mocnego ramienia Marca. Jego skóra była sucha i chłodna, wydzielała delikatny zapach piżma. Musnęła ręką jego twarz i wyczuła znajome oznaki głębokiej troski. - Cieszę się, że nie odłożyliśmy chrztu Cloud do przyjazdu Jacka i Dorothei na Ziemię w przyszłym tygodniu - powiedział Marc. Thierry i Mitsuko są idealnymi rodzicami chrzestnymi. Zaśmiała się łagodnie. - I oczywiście nie ośmielilibyśmy się zaprosić przyszłych rodziców chrzestnych na wyspę. Ich gigantyczne ultrazmysły mogły wykryć inkubatory, które tu ukryliśmy. - To też - zgodził się. - Ale w obecnej sytuacji wolałem nie urządzać wielkiej uroczystości rodzinnej, takiej jak chrzciny Hagena. Teraz zaprząta mnie zbyt wiele ważnych spraw. Cyndia starała się nie okazać, że jest jej przykro. - Rzeczywiście, taka kameralna ceremonia - tylko rodzice chrzestni, dzieci, Siostra Virginia i my - też była przyjemna. - A teraz zostaliśmy sami. Towarzyszy nam tylko stado tańczących zabójczych orek. - Nie bądź takim pesymistą - zganiła go. - Wcale nie są zabójcze. - Jak chcesz. Ale i tak są łowcami. Pięknymi, inteligentnymi mięsożercami. - Mm. - Przesunęła dłonią po jego udzie. - Jak ty, ukochany. I ja. - Warknęła zabawnie, jak drapieżnik. Uśmiechnął się. Odrzucenie seksualnego zaproszenia było grzeczne, ale zdecydowane. Szybko zapanowała nad niezręcznością tej chwili. - Wiesz, nad czym się zastanawiałam? Czy ta wyspa nazywa się na cześć tych zwierząt, czy też zwierzęta otrzymały swoją nazwę na cześć wyspy? - Ani to, ani to. “Orca” to łacińska nazwa pewnego gatunku delfina, a wyspa została nazwana przez hiszpańskiego badacza Francisco Elizę na cześć wicekróla Meksyku - niejakiego Don Juana Vicente de Giiemes Pacheco y Padilla Orcasites y Aguayo, hrabiego de Revilla Gigedo. Wbrew sobie wybuchnęła śmiechem. - Wielkie nieba, co za nazwisko! Ale nie wierzę, że ta zbieżność jest przypadkowa. - Zbiegi okoliczności zdarzają się nieustannie. Współistność zdarzeń, która odsuwa przypadkowość w nieskończoność, jest immanentną właściwością życia. Cherie, nie możesz nigdy o tym zapominać. - Tak, masz rację. - Nagle otrzeźwiała. Ćmiący ból w dole brzucha na chwilę stał się tak ostry, że nie mogła złapać tchu. - Znowu brzuch? - Był szczerze zatroskany. - Tylko trochę. Karmienie dziecka sprawia, że macica się kurczy. - Podobnie jak inne rzeczy